Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 14 lutego 2019

Maraton Buldoga i choroby wrodzone

Wiedzieliście, że psy też mogą mieć zakwasy?
Zapewne tak. Psie zakwasy pojawiają się rzadko i znikają szybciej, jako że w mięśniach tych zwierząt zachodzą inne reakcje chemiczne niż w naszych i są one zazwyczaj w dużo lepszej kondycji od ludzkich. Są jednak ludzie, którzy nie dopuszczają do siebie takiej myśli.

Wiele lat temu, kiedy Morfina była jeszcze małą, włosianą, nieforemną kulką o za długich kończynach względem reszty ciała, miałam znajomą z Buldogiem francuskim. Jej pies miał wtedy trzy lata i był typowym kanapowcem. Spacer w pięć minut, żarełko, łóżeczko. Taki psi Garfield.
Pewnego dnia zebraliśmy się grupką znajomych i postanowiliśmy wybrać się na pieszą wycieczkę do lasu - 40 km w dwie strony. Przyszykowałam psu torbę, jako że wiedziałam iż przez większość trasy będę puppera niosła. Zabraliśmy prowiant, psy i spotkaliśmy się w ustalonym miejscu.
Właścicielka Buldoga przyszła z pociechą, która była z tego faktu bardzo niezadowolona.
- Masz coś, żeby go nieść jak się zmęczy? - spytał jeden z członków wyprawy.
- Bo co? Bo to że masz Huskiego, to mój od razu nie da rady? -
- Nie o to chodzi. On nie jest przyzwyczajony, a mój tak. Poza tym nie oszukujmy się, Buldogi nie są anatomicznie stworzone do maratonów -
- Da radę - odpowiedziała krótko dziewczyna i zamknęliśmy temat, chcąc uniknąć kłótni.
Już po pierwszych kilometrach Buldog zaczął z siebie wydawać dźwięki niezadowolenia i z nadzieją spoglądał na Morfinią głowę, wystającą z mojej torby.
- On też się zmieści - zagaiłam do właścicielki - Mogę go chwilę ponieść, niech sobie odpocznie -
- Nie trzeba, da radę -
Odpuściłam.
W połowie drogi zrobiliśmy postój na napojenie i nakarmienie siebie i psów. Wtedy to właśnie Buldog zaległ na chodniku i chrapiąc głośno udał się na drzemkę. Kiedy próbowaliśmy go obudzić, udawał że śpi i przysuwał się coraz bliżej torby. Ewidentnie nie miał zamiaru uczestniczyć więcej w wycieczce. Odmawiał wstania i dalszego marszu.
Udało nam się przekonać właścicielkę, żeby niosła go w mojej torbie, kiedy Morfina będzie szła. Mogli się przecież zmieniać. 
Skończyło się na tym, że większość drogi powrotnej płaski pychol spędził w torbie, a Morfina na moich rękach i oba psy były z tego bardzo zadowolone.
Następnego dnia miałam problemy, żeby unieść ręce powyżej poziomu ramion. Ubranie się było nadludzkim wyczynem i winić za to mogłam tylko powrotną trasę i fakt, że niosłam psa na rękach zamiast w torbie.
Na spacerze tego dnia spotkałam ponownie właścicielkę anty spacerowicza. Pies nie mógł podnieść nogi, żeby obsikać drzewko i tuptał w miejscu na sztywnych łapach.
- On też ma zakwasy? - spytałam, widząc ile trudu sprawia Buldogowi każdy krok.
- Nie - odparła natychmiast dziewczyna - On tak zawsze chodzi -
Nie wydawało mi się to prawdą, ale odpuściłam.
Mimo, że cierpiałam, byłam z siebie dumna. Szczeniaka nie można forsować, a mnie udało się tego dokonać, niosąc go całą drogę z przerwami na rozprostowanie łap i potrzeby fizjologiczne.
Kilka miesięcy później okazało się, że Morfina cierpi na ciężki przypadek dysplazji i potrzebna jest operacja, żeby jej stan się nie pogarszał.
Po zabiegu właściwie cały tył psa znajdował się w gipsie, a brzdąc dostał ograniczenie ruchu przez 6 tygodni. Nie wiem, czy ktoś z Was próbował kiedyś powstrzymać pełnego energii szczeniaka przed ruszaniem się przez 1,5 miesiąca, ale nie jest to łatwe zadanie.
Znosząc po raz kolejny psa ze schodów spotkałam właścicielkę Buldoga. Powiedziałam jej o dysplazji i o zabiegach, na co ona odparła:
- Bo pies to się musi ruszać, nawet jak nie chce. Masz to swoje noszenie w torbie - 
Zapewniłam ją, że gdybym przeforsowała jej stawy, wynik byłby tylko gorszy.
- Jakoś mojemu nic nie jest -
Tłumaczenie, że to wina genów i wrodzonych predyspozycji, które mają zazwyczaj większe psy nie przyniosły efektów.
Dziewczyna krytykowała głośno fakt, że stosuję się do zaleceń lekarza i ograniczam psu ruch, że wnoszę i znoszę go po schodach, że zabraniam mu bawić się z innymi psami, że jeżdżę z nim na rehabilitację, bo przecież "pobiegałby sobie i by było to samo".
Właścicielka Buldoga przestała się śmiać i zaczęła mnie unikać, kiedy u jej psa zdiagnozowano problemy z oddychaniem, wynikające z takiej budowy pyska. Choroba wrodzona o podłożu genetycznym, która objawy dała dość późno, lub nie zostały wcześniej zauważone.
Pewnego dnia przyszła mnie przeprosić. Musiała wyjechać i bała się zostawić psa w obcych rękach.
Zgodziłam się go pilnować.
Czy przez to przeprosiny były nieszczere? Nie, ale uważam że sytuacja ją zmobilizowała i gdyby nie wyjazd nigdy bym ich nie usłyszała.
Moja babcia miała na takie sytuacje specjalne hasełko.
"Nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz