Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 22 lipca 2019

Wspomnieniowe zapaszki

Macie czasem tak, że jakiś przypadkowy zapach niesiony wiatrem przypomni Wam nagle fragment przeszłości, o którym nie mieliście pojęcia, że istnieje?
Jakieś odległe wspomnienie, które ulatuje i traci wyrazistość zaraz po osłabnięciu woni?
Na pewno tak.
Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że utożsamiamy jakąś scenę z dzieciństwa z konkretnym zapachem, który czasem ciężko jest zidentyfikować i nie potrafilibyśmy go odtworzyć. To może być cynamon, pomarańcza, zapach książki, perfum których dawno nie czuliśmy, czy świeżego sprzętu elektronicznego.

Jeden z takich wspomnieniowych zapaszków złapał mnie ostatnio obok budynku przedszkola, na spacerze z psem.
Uderzona czymś co zidentyfikować można tylko jako zapach drewna i gumowych zabawek, połączony z nutą warzywnej zupki gotowanej na obiad dla małych gnomów, stanęłam w miejscu, zmuszając Morfinę do przerwania procesu tropienia. Był wieczór i przez zapalone w przedszkolu światło zauważyć można było krzątające się po obiekcie kobiety. Panie zapewne sprzątały salę i układały porozrzucane misie na parapecie.
Ja natomiast przeniosłam się nagle do wnętrza mojego przedszkola, w którym czas upływał mi na budowaniu wież z klocków i zabawie samochodzikami (ponieważ lalki były córkami szatana i każda z nich tylko czyhała na dusze niewinnych dzieci).
Widziałam siebie jak w niebieskich bamboszkach oglądam kolekcję Pokemonowych kart i tazosów i umieszczam smoka z lego na czubku zbudowanej przeze mnie i kolegów wieżyczki.
- Sprzątamy! - wołała pani, bo zapach obiadu stawał się coraz silniejszy - Proszę pozbierać klocki!
No nic, zabawa ze smokiem będzie musiała chwilę poczekać. Może po szlaczkach będziemy mogli dokończyć, tylko trzeba spytać pani czy można zachować wieżę...
- Proszę posprzątać te klocki! - niósł się głos przedszkolanki.
Może nie trzeba ich będzie rozbijać wszystkich.
- Sprzątać klocki! - usłyszałam - Zbiera to pani, czy nie, halo?
Otrząsnęłam się z rozmyślań i zlokalizowałam źródło dźwięku. Była nim starsza kobieta stojąca na balkonie, której gardło posiadało moc silniejszą niż megafon.
- Ogłuchła? Zbiera te klocki!
Nie byłam wcale w przedszkolu na dywaniku w ulice i miasta. Stałam na trawniku tuż obok Morfiny strzelającej dwójeczkę w pozie kangura.
To takie klocki teraz dostaję...
- Tak, tak, już zbieram - krzyknęłam w kierunku żywej kamery na balkonie i pomachałam woreczkami. Uformowany w małe walce proces przemiany materii mojego psa trafił do woreczka, a wspomnienie uleciało jak nagły powiew przedszkolnego zapachu.

Ciekawa tylko jestem jak bardzo niepokojąco dla kobiety musiała wyglądać dorosła osoba, wpatrująca się w przedszkole z pełnym rogalem na twarzy jak ostatni creep, z psem tańczącym wokół krakowiaczka.
Moje puste spojrzenie i zawias lvl 65 mogłyby być pewnie motywem wielu horrorowych produkcji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz