Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 17 lutego 2019

Historia weterynarza

Weterynarz u którego mieliśmy niegdyś praktyki opowiedział nam pewną historię. Mówiła o tym, dlaczego nie należy kierować się ilością obsługiwanych pacjentów, a jakością ich przyjmowania. Lekarz uważał, że rozmowa z właścicielem jest bardzo ważnym elementem, nie tylko ze względu na wywiad.
Pewnego dnia przyszedł do niego mężczyzna z kotem. Właściciel był młody, a kot miał już swoje lata. Zwierzak posiadał książeczkę, komplet szczepień, terminowe odrobaczania. Kiedy weterynarz spytał w czym może pomóc, mężczyzna odpowiedział że chce uśpić kota. Lekarz zbadał puszka, zajrzał do książeczki i spytał skąd taka decyzja, jako że nie widzi żadnych medycznych podstaw żeby skracać zwierzęciu życie. Właściciel kręcił coś o agresji zwierzaka i podeszłym wieku, po czym zaczął zmyślać nieistniejące objawy jakie miałyby kotu dokuczać. Kiedy zorientował się, że jego historie nie są przekonujące próbował nawet lekarza przekupić.
- Proszę pana - odparł doktor - Jeśli nie chce pan już z jakiś powodów zajmować się kotem, może pan go zostawić w schronisku, albo tutaj i to my skontaktujemy się ze schroniskiem. Nie ma potrzeby go usypiać. Zwierzak ma swoje lata, ale jest zdrowy i może pożyć jeszcze kilka lat -
Mężczyzna upierał się jednak przy eutanazji. Widząc, że nic z tego nie będzie próbował zabrać kota i pojechać z nim do innego gabinetu. Weterynarz zablokował go jednak i powiedział, że etyka zawodowa zabrania mu oddać zwierzę komuś, kto może chcieć je uśmiercić. Właściciel odgrażał się policją, ale wiedział że obciążony zostanie on sam. Lekarz zamiast wyrzucić człowieka, kazał mu usiąść i powiedzieć szczerze jaki jest powód takiego zachowania, bo wygląda na równego gościa któremu normalnie taki pomysł nie przyszedłby do głowy. Przeglądając po raz kolejny książeczkę okazało się także, że właścicielem kota jest kobieta, więc takie decyzje może podejmować tylko ona.
Gość usiadł zrezygnowany i opowiedział wszystko od początku. Mówił, że poznał dziewczynę i po pewnym czasie postanowili ze sobą zamieszkać. Ona była kociarą, a on psiarzem. Na kolanach lekarza spoczywał właśnie jej kot, on natomiast miał psa - miksa Pitbulla. Zwierzaki nie potrafiły się dogadać. Pies schodził kotu z drogi, ale ten atakował go bez powodu. To było przyczyną częstych awantur. Dziewczyna wymagała pozbycia się psa, na co mężczyzna nie chciał się zgodzić. Postawiła nawet ultimatum - ona, albo pies, więc spakował się i wyprowadził razem z suczką. To było równoznaczne z rozstaniem, ale chłopak uznał że męczyłby się w takim związku. Dziewczyna nie odpuszczała. Była wściekła i wysyłała do mężczyzny groźby, dzwoniła z pretensjami, a nawet kontaktowała się ze znajomymi przekazując im swoją wersję zdarzeń. Kilka miesięcy później wracając z pracy chłopak znalazł na podwórku swojego czteroletniego psa - martwego. Sekcja wykazała, że ktoś go otruł. Jako, że suczka była nauczona przyjmować jedzenie tylko od znajomych ludzi, podejrzenie mężczyzny od razu padło na dziewczynę. Nie znał drugiej osoby, której zależałoby na śmierci jego psa, ale kiedy udał się na policję nie miał żadnych dowodów przeciwko kobiecie. Nikt nic nie widział, a kamery nie obejmowały niczego poza płotem. Sms-y z pogróżkami nie były wystarczające, ponieważ według policji "od gróźb do czynów jest daleka droga". Mogli przyjąć zawiadomienie o nękaniu, ale nie o zabiciu zwierzęcia. Gość był zrozpaczony. Zaczął pić i wpadł w taki ciąg, że nie potrafił przestać. Wtedy postanowił, że się zemści. Wiedząc jak pracuje dziewczyna zakradł się do domu pod jej nieobecność, wyżebrał zapasowy klucz od sąsiadki, która go przetrzymywała i zabrał z mieszkania kota. Nie potrafił być tak bezwzględny jak dziewczyna, więc postanowił uśpić go profesjonalnie, bez cierpień. Kierowała nim chęć zemsty, ale mimo wszystko nie chciał zadawać kotu takiego bólu, jaki dotknął jego psa.
Weterynarz wysłuchał historii do końca i usiłował przekonać mężczyznę, że zemsta na zwierzaku nie jest dobrym rozwiązaniem i że nie będzie się po tym czuł dobrze, że taka decyzja wydaje mu się słuszna teraz, ale potem bardzo by jej żałował. Doktor wyjaśnił, że tak naprawdę nie wiadomo kto był winny zdarzeniu, natomiast w jego przypadku wina byłaby oczywista, jako że widziała go sąsiadka dziewczyny.
Mężczyzna się tym nie przejął. Odpowiedział że może iść do więzienia, tylko chce przedtem żeby ta *niecenzuralne słowo* cierpiała. Weterynarz odrzekł, że najlepsze co teraz chłopak może zrobić to wrócić do domu, odciąć się od tej kobiety oraz wspólnych znajomych, skontaktować się z dobrym psychologiem i umówić na wizytę. On w tym czasie zadzwoni do właścicielki kota i odda jej zwierzę. Dodał, że jeśli koniecznie chce się mścić na dziewczynie to on umywa od tego ręce, ale nie powinno się mieszać w to zwierząt, bo to nie ich wina.
Mężczyzna niechętnie, ale wyszedł z gabinetu bez kota i jego dokumentów. Lekarz nie wiedział, czy chłopak postąpił zgodnie z jego radą, czy wrócił do domu żeby ponownie się upić, ale nie miał już na to żadnego wpływu. Nie mógł mu bardziej pomóc. Kot wrócił do właścicielki jeszcze tego samego dnia.
Tę historię weterynarz opowiadał każdemu, kto próbował go popędzać ze względu na rosnącą w poczekalni kolejkę. Odpowiadał, że "Lepiej jest słuchać marudzących ludzi, niż przegapić kogoś kto ma nam do powiedzenia coś naprawdę ważnego".
Cenię tego człowieka, mimo że przez system jego pracy czas oczekiwania pacjentów na swoją kolej był naprawdę długi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz