Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 11 lipca 2019

Dentysta

Lubicie chodzić do dentysty?
To trochę jakbym spytała Was czy lubicie tortury.
Odpowiedź dzieli się zazwyczaj na dwa sektory:

  • Osoby które odpowiadają, że owszem, lubią takie wizyty - te osoby zazwyczaj chodzą tylko na kontrole i ich zęby są w stanie idealnym.
  • Osoby dla których dentysta jest gorszy od rzeźnika, ponieważ poznały już symfonię wiertła i narzędzi sprawiających ból w fotelu rozpaczy.
Osobiście jestem gdzieś pomiędzy. Mam olbrzymi szacunek do tego zawodu, bo to co się dzieje w niektórych jamach ustnych jest gorsze niż przejście przez dziewięć kręgów piekła, ale nie jestem kimś kto lubi płacić za ból i cierpienie, więc trzymam się na dystans do momentu w którym jestem zmuszona skorzystać z pomocy ludzi w fartuchach i masce na twarzy.

Uwielbiam moją dentystkę. 
Wiem, że jest to mało popularne stwierdzenie, ale jest to najsympatyczniejsza i najbardziej życzliwa osoba jaką znam. Ma bardzo wymagający i nielubiany zawód, ale komorników też nikt nie darzy miłością.
Jak mówiła moja babcia: "Nie muszą Cię uwielbiać. Ważne, że Cię szanują".
Kto jak kto, ale drobna kobieta, ubrana na biało, z maską zasłaniającą wyraz jej twarzy i wiertłem w dłoni budzi respekt. Nikt nie chce narazić się dentyście.

W przypływie odwagi umówiłam się na wizytę, ponieważ moje zęby to małe, wredne gnojki. Dbam o nie jak mogę. Szczotkuję, nitkuję, przepłukuję, poleruję, a one z jakiś powodów i tak się psują. Mam wrażenie, że spiskują z Tobym. Jednym i drugim (jak ktoś nie wie o co chodzi, zapraszam do poprzedniego posta). To jest typowo zachowanie Tobich.

Nastawiłam się więc psychicznie na ból twarzy i portfela, po czym ruszyłam na miejsce. Weszłam do gabinetu, gdzie pani recepcjonistka skierowała mnie do poczekalni i usiadłam na wygodnym fotelu w towarzystwie roślinki i góry pisemek.
Jeśli czeka się w kolejce na krzesło tortur, nie pomaga spokojne i ciche otoczenie delikatnej zieleni i miękkich obić. 
Jak tu się relaksować, wiedząc że za ścianą ktoś właśnie walczy o życie?


Oczywiście wiedziałam, że nic mi nie grozi, a moja dentystka zadba o to, by obyło się bez bólu, ale i tak za każdym razem gdzieś z tyłu mojej głowy odzywa się cichutki głosik krzyczący "Panika i ucieczka! Panika i ucieczka! Ratuj się kto może, opuścić pokład!" z którym walczę aż do momentu usadowienia się w fotelu. Wtedy nie ma już odwrotu.
Anielskie głosy dobiegające z głośników przygotowywały mnie na nadchodzący Armagedon i walkę z bossem. Sądząc po miejscu w którym się znajdowałam mógł to być sam Lucyfer.

- Dawno pani u nas nie było - przywitała mnie jedyna kobieta w obecności której skalpel to narzędzie masażu.
- Tak, wiem - odpowiedziałam, bo nie było sensu się tłumaczyć i usiadłam w fotelu z widokiem na plakat o rodzajach próchnicy.
Fajnie. Będzie co poczytać podczas borowania.
Zaczęło się od przeglądu i okazało się, że jest co robić. Na zębie zawsze znajdzie się jakaś złośliwa rysa po której rozwierceniu odkrywa się przejście do Narnii, więc nie byłam zdziwiona. 
Górne chłopaki trzymały się dobrze i nie wywoływały zastrzeżeń, to dolni panowie organizowali jakieś powstanie, werbując coraz więcej kościstych obywateli jamy ustnej.
Plusy dla górnego uzębienia. Natomiast dolne... wstyd mi za Was chłopaki, nie taka była umowa.

Natychmiastowej interwencji wymagała piątka i jej koleżanka szóstka, która nie powinna imprezować zbyt blisko piątki, bo zaczynała już przejawiać jej niezdrowe i buntownicze podejście do życia.
Do moich ust trafiła sycząca kobra zwana ssakiem i w ruch poszły igła ze strzykawką. Nie wiem jak Wy, ale ja się bez znieczulenia nie ruszam i moja dentystka o tym wie. Jestem w stanie znieść każdy ból, ale wiercenie na żywca w moich zębach jest poza moją strefą wytrzymałości.
Po chwili rozpierania poczułam przyjemne mrowienie które objęło nie tylko mój język i dziąsła, ale i połowę twarzy, wliczając w to czoło. Po tym specyficznym botoksie można było mnie kroić. Nie miałam absolutnie nic przeciwko.

Kiedy moja dentystka bawiła się grabkami w mojej zdrętwiałej jaskini, ja starałam się przeczytać plakat mówiący o tym jak szczotkować zęby. Mam szczoteczkę elektryczną, więc omijają mnie częste aktualizacje co do tego procesu. Kiedyś wystarczyło przesuwać szczoteczką z prawa na lewo, później należało wykonywać ruchy okrężne, dopóki nie okazało się, że należy szczotkować zęby ruchem wymiatającym. Kto by się w tym połapał?

Ujrzałam chmurę sproszkowanego uzębienia wydobywającą się z moich ust i i poczułam jak fala płynu zalewa mi gardło. 
Niesamowite są te zastrzyki. Każdy zawodowy bokser powinien przed walką zrobić sobie dwa zęby po przeciwnej stronie twarzy i iść się tłuc na pewniaka, nie czując absolutnie niczego. Waciana twarz mogłaby krwawić, łamać się i kontaktować z podłogą, a walka trwałaby dalej bez uczucia jakiegokolwiek dyskomfortu.

- Była pani gdzieś na wakacjach? - zagadała dentystka.
- Y-y - wydobyłam z siebie jedyne dźwięki na jakie pozwalało mi pełne rozwarcie szczęki i narzędzia powkładane w moje usta.
Dentyści muszą robić to dla zabawy, albo znają tajemniczy język uwięzionego gardła. Nie ma możliwości żeby ktoś liczył w takim momencie na wartościową konwersację.
- A ma pani zamiar jechać?
- Y-y.
- Praca?
- Y-y. A Ayi. Uęie. O.
- Rozumiem. Fascynujące. Długo?
- Ey. Iu. Eioeuyo.
- No to się pani narobi.
Nie wiem czy rozwiązywania Enigmy złożonej z samych samogłosek uczą ich już na studiach, ale chciałabym posiąść tę umiejętność. Jest temu bardzo blisko do procentowego języka Amareny którym posługują się akademiki.
- Gdyby bolało, proszę unieść rękę, dobrze?
O troskliwa kobieto, bogini gabinetu dentystycznego. Nie czuję nawet mojego oka, boruj do woli.
- Machniem dwa - usłyszałam ekscytację zza zasłony maski i nie mając nic przeciwko przytaknęłam dentystce. Niech się kobiecina zabawi, a co.

Podczas kiedy lekarka rozmawiała o czymś z asystentką, prosząc ją sporadycznie o podanie substancji których nazwy nie potrafię powtórzyć, ja leżałam odprężona w fotelu, patrząc w światło lampy. Skończyły mi się obiekty do czytania.
- Ojoj. No nic. Będziemy ratować piąteczkę póki jeszcze żyje - usłyszałam - Możliwe, że tutaj konieczna będzie kanałówka.
Nie. Tylko nie to. Przecież to była mała rysa, jaka kanałówka? Co się tam dzieje w środku? Co to za spiski?
- Pani się nie martwi. Założymy lekarstwo na sześć tygodni i może sobie z tym poradzi. Nie wygląda to aż tak źle. Jak nie, no to niestety kanalik.
Musi sobie poradzić, nie ma innej opcji - pomyślałam, planując już jak przekazać lekarce, że wolałabym wyrwać tego niewdzięcznego białego smroda niż męczyć się z kanałówką. Nie zależało mi na tym zębie, miałam ich aż nadto i wiedziałam, że inni towarzysze szybko zajęliby jego miejsce i przejęli jego funkcje. Są rzeczy których nie warto ratować.
- Gdyby bolało, to natychmiast do mnie przychodzić dobrze? Nie powinno boleć. Ząb może być jedynie wrażliwy. Robimy światełkiem szósteczkę?
- Y-hy - przytaknęłam, bo światłoutwardzalne plomby trzymają się u mnie latami. Najstarsza z nich będzie wkrótce obchodzić swoje ósme urodziny. Oszczędność w temacie zębów nie przyniosła mi jeszcze niczego dobrego.
Błysnęło UV, w ruch poszła szlifierka i zostałam poproszona o przepłukanie i wyplucie.
Zadanie całkiem proste kiedy ma się czucie w twarzy, ale kiedy nie wie się czy usta dotykają już wody, jest to niesamowicie trudne. Starając się za bardzo nie oślinić, męczyłam się z kubkiem jak noworodek który nie potrafi jeszcze zapanować nad swoim ciałem.

Uśmiechając się tylko jedną połową twarzy (swoją drogą to musiało być creepy) umówiłam się na następną wizytę i wybełkotałam ładnie:
- Do wiłenia.
- Proszę pamiętać, że picie za pół godziny najwcześniej, a jedzenie za godzinkę, tak? - rzuciła lekarka stojąc w drzwiach i zapraszając następną osobę.
- Dobłe - odparłam, wciągając niesforną ślinę. Musiałam wyglądać jak ofiara nieudanej operacji plastycznej.
- I przyjść jakby bolało, dobrze?
- Dobłe. Dziękunę pani doktoł.
- To do widzenia.
- Do wiłenia.

Czucie w twarzy odzyskałam po czterech godzinach i póki co nic mnie nie uwiera, nie boli i nie uciska.
Moja mama dla odmiany męczy się u swojego dentysty już drugi miesiąc, ponieważ lekarz na zmianę zabrania jej i nakazuje wykonywać płukanki. Kiedy zgłosiła ból podczas zabiegu odparł tylko:
- Musi trochę poboleć.
Nie było żadnego "Proszę podnieść rękę gdyby bolało", albo "Proszę się natychmiast zgłosić gdyby coś panią niepokoiło". Nie. Było "musi trochę poboleć".

Jest to idealny przykład dlaczego każda praca wymaga powołania, oraz właściwego podejścia i nie powinno się jej wykonywać na siłę, wbrew sobie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz