Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 1 lipca 2019

Crazy rat lady?

Nasi sąsiedzi bardzo cenią sobie zakupy przez internet. Szczegół tkwi jednak w tym, że są w domu bardzo rzadko, a zamawiają dostawę kurierami.
Zazwyczaj pakunki lądują u nas i są przez właścicieli odbierane kiedy Ci wrócą w końcu do domu wieczorową porą.

Sytuacja miała miejsce tak często, że obecnie panowie z przesyłkami pukają od razu do obu drzwi - moich i sąsiada żeby zaoszczędzić czas, bo wiedzą, że paczka i tak prawdopodobnie zostanie u nas.

Jednego dnia potrafi przyjść nawet pięć przesyłek, które układają się w piramidę w naszym salonie. Sąsiedzi maja do nas zaufanie, więc czasem paczki czekają na nich nawet kilka dni.

Ostatnio nasza kolekcja kartonów rosła niepokojąco i już zastanawialiśmy się czy sąsiedzi nie wyjechali przypadkiem na wakacje. Obmyślaliśmy gdzie można przenieść pakunki żeby za chwilę nie utonąć w morzu paczek które lada dzień mogły pogrzebać nas żywcem na naszym skromnym metrażu.

Moja siostra miała wczoraj przedłużoną rehabilitację, więc byłam w domu sama. Ogarniałam akurat moje małe zoo i czyściłam klatki kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Z jednym szczurem na ramieniu, a drugim w dłoni (Masło spał jak zwykle snem niewinnych na mojej poduszce) podreptałam do wizjera i ujrzałam w nim twarz sąsiada który z listonoszem widuje się od święta. Ucieszyłam się, bo sterta była już naprawdę imponująca i zaczynało brakować nam miejsca.
- Dzień dobry sąsiadko - usłyszałam otwierając drzwi - Nie przeszkadzam? Ja po paczki, bo coś tam pewnie przyszło.
- Oj przyszło i to sporo, dobrze, że pan jest - odparłam przyglądając się niepewności dojrzewającej w obliczu mężczyzny który zerkał na małe stworzonka wczepione w moje ubranie.
Pewnie był to dla niego dość niecodzienny widok, ale odważył się wejść do środka.
- Paczki są w pokoju obok szafy - rzekłam - Proszę wejść w butach, jeszcze nie odkurzałam.
- Dziękuję bardzo, naprawdę. Całe szczęście, że pani jest w domu... Jezusie słodki aż tyle? - zamarł sąsiad na widok kartonowej konstrukcji sięgającej już połowy ściany.
- No aż tyle.
- Ja bardzo przepraszam, to ta moja musiała tyle nazamawiać. Ile tego jest! Tu jest z połowa sklepu, ja z nią muszę... - tłumaczył mężczyzna i nagle przerwał wywód. Cisza wydała mi się bardzo dziwna, więc wyszłam z kuchni i zajrzałam do pokoju. Sąsiad stał z trzema kartonami w dłoniach i z lewoskrętem szyi przyglądał się mojemu otwartemu na oścież pokojowi.
Na powierzchni którą jego kartony pokryłyby całkowicie odnalazł wzrokiem śpiącą w legowisku Morfinę, dwie duże klatki, oraz jedną mniejszą i śpiącego na poduszce szczura, zwiniętego w precelka.
Na jego twarzy malowało się zaciekawienie pomieszane z niepokojem. W jego mózgu wyskakiwały właśnie raporty o błędach i oceniał on pewnie sytuację jako "ta kobieta ma jakiś głęboki problem".
- Przepraszam za bałagan, jestem w trakcie sprzątania - przerwałam milczenie i mężczyzna oprzytomniał. 
- Ja przepraszam, to nie ze wścibstwa, tak po prostu mi oko uciekło. Pani to niedługo braknie miejsca na ten zwierzyniec - uśmiechnął się niepewnie sąsiad i nie odrywając wzroku od pokoju zaczął przemieszczać się z paczkami w stronę wyjścia.
- Jeszcze się zmieści, spokojnie.
- Chyba jak pani usunie łóżko.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Właściwie i tak od jakiegoś czasu go nie używam. Byłaby dodatkowa przestrzeń dla puchatków.
- Ja wiem, że to pewnie miłe zwierzątka są, ale mnie ten ogon odrzuca. Bałbym się inwazji.
- W porządku, szczury nie mają dobrego PR'u.
- Dobrze, że mojej tutaj nie wysłałem. Dostałaby paniki. Ona to się nawet myszy boi do tego stopnia, że potrafi mdleć.
- Przecież wie, że mam szczury.
- Tak, ale nie że aż tyle i że one sobie tak chodzą po domu, po łóżku, na wolności. W klatce to tak pewniej jednak... Ja obrócę parę razy po te paczki dobrze? Bo się nie zabiorę.
- Jasne - odparłam i wzięłam się za przesypywanie żwirku do kuwet.
- Kot też się gdzieś tam schował?
- Nie, nie. To dla gryzoni.
- Ah, bo już myślałem, że mi umknęło. Mogę zostawić otwarte drzwi? Nie uciekną?
- Nie, spokojnie. Ja już i tak je zamykam - odparłam i przyglądałam się jak za każdym razem kiedy mężczyzna przechodził obok mojego pokoju zapuszczał dyskretnego żurawia do środka.

Śmiałam się z "szalonych kocich mam", a niechcący chyba sama stałam się "szaloną szczurzą mamą".

Czuję jak deratyzator puka do mych drzwi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz