Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 10 lipca 2019

Toby prawy miał wypadek

Uwaga: Jeśli jesteście wrażliwi na opisy krwi i cięcia mięsa, ten post może nie być dla Was. Zostaliście uprzedzeni.

Wiecie do czego służy najmniejszy palec każdej ludzkiej stopy?
Do wykrywania mebli w pomieszczeniach w zupełnej ciemności.
Wiem o tym, ponieważ jak każdy człowiek na tej planecie posiadający te małe, bezużyteczne wyrostki, niejednokrotnie przydzwoniłam nimi podczas nocnego przemarszu do toalety, czy lodówki.
Zdarza się to u mnie tak często, że nazwałam swoje małe palce Toby. Tak, oba to Toby. Jest więc Toby prawy i Toby lewy.

Tym razem nie było inaczej. Wyszłam do kuchni po małe co nieco, bo Kubusiowemu brzuszkowi zawsze się przypomina w okolicach drugiej w nocy, że coś by jednak wszamał. 
Światła nie zapalałam, bo i po co? Na takim metrażu ciężko się zgubić, a po co budzić resztę domowników.
Ominęłam więc rozłożonego na rozgwiazdę psa, zalegającego w sąsiednim pokoju i kiedy wychodziłam już na długą prostą w korytarzu, znikąd wyrósł spod ziemi przesunięty stół.
Nie zauważyłam go. Zauważył go natomiast Toby prawy i nie omieszkał mnie o tym poinformować, zginając się pod kątem 90 stopni od płaszczyzny stopy i wysyłając falę bólu do reszty organizmu.
Wydając z siebie ciche "uff", zostałam unieruchomiona na kilka sekund i przeklinając małego parcha doczłapałam się do kuchni na jednej kończynie.

Ktokolwiek kiedyś skasował swojego palca zamaszystym kopniakiem ten wie, że ból po chwili zaczyna przechodzić w pulsowanie i stopniowo zanika.
Nie tym razem. Zdążyłam opracować pół słoika przecieru jabłkowego zanim się zorientowałam, że z Tobym jest coś mocno nie tak i mały żołnierz jest bardziej ranny niż sądziłam.
Przede wszystkim Toby krwawił i nie reagował na sygnały wysyłane z wieży dowodzenia. Zamiast tego dość intensywnie pulsował i wylewał z siebie czerwoną posokę.
Zajrzałam do korytarza i kiedy włączyłam światło okazało się, że mój krwawy przemarsz zarejestrowały kafelki i panele na całej długości wycieczki. Zawinęłam rannego w chusteczkę i posprzątałam miejsce zbrodni. Palec przestawał już haftować soczkiem, więc nałożyłam kilka dodatkowym warstw, zrobiłam oprysk z Octaniseptu i położyłam się spać.

Nad ranem zorientowałam się, że był to błąd. Toby niemiłosiernie spuchł i zaczął drgać w niekontrolowany sposób. Nie miał zamiaru też oddać prowizorycznego opatrunku bez walki. Przyczepił się do niego jak Morfina do słoika z masłem orzechowym i kiedy siłą wyrwałam mu chusteczki okazało się, że czegoś na obrazku brakuje.
Na palcu nie było połowy paznokcia, a druga połowa tańczyła twista na kawałku mięsa które zaczynało znowu krwawić. Oszczędzę Wam zdjęć, na wypadek gdyby ktoś akurat jadł. Tego widoku się nie spodziewałam.
Napuchnięty palec, teraz w kolorze burgundowym, w dalszym ciągu pulsował i wysyłał raport o błędach do reszty towarzyszy.

Moją pierwszą racjonalną myślą było pozbycie się reszty paznokcia, skoro już postanowił się ewakuować, wykonanie opatrunku i pójście do sklepu po ogórki, bo miałam ochotę na mizerię.

Plan dobry, ale z wykonaniem było gorzej. Po pierwsze paznokieć nigdzie się nie wybierał i z każdym podważeniem ciągnął za sobą kawałki mięsistych braci, którzy wypełniali miejsce operacji krwią. Bolało, ale nie do tego stopnia żebym przerwała manewr. Szarpanie, ciągnięcie, wykręcanie, nic nie pomagało. Toby nie chciał rozstać się z pancerzem, więc odkaziłam palec, zawinęłam go w gazę i w przyciasnym przez opuchliznę bucie pomaszerowałam do sklepu. Marsz był dość chybotliwy, ale dotarłam z ogórkami do domu.

W okolicach południa wieczko z paznokcia stało się dokuczliwe, więc poszłam do przychodni lekarskiej by zostało usunięte i nie przeszkadzało mi w chodzeniu.
Odczekałam swoje w kolejce, której średnia wieku wynosiła 60+ i po rozmowie z bardzo znudzonym życiem lekarzem dostałam skierowanie na szpital, a konkretnie na chirurgię.
Szpital znajduje się po przeciwnej stronie miasta, ale jako, że portfela ze sobą nie wzięłam postanowiłam się przejść. Nie było to najlepszym pomysłem, ale poczułam to dopiero w połowie drogi, więc nie miałam zamiaru zawracać.

Udało mi się na jednej nodze dotrzeć do rejestracji, wyjaśnić mój problem i odebrać numerek "143". Przeszłam do poczekalni w której nie znalazłam wolnego miejsca siedzącego i ujrzałam na monitorze numer "57".
Usiadłam na ziemi. Pierdzielić zarazki i brud, nie miałam zamiaru stać przez 86 numerków. Bolała mnie stopa, nie głowa.


Gdzieś tak po numerze "120" i trzech nagłych przypadkach, (w którym jeden obejmował gwoździarkę bębnową i ludzkie ramię) zaczęłam nabierać ochoty na pożyczenie narzędzi chirurgicznych i samoobsługę mojego skrzywdzonego palca.

Kobieta w rejestracji klikała długopisem przez czterdzieści minut, podczas rozmowy przez telefon. 
Przepuściłam też mężczyznę ze skręconą kostką o numerze "160". Jego przypadek był pilniejszy.

Kiedy w końcu dotarłam do gabinetu i lekarz obejrzał Tobiego, zacmokał i rzucił coś w stylu:
- No to się będzie długo goić, ale paznokieć kiedyś odrośnie.
Miałam między ziemniakami a koperkiem to czy odrośnie, chciałam się go pozbyć i wrócić do domu.

- Usunie mi go pan? Próbowałam sama, ale nie chciał puścić.
- Tak, usuniemy, nie boli to pani?
- Tak umiarkowanie.
- Powinno bardzo.

Przypomniało mi się kiedy w drugiej klasie podstawówki rozdarłam kolano o gwoździa. Poczułam wtedy tylko lekkie szarpnięcie i koleżanki uświadomiły mi, że moje białe rybaczki stały się czerwonymi szortami. Spojrzałam wtedy w dół i ujrzałam tkanki odsłaniające kość i ocean krwi.
Ból przyszedł dopiero przy zakładaniu szwów. Wcześniej byłam tylko skupiona na moich pięknych rybaczkach których nie dało się uratować.


- Damy zastrzyk - wybudził mnie z rozmyślań lekarz i sądziłam, że chodzi mu o zwykły zastrzyk przeciwtężcowy. Ujrzałam jednak igłę zbliżającą się do mięsistego palca i wiedziałam już, że to nie spodoba się Tobiemu tańczącemu w rytm bicia serca.
Igła przeszła pod paznokciem, przedarła się przez krwawiące mięsko i po chwili rozpierania Toby zasnął. Miałam teraz bardzo sympatyczny waciany paluszek.
- Na pewno chce pani patrzeć? - spytał niepewnie lekarz - Może się pani położy? Muszę ten paznokieć zerwać.

- Jestem przyzwyczajona - odparłam, nie odrywając wzroku od palca. 
I kto się teraz śmieje ostatni Toby?
- Zazwyczaj pacjenci mdleją jak zobaczą trochę krwi.
- Pierwszy raz patrzyłam na zabieg kiedy szyto mi kolano. Wtedy odkryłam, że mi się to podoba. To były bardzo estetyczne szwy.
- Została blizna?
- Tak, nawet wpisali mi ją w książeczkę wojskową. Na złej nodze, ale zawsze. 
- Długo były szwy?
- Dwa tygodnie i to na wakacjach. Maszerowałam o sztywnej nodze na latarnię morską. To było pewne doświadczenie...
- Boli? - spytał lekarz bawiąc się skalpelem i cążkami przy palcu.
- Nie - odpowiedziałam i ujrzałam ostatni odłamek paznokcia ciągnący się na czymś co określić można tylko jako galaretka ze zbyt dużą ilością żelatyny.
Toby został oskalpowany i zmumifikowany, a ja zostałam odesłana do domu.
Teraz było mi znacznie wygodniej.


Obudziłam się w nocy z silną potrzebą przejścia do łazienki. Uważając na rannego Tobiego zrobiłam krótki przemarsz i tuż przed samą łazienką drzwi otworzyły się, uderzając w lewego Tobiego.
"To musi być jakaś klątwa małego palca" myślałam, kuląc się i zbierając przeprosiny od siostry, która nie zauważyła mnie po drugiej stronie drzwi. W tamtym momencie miałam ochotę amputować oba nieużytki nożem do masła.
Czy te palce służą tylko do zadawania bólu? Czy nasze ciało jest aż tak masochistyczne?
Nie wierzę w te całe gadanie o stabilizacji i zwiększeniu powierzchni na której stoimy. Mój kuzyn stracił dwa ostatnie palce lewej stopy i świetnie sobie z tym radził. Jedyne co stracił to zdolność wykrywania mebli w środku nocy.


Nauczyłam się więc dwóch rzeczy:

1. Rodzeństwo ma rozmach w używaniu drzwi.

2. Toby prawy spiskuje z Tobym lewym i obaj knują przeciwko mnie, próbując mnie zdetronizować i przejąć kontrolę nad światem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz