Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 23 lipca 2019

Psa nie przebijesz

Słyszę hałas perkusji grającej mi tuż nad uchem i otwieram oczy. Na zegarku widzę 3:30, więc spoglądam wymownie na źródło dźwięku. Popcorn przygląda mi się z zadowoleniem w oczach i kijaszkiem z jabłonki w paszczy.
- Czego Ty chcesz kukurydz? - bełkoczę, wlepiając twarz w poduszkę, ale doskonale wiem czego perkusista ode mnie żąda.
- JEŚĆ - wołają jego oczy pełne dezaprobaty - Wstawaj leniwa buło i zrób mi śniadanie.
Miziołki zawsze mają pełną miskę, ale wieczorem dodatkowo dostają porcję warzyw i owoców. Czasem jednak mylą im się godziny.
- Popcorn umówmy się - mówię zwlekając się z łóżka, bo jabłonkowy koncert się rozkręca i dźwięk uderzania patykiem o miskę i poidełko zaraz postawi na nogi cały dom - Wy śpicie w dzień, ja śpię w nocy. Jest to pewna niedogodność, ale proponuję życie w symbiozie, bo Wam odetnę dopływ ciastek i osobiście będziesz się Masłowi tłumaczył. Nie dostaniesz teraz owocka, bo się upodabniasz sylwetką do brata i to nie do tego mniejszego.
Wyciągnięty z klatki Kukurydz ląduje na moim ramieniu i razem wędrujemy do kuchni żeby uzupełnić poidełko. Po drodze łaciaty pomiot szatana usiłuje uchwycić się małymi łapiszczami kuchennych szafek, więc dostaje nasionko dyni na uspokojenie i wraca na moje ramię. Przekraczając psa śpiącego snem niewinnych docieram do klatki, sprzątam pobojowisko jakie gryzonie zrobiły przez zaledwie kilka godzin i odkładam tam potomka Johna Bonhama.

3:45. Nie opłaca mi się już wracać do łóżka, za trzy godziny podjeżdża autobus.
Wychodzi na to, że równie dobrze mogę iść na spacer ze Świniakiem. Zarzucam więc sweter i wyruszam na przygodę z mym puchatym rumakiem, przedzierając się przez ciemną noc.
O tej godzinie na zewnątrz nie porusza się zbyt wielu ludzi. Są to pojedyncze niedobitki z wieczornej imprezy, próbujące wrócić do domu, lub zmęczeni życiem, ciężko pracujący ludzie którzy wybierają się na poranną zmianę, lub wracają z nocnej.
Idealny czas żeby pogadać z psem i nie zostać uznanym za wariata.

- Morfina. Nie podoba mi się Twój ton, musimy o tym porozmawiać - mówię do psa, który obdarowuje mnie fałdką dezaprobaty za to, że nie podążamy szlakiem jeżyka, chociaż ona bardzo chce.
- Nie może tak być. Ja mam wrażenie, że Ty mnie nie szanujesz i dajesz zły przykład muszkieterom - kontynuuję, idąc pustym chodnikiem i pozwalając psu wąchać co mu się żywnie podoba - Nic mnie nie szanujesz. Zero szacunku słuchaj. Zobaczymy jak przyjdzie do rozdzielania ciastek.
Morświn obraca się z czymś co w jej wykonaniu można nazwać gracją i kołuje w przysiadzie, robiąc drifty ogonem.
- Oho. Zamawiam stałą konsystencję, niech to nie będzie biegunka. Możemy się umówić żeby to nie była biegunka? - pytam, modląc się o cud kasztanowy, bo to już trzecie zatrucie w tym miesiącu. Widzę jednak, że to co opuszcza psa nie rozchlapuje się po trawie, więc oddycham z ulgą.
- Czy to są draże czekoladowe, Morfi? No i można? Moje ulubione, takie mi rób.
Gdyby ktoś mnie teraz usłyszał zapewne zadzwoniłby po miłych panów w białych fartuszkach, którzy zawieźliby mnie do miękkiego pokoju bez klamek i z piżamką o za długich rękawkach.
- Powiem Ci pies, że taką konsystencję to możesz sobie do CV wpisać. Elegancko - chwalę psa, zbierając jego cukierki i słyszę jak z brzucha wydobywa się burczenie z zasysem.
- Ojj. Ty pierzasta kokosowa chmurko jesteś głodna. Ja też. Zaraz będziemy burczeć synchronicznie. Co zamawiasz na śniadanie? Do wyboru masz ryż z kurczakiem i marchewką, albo ryż z marchewką i kurczakiem. Trzeciej opcji nie ma.
- A można samego kurczaka? - słyszę męski głos w oddali i podnosząc się z kucek spoglądam na jegomościa wspartego o uliczną latarnię. Koszula w połowie wyjęta ze spodni i zapięta na niewłaściwe guziki, stylizacja włosów na Yorka, rozbujana szyja. Gość musi wracać z zakrapianej imprezy.
- Przykro mi, to menu dla psa - odpowiadam i odchodzę w kierunku śmietników.
- Ja rozumem, ja też bym wolał psa niż sieebie. A te draże czkoladowe?
Jak długo tam stał?
- A to menu za to od psa.
- I pacz. I mówiłem Ci, że psa nie przebijesz. Nie przebijesz psa - rzecze jegomość i próbując ustalić swoje położenie względem północy rusza dalej, wspierając się na wszystkim co stoi mu na drodze.

Mam nadzieję, że rano nie będzie tego pamiętał, a moja twarz nie była zbytnio oświetlona przez lampy ulicznych świateł, bo obu nam będzie niezręcznie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz