Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 6 lipca 2019

Chory Świniak i działalność naszego miasta

Dzisiejszego poranka nie obudził mnie Morfinowy dzwonek.
Nie obudził mnie nawet powiew ciepłego powietrza opuszczającego psi pysk i zatrzymującego się na mojej twarzy.
Nie był to też Morświn wymownie patrzący na mnie i czekający kiedy łaskawie zwlokę się z łóżka.

Obudził mnie dźwięk pompowania wrotnego wydobywający się z psiego legowiska. Zawsze to ciekawe rozpoczęcie dnia w sobotę rano.
Do haftów szybko dołączyła jednak gorączka i fontanna tylna z krwią, więc spakowałam się i udałyśmy się w podróż do weterynarza.

Pod samym gabinetem okazało się, że w związku z sezonem urlopowym nasz lekarz nie przyjmuje. Weterynarz awaryjny miał wolne w weekend, więc zostało nam dwóch pozostałych lekarzy jacy urzędowali w moim mieście. Do jednego z nich nie poszłabym choćby był ostatnim weterynarzem w tym kraju, toteż ruszyłyśmy na drugi koniec miasta do naszej ostatniej nadziei.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce pod gabinetem kłębiło się już kilkanaście psów i ich właścicieli. Czworonogi leżały, dyszały, puszczały pawie i barwiły swoimi wydzielinami trawnik i okolice. Chyba trafiłyśmy na epidemię.
Miejsce wyglądało jak sen rzeźnika. Wszystko pływało w brązie i czerwieni i pachniało jak rybie zwłoki nafaszerowane jajkami i serem pozostawione w upale na tydzień.
Oszczędzę Wam więcej szczegółów.

Weterynarz z technikami krzątali się między psami pozostającymi na zewnątrz, a tymi czekającymi w poczekalni.
Zanim zdążyłam dopytać kto jest ostatni na ten rollercoaster, jeden z techników przystanął i nie patrząc na mnie rzucił: 

- Pani w jakiej sprawie? Wymioty, biegunka?
- Ja? Tak.. znaczy... pies tak - odpowiedziałam i młody człowiek odziany w fartuch zniknął za drzwiami bez słowa.
Medium, czy co? Skąd wiedział?

Rozejrzałam się dookoła i dotarło do mnie skąd wiedział. To samo miał chyba każdy pies znajdujący się w naszym otoczeniu. O ile Morfina po kilku haftach postanowiła zostać przy ewakuacji tylko treści jelitowej, tak niektóre psy pompowały non stop jak małe drezyny.
Co tu się do cholery działo? Skąd tyle poszkodowanych? Czy to coś zaraźliwego? Kto tu był ostatni?
Na żadne z tych pytań nie mogłam znaleźć odpowiedzi, ponieważ jak się okazało kolejka nie istniała. Lekarz obsługiwał najpierw tych najbardziej cierpiących, więc stanęłyśmy sobie z boku i obserwowałyśmy pole bitwy.

Ludzie pocieszali poszkodowane zwierzęta, zapewniali im wsparcie psychiczne, płakali i usiłowali złapać w miski to co z futrzaków wylatywało, jednak ciśnienie płynów było porównywalne do uszkodzonego hydrantu. Miałam tylko nadzieję, że Morfina nie postanowi dołączyć do imprezy.

Kiedy większość psów dostała zastrzyk, a właściciele odebrali receptę i zostali odesłani do domu, przyszła nasza kolej.

- Wymioty, biegunka? - pytał weterynarz znając już odpowiedź.
- Tak, biegunka trochę z krwią i gorączka. Jakiś wirus panuje?

- Jadła trawę?
- Tak?
Następny jasnowidz. Co oni wszyscy? Synowie wróżbity Macieja?
- Pewnie tą co rośnie przy chodniku zaraz - dodał doktor i zabrał się do omacywania brzucha Świniaka.
- No zdarzało jej się. Ogólnie to jak ona idzie to tu sobie skubnie, tam sobie skubnie.
- No takie biedactwo. Trochę Cię pomęczy. Nie będzie dziś ciasteczek.

Morfi spojrzała na lekarza, na mnie i ponownie na lekarza. Ale jak to bez ciasteczek? To, że haftuje dalej niż widzi to przecież jeszcze nie powód żeby ją szantażować brakiem ciastek. Co się zje, to się cofnie, co się cofnie, to się zje, racja?
- Dzisiaj głodówka. Cały dzień. Jakby nie przeszło, to jutro też i w poniedziałek podejść. Jakby było lepiej wdrażać powolutku jedzenie, najlepiej płynne.
- Tak, to akurat wiem. Byłam w tej sytuacji więcej razy niż bym chciała. Kleik, ryż z marchewką, ewentualnie gotowany kurczak.

- Dokładnie, widzę, że pani wie o co chodzi. Do tego Nifuroksazyd 100 mg 3 razy dziennie. Połknie tabletkę?
- Bez problemu, ona tabletki szamie jak cukierki. Ale dowiem się co to? To nie wyglądało jak zwykłe zatrucie, ta gorączka i krew mnie trochę zaniepokoiły. Ze zwykłą biegunką bym nie przychodziła, a widziałam, że chyba połowa psów w mieście się pochorowała.
- Pani uwierzy, że ja jestem dzisiaj jedynym weterynarzem który ma otwarte? Dlatego wszyscy tu przyszli. Psy się masowo pochorowały bo zjadły trawę która w ostatnich dniach była psikana środkiem na chwasty i insektobójczym. Powinny wisieć ogłoszenia, ale ich nie było. Pryskane były tylko obrzeża trawników, ale ludzie z tymi pojemnikami chodzili po całym mieście i ja takie zamieszanie mam już od dwóch dni, bo to w innych częściach miasta jest w różnych dniach. Psy się podtruły trochę, ale to nie były takie stężenia, że mogłyby im uszkodzić narządy. Zwłaszcza u tych dużych. Pije, czy odmawia?

- Pije.
- To zachęcać ją do picia więcej żeby się nie odwodniła i szybciej wypłukała. Damy jeszcze zastrzyk żeby jej tak nie piłowało po jelitkach i na temperaturę. Dzisiaj dopiero wieczorem dać tą tabletkę. Powinno być lepiej już jutro, jak na razie te psy które zachorowały na samym początku, dzisiaj czują się już całkiem dobrze. Jakby gorączka nie spadała, albo coś by się więcej działo, więcej krwi by było to dzwonić. Ta krew głównie ze zdartego nabłonka jelit jest, bo są teraz mocno podrażnione.
- Pojęcia nie miałam, że czymś pryskali trawniki - odpowiedziałam, obserwując jak lekarz podaje Śwince zastrzyki, nie wywołując u niej żadnej reakcji.

- Ja też nie, dopóki mi się ludzie z psami nie zbiegli. Wszystkie takie same objawy, wszystkie skubały trawę. Rozmawiałem z ludźmi odpowiedzialnymi w mieście za koszenie trawy i mi powiedzieli, że owszem była taka akcja. Tereny które były pryskane pokrywały się z zachorowaniami, a że nie było deszczy, to to wszystko na tych trawach zostało. Powinni ogłoszenia rozwieszać jak rok temu. Roboty mi tylko narobili, zwierzęta narazili, ja nawet nie wiem czy to jest zgodne z prawem bez obwieszczenia. Dowiem się jeszcze. Mam nadzieję, że już skończyli te trawy traktować środkami biobójczymi, bo nie nadążam z zamawianiem leków i czyszczeniem tego wszystkiego.
- Domyślam się - powiedziałam, podziękowałam ładnie i wróciłyśmy do domu.

Z jednej strony cieszę się, że to prawdopodobnie nic poważnego, ale z drugiej strony kto do jasnej anielki robi opryski w całym mieście bez uprzedzenia o tym mieszkańców? Bez żadnej informacji? Czy tak ciężko rozwiesić jest kartki na słupach?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz