Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 30 lipca 2019

Ekolog szuka drogi do domu

Jest godzina dwunasta w południe. W pokoju, w którym zajmujemy się papierkową robotą jest niemiłosiernie gorąco. Właściwie od udaru cieplnego chroni nas tylko jeden, mały wentylator za którym ja i moja współtowarzyszka podążamy głowami jak psy za ciastkami.
Czuję, że zasypiam na siedząco. Moje ręce przestają przekładać segregatory, a mózg nie ogarnia czy maj jest przed, czy po czerwcu. Spoglądam na praktykantkę numer 2 i widzę, że ona też przegrywa walkę z powiekami. 

Postanawiam zrobić krótką przerwę i przejść się po wodę do kuchenki zorganizowanej pod oknem. Stojąc tam i próbując się ocucić, wsłuchuję się w tykanie zegara. Spoglądam przez okno.
Za szybą widzę ludzi siedzących na ławkach, wcinających lody, czy robiących zakupy. 
Na chodnik podjeżdża wóz straży miejskiej. Jako, że jest to prawdopodobnie jedyna ciekawa rzecz którą zobaczymy tego dnia, szturcham obsuwającą się na krześle koleżankę i przyciągam ją do okna.
Teraz razem obserwujemy jak panowie funkcjonariusze wysiadają ze swojego pojazdu i poprawiając wdzianka podchodzą do krzaków, po czym zaczynają z nimi rozmawiać.
Niewiele widać z piętra na którym się znajdujemy, ale wygląda to dość niepokojąco. Podczas gdy jeden mężczyzna próbuje coś wytłumaczyć listkom, drugi stoi i rozgląda się dookoła. 
Po chwili ten pierwszy woła drugiego i panowie razem zaczynają wchodzić coraz głębiej w busz i grzebać przy roślinności. 
Otwieramy okno, żeby lepiej słyszeć całą sytuację.
- Niech pan wstaje - rzuca jeden z mężczyzn wyszarpując coś z krzaków.
Po chwili z buszu wylatuje młody mężczyzna. Koszula w połowie wkasana w spodnie, rozpięta u góry, twarz niewyjściowa, fryzura na pudla.
Dżentelmen który uciął sobie drzemkę na terenie zielonym nie jest raczej ekologiem, a zagubionym imprezowiczem który nie zdołał jeszcze odnaleźć drogi do domu i zmęczony poszukiwaniami postanowił się kimnąć na łonie natury. 
Straż miejsca tłumaczy rozbujanemu człowiekowi, że musi on wrócić do domu i nie może sobie tak leżeć w krzakach. Nakazują mu poprawienie swojego wizerunku i udanie się w dalszą podróż.
Po twarzy chłopaka widać, że docierają do niego tylko poszczególne słowa, ale salutuje, robi piękny półobrót i potykając się o własne nogi zmierza w kierunku ławki.
Mundurowi przyglądają mu się i odkrywają, że chłopak wsparty na poręczy o swoje ramię znowu zaczyna przysypiać. Podchodzą więc do niego ponownie i szturchają go w ramię, na co ten zrywa się w panice, gotowy się bronić. Szybko odkrywa, że ma do czynienia ze strażnikami teksasu, a nie z bandziorami, więc z gardy przechodzi do poklepania funkcjonariuszy po ramieniu i wkasaniu rozpiętej w połowie koszuli do spodni (dzięki czemu mężczyzna wygląda teraz jak Obeliks, a bielizna na pewno wyrzyna mu w pośladku nowy rowek). 
Salutując ponownie, chłopak szpagatami dochodzi do przejścia dla pieszych i bez zwracania uwagi na przejeżdżające samochody przechodzi dziarsko na drugą stronę ulicy.
Stróże prawa wracają powoli do samochodu i zamykają drzwi. Zagubiony w obcym wymiarze mężczyzna łapie jednak jakiś obcy zasięg i odkrywa, że jego kompas chce żeby jednak pójść w drugą stronę. Zawraca więc z powrotem na pasy i widząc zielone światło rozpędza się na nich do tego stopnia, że górna część ciała wyprzedza dolną i nieszczęśnik ląduje na twarzy, szorując nią po jezdni. Po chwili podnosi się jednak, udając, że nic się nie stało i tak miało być i zmierza w kierunku krzaczków, gdzie został wcześniej odnaleziony.
Straż miejska ponownie wysiada z pojazdu, więc młody James Bond po dwóch 0,7 usiłuje przeskoczyć przez ławkę i przejść trawnikiem do miejsca docelowego.
Niestety nogi jegomościa nie odpowiadają na wysyłane przez centrum dowodzenia sygnały dostatecznie szybko i ponowne lądowanie na kopule jest nieuniknione. Nie wiem jakim cudem chłopak nie zrobił sobie jeszcze z mózgu puree, ale z pomocą funkcjonariuszy podnosi się i wskazując sobie palcem kurs, zmierza dziarsko przed siebie. 

Tym razem straż odjeżdża, więc gość zdaje się odnajduje drogę do domu, a my opuszczamy okienne kino akcji i wracamy do obowiązków.

Kilka godzin później, opuszczając budynek w którym spędziłyśmy ostatnie dziesięć godzin, mijamy tego samego młodego człowieka na innym skwerku, tulącego się do drzewa i śpiącego snem niewinnych.
Nagłe gradobicie ożywia nieco niedoszłego ekologa i porzuca on swoje zamiłowanie do przytulania roślin na rzecz ukrycia się przed ulewą.

Nie wiem gdzie podsypia teraz, ale mam nadzieję, że w końcu wyłuska z poobijanej głowy adres swojego zamieszkania i wróci na noc do domu. Spać pod gołym niebem jest dość mało romantycznie, kiedy dookoła trwa burza i obrywa się grudkami lodu po twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz