Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 18 lipca 2019

Jak zostałam mamą

Wracam wymęczona z praktyk. Przed oczami wciąż mam kurtynę cyferek po ośmiogodzinnym przeglądaniu dokumentacji. Minie kolejna godzina zanim napchanym do granic możliwości autobusem, wciskając się komuś pod pachę i robiąc glonojadka na szybce, dotrę do domu. Wyciągam telefon i podchodzę do włącznika sygnalizacji dla pieszych.
Stojąc przed pasami przeglądam wiadomości od znajomych w telefonie, wolną ręką trzymając torebkę dla bezpieczeństwa. W takim tłumie nigdy nie wiadomo.
Ktoś łapie moją dłoń.
Spoglądam w dół i widzę malutką, chłopięcą rączkę przyklejoną do mojej.
- Nie uciekaj mamo - słyszę z ust chłopca wpatrzonego w ekran swojego telefonu, w którym toczy się właśnie bitwa kolorowych cukierków - Bo mnie zgubisz i będzie.
Przyglądam się małemu Kajtkowi i rozglądam się niepewnie.
Przepraszam, co tu się dzieje? Rozumiem, że to dziecko jest teraz moje? Nie sądziłam, że zostanę matką tak z dnia na dzień, ale chyba podołam. 
Już mam zamiar spytać małego księcia czy przypadkiem nie pomylił adresów, ale w tym samym momencie chłopiec spogląda na mnie i widzę w jego oczach narastającą panikę. Gałki stają się coraz większe i po chwili powiek nie widać już wcale. Dziecko wygląda jak zdziwiona żaba i wydając z siebie dźwięk który zdefiniować można jako kombinację wiertarki udarowej i odgłosu pocierania paznokciami o tablicę, puszcza moją rękę.
- Nie mama! - wykrzykuje i rozgląda się w panice dookoła.
No nie mów. 
- Gdzie mama? Mamoo! - drze się chłopiec i czuję, że wszyscy dookoła bacznie mi się przyglądają. Staram się opanować szkraba i nie wyjść na porywaczkę. Każde zdanie wypowiedziane przeze mnie w obronie, byłoby odebrane źle.
"To nie moje dziecko"
"Mały sam złapał moją dłoń"
"Pojęcia nie mam skąd się tu wziął"
W głowie słyszę już syreny policyjne.
Stoję więc, uśmiechając się do spanikowanego smyka w czapeczce Pikachu i usiłuję skłonić go do konstrukcji pełnego zdania które byłoby odpowiedzią na pytanie "gdzie ostatnio widział mamę i jak ona wygląda?".
Zamiast tego chłopczyk stoi w miejscu ze łzami w oczach i w histerii wskazuje mi wszystkie strony świata. Kręci paluszkiem jak zepsuty kompas, wołając mamę i starając się nie rozpłakać.
- Zaraz. Masz telefon. Masz tam numer do mamy?
- Mam - pochlipuje dziecko i stuka w ekran. Zanim jednak zdąży wcisnąć słuchawkę za moimi plecami odzywa się kobiecy głos.
- Olaf! Olaf na litość boską miałeś stać koło fontanny. Mówiłam żebyś poczekał tam chwilę, przecież poszłam tylko na pięć minut do toalety, a Ty już gdzieś zniknąłeś!
- Mama! - krzyczy wesoło chłopczyk i biegnie z uśmiechem do kobiety stojącej na przeciwległym chodniku. W ostatnim momencie łapię go za koszulkę i przyciągam do siebie zanim jego krótkie nóżki zdołałyby ponieść go na ulicę.
- Czerwone znaczy stój - mówię do zdziwionego nagłym zatrzymaniem smyka - Zaraz pójdziesz do mamy tylko się zrobi zielone.
Czekamy więc aż rzeka samochodów przepłynie nam przed oczami i kiedy zielony ludzik pojawia się na sygnalizacji, puszczam małego Pokemona, który biegnie w stronę swojej prawdziwej mamy. Kobieta podnosi go i dokonuje powierzchownych oględzin.
- Bo ja czekałem - tłumaczy chłopczyk - Ale się zapatrzyłem i zobaczyłem, że stoisz tam na chodniku i chcesz przejść przez ulicę. No to myślałem, że o mnie zapomniałaś, albo mnie nie widziałaś i pobiegłem, ale to nie byłaś Ty tylko ta pani.
Przyglądam się kobiecie i stwierdzam, że chłopiec potrzebuje wizyty u okulisty. Kobieta waży jakieś dziesięć kilo mniej niż ja, jest niższa i bardziej opalona. Mamy podobne marynarki i włosy, ale to wszystko. 
- No co Ty, oszalałeś? Ja bym Cię miała zapomnieć? Skoro kazałam Ci siedzieć to oczywiste, że zaraz bym po Ciebie przyszła - odpowiada kobieta.
- A wtedy w sklepie?
- Wtedy w sklepie to Ty się zgubiłeś, nie ja. Nie możesz się oddalać i musisz czekać jak Ci mówię żebyś czekał.
- Dobrze.
- Przepraszam panią za zamieszanie.
- Nie no, nic się nie stało - odpowiadam - Dobrze, że miał telefon to by prędzej czy później panią znalazł.
- No, całe szczęście.
- A nie chciałaś mi kupić - wtrąca chłopiec i wraca do swoich kolorowych kuleczek na ekranie.
Kobieta łapie synka za rękę, mały sprawdza dwa razy czy trzyma go prawidłowa osoba i razem maszerują w stronę przeciwną niż moja.
Uruchamiam sygnalizację ponownie i spoglądam na swoją dłoń, czekając aż przylepi się do niej kolejny 500+.
Żadne dziecko nie łapie już jednak mojej ręki i wracam spokojnie do domu, walcząc o powietrze i równowagę w komunikacji miejskiej. Tuż obok Kazika z dzwoniącymi w torbie butelkami, nucącego pod nosem "Tango Straconych".
Chcę zapytać, czy zna może coś Linkin Park, ale jegomość gubi się już po dwóch wersach własnej pieśni, zmieniając w niej raz po raz słowa, więc odpuszczam.

Pomyśleć, że jeszcze trochę, a wracałabym teraz do domu z małym Kajtkiem / Olafem w czapce Pikachu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz