Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 3 lipca 2019

Co robi babcia w obronie Morfiny?

Jak wielu z Was zdążyło się już zorientować, moja babcia była dość nietypową kobietą z brakiem zahamowań i o ciętym języku.

Od kiedy Morfina była jeszcze małym szczeniorkiem, dość regularnie zaczepiał nas sąsiad mojej babci. Mężczyzna był już w mocno starszym wieku i bardzo przeszkadzał mu brak kagańca u psów. Problem widział jednak tylko w dużych rasach, ptyśki do kolana mogły sobie biegać gołe i wesołe, bo przecież "nawet jak ugryzą, to nic nikomu nie zrobią".
Cóż, człowiek ten najwidoczniej nigdy nie został dziabnięty przez Jamnika, Westa albo Cockera.

Kiedy moja babcia była jeszcze na tyle sprawna, że wyjścia nie sprawiały jej problemu, przychodziłam po nią razem z psem i szłyśmy na długi spacer.
Za każdym razem kiedy spotykałyśmy sąsiada, nie omieszkał zaznaczyć nam, że "psu kaganiec, bo ma zęby".
Tłumaczenia, że zwierz jest pacyfistą i hipisem, który kocha wszystko co oddycha, oraz fakt, że prowadzony jest na smyczy niczego nie zmieniały.

Przypominajka w postaci mężczyzny siedzącego całymi dniami na ławeczce i krzyczącego za nami "psu kaganiec, bo ma zęby!" zaczęła się kiedy Morfina skończyła cztery miesiące i trwała przez dobrych kilka lat, ponieważ (o zgrozo) pies nie miał ochoty zmaleć.

W tym czasie moja babcia zdążyła przejść z kuli na balkonik, a następnie na wózek inwalidzki. Determinacji mężczyzny mógłby pozazdrościć każdy. Niezależnie od pory roku i warunków pogodowych, z balkonu, ławeczki, czy klatki schodowej - zawsze znalazł czas na swoje "psu kaganiec, bo ma zęby". To hasło stało się już tradycją i było rzucane zamiast "dzień dobry".

Przestałyśmy tłumaczyć, przestałyśmy nawet reagować.

Jednak pewnego dnia moja babcia miała gorszy dzień. A gorszy dzień mojej babci mógł skończyć się źle dla każdego kto "miał coś" do jej rodziny. Rodzina była święta, a pies był jej oficjalnym członkiem.

- Psu kaganiec, bo ma zęby! - usłyszałyśmy tuż po wyjściu z klatki i widziałam po minie babci i rosnącym na jej twarzy uśmiechu, że tym razem nie skończy się na "chodźmy, nie ma co zwracać uwagi". Babcia włączała właśnie tryb "zaczepiłeś mnie o jeden raz za dużo koleżko".
- Paulinka podwieź mnie bliżej do pana sąsiada, dobrze? - rzekła babcia i wiedziałam, że dyskusja nie wchodziła w grę. Babcia nie mogła krzyczeć ze względu na raka atakującego jej struny głosowe, ale szeptem też można było się kłócić jeśli było się wystarczająco blisko.
Przewiozłam więc babciny wózek bliżej klatki schodowej na której stał mężczyzna i babcia najsłodszym tonem jaki potrafiła z siebie wykrzesać, spytała z uśmiechem:

- Przepraszam panie sąsiedzie. Nie dosłyszałam pana stamtąd, co pan raczył powiedzieć?
- Powiedziałem, że psu trzeba nałożyć kaganiec, bo ma zęby - odparł mężczyzna.
- Naprawdę? Z tego co słyszę, to pan tutaj szczeka najwięcej od kilku lat. Zastanawiam się też czy powiedzieć pańskiej żonie, że jej wyliniały wilk lubi chadzać do lasu pooglądać młodsze wilczyce wyginające się na drzewach. Co pan robi taką minę? Myśli, że nikt nie wie? Stara wilczyca już się tak nie wygina, co? Ślinka cieknie na świeże mięso? Zaproponowałabym panu kaganiec, ale ślina i tak przecieknie, na szczekanie lepszy jest knebel i według pańskiej teorii "kaganiec to się zakłada wszystkiemu co ma zęby", więc panu już on nie jest potrzebny. Chce pan coś dodać?
Nigdy nie zapomnę miny mężczyzny i jego oburzenia mieszającego się z dezorientacją, ale nie powiedział już nic. Stałam za wózkiem i nie wiedziałam za bardzo co mam robić.
- Tak myślałam - odparła babcia przerywając milczenie - To życzę panu miłego dnia. Chodźmy wnusia na rurki z kremem, chyba mi cukier spadł. Tak mnie jakoś ochota na słodkie wzięła.


Nigdy więcej nie usłyszałam już od sąsiada: "psu kaganiec, bo ma zęby". Nawet po śmierci mojej babci, jedyne co wychodziło z ust tego człowieka to odpowiedź na moje "dzień dobry". Podążał wzrokiem dezaprobaty za Morfiną, ale dalsze uwagi pozostawiał już dla siebie.

Pytanie czy usta zasznurowała mu sama babcina odpowiedź, czy raczej ta część o młodych wilczycach...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz