Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 14 października 2019

Znowu tu jesteśmy

Czasem wstęp jest zbędny, przejdźmy więc od razu do rzeczy.

Od pewnego czasu (od dłuższego czasu, szczerze mówiąc) w moim życiu występuje pewien motyw, który przez częstotliwość swojego występowania, traci na elemencie zaskoczenia, zszokowania, zdziwienia i kilku innych słów na "z".

Ten motyw to samobójstwo.

Tak, ja wiem, znowu. Jak liczyliście na wesołą historyjkę, albo recenzję z walki Morfiny i Piksela z kubeczkiem po jogurcie, to muszę Was rozczarować i odesłać do innych postów. Ten będzie o czymś innym.

Schemat wygląda następująco:

Polacy (i Irlandczycy) z jakiegoś powodu bardzo lubią poruszać tematy czyjejś śmierci. Czasem pierwszą rzeczą, którą słyszymy od napotkanego przypadkiem znajomego to: "A słyszałaś, że (ty wstawcie nazwisko znanej osobistości) umarł. W telewizji mówili", albo "No, byłem w sobotę na pogrzebie wujka Staszka. A tak się dobrze trzymał, nic się nie zapowiadało", lub też "Karetka do nas ostatnio podjechała, w nocy, na sygnale i się okazało, że to do sąsiadki spod dwunastki. Wiesz której, tej starszej. Twarz jej zakryli i wywieźli, chyba od razu do kostnicy. Może zawał, albo co". 
Nie oszukujmy się, niemal każdy był chociaż raz w życiu świadkiem takiej rozmowy, czy to za dziecka, czy już jako dorosły człowiek i jest ona częścią naszej egzystencji. Starsi ludzie umierają. Tego nie da się zatrzymać.
Nieco inaczej to wygląda, kiedy mówi się o wypadku, w którym ludzie zginęli nagle i niespodziewanie. Wtedy często pada coś w stylu "Szkoda ich, mogli jeszcze pożyć", albo "Tacy młodzi byli, jeszcze całe życie przed nimi".
U mnie wygląda to jednak bardziej tak:
- Hej, nie widziałem Cię ostatnio. Jak leci?
- Nawet, a u Ciebie?
- Po staremu. Kojarzysz Krzyśka?
- Tego z elektryki?
- No tego.
- To kojarzę, co u niego?
- Nie żyje.
- Kiedy?
- Z tydzień temu.
- Co się stało?
- A jak myślisz?
- Sznur, nóż, tabletki?
- Sznur.
- To jak Monika pół roku temu.
- Monika też?
- Monika też.
- Myślałem, że wyjechała.
- Nie. Balkon, lina, krótka historia.
- No tak, tradycyjnie. Bez udziwnień.

Taki dialog jest dość klasyczny, chociaż w tym przypadku dotyczy głównie osób przed czterdziestką. Powinien szokować, powinien wywoływać jakieś głębsze emocje, czy poruszenie i na początku nawet tak było, jednak kiedy słyszy się podobną historię po raz drugi, szósty i dwunasty, przestaje ona być niewiarygodna i niewyobrażalna, a zaczyna być typowa, klasyczna i normalna.

Problem w tym, że takie sytuacje nigdy nie powinny być uznane za "normalne".

Jakiś czas temu na mojej Uczelni głośno było o sytuacji pewnego młodego człowieka, z którym moja znajoma chodziła kiedyś do jednej grupy, jeszcze na innym kierunku studiów.
Chłopak miał wtedy dziewczynę, ale z powodów bliżej nieznanych rozstał się z nią po pół roku. Ta dziewczyna kilka lat później wyszła za mąż i na Facebooku zagościły zdjęcia z jej ślubu. Ex chłopak, będąc już na końcowym semestrze swej drogi do inżyniera, zaczął pisać z pewnym przedstawicielem własnej płci przez internet. Chłopak był młodszy, ale pełnoletni i znajomość kwitła. Do czasu, kiedy bardzo zdenerwowany ojciec chłopca, uświadomił studenta po drugiej stronie monitora, że jego syn ma lat szesnaście, nie osiemnaście. Zaczęły się groźby policją, oraz wyzywanie od pedofili i pomimo tego, że młodociany zapewniał o swojej pełnoletności, ojciec chłopaka nie dał się uspokoić.
Student spanikował. Nie wiedział co powinien zrobić, ale nie miał zamiaru skończyć w więzieniu (do czego by nie doszło, ponieważ w rozmowach był dowód na to, że został wprowadzony w błąd, a panowie nie spotkali się nawet w realu). Wpadł więc na bardzo głupi pomysł i ukradł z Uczelnianego laboratorium cyjanek potasu, co samo w sobie było bardzo proste. Do laboratorium ma wstęp każdy student, dysponujący kluczem, czy kodem do drzwi i nikt nie nadzoruje jego pracy, zwłaszcza na końcowych semestrach, gdzie laboratoryjne urządzenia i groźne substancje są chlebem powszednim i nikt nie spodziewa się niczego złego. Monitoring również jest częściowy. Tak naprawdę, posiadając klucz i odrobinę zaufania profesorów, można wynieść z obiektu połowę zaopatrzenia, które najczęściej nie jest nawet schowane.


Chłopak zwinął fiolkę, ponieważ chciał ją opróżnić i skończyć w ten sposób ze swoimi problemami i sobą samym. Dlaczego nie wybrał prostszej i "legalnej" metody? Prawdopodobnie nie działał logicznie i nie myślał w tamtym momencie o konsekwencjach. 
Butelki co prawda nie były pilnowane, ale ubytek szybko został zauważony i zgłoszony. Każda uczelnia prowadzi bowiem rejestr wszystkiego co ma na stanie.
Historię znam z drugiej ręki i nie wiem w jakich dokładnie okolicznościach, ale chłopaka odwiedziła policja, która niechcący znalazła substancję zanim została ona użyta. Studenta czeka proces o kradzież własności Uczelni, a mam wrażenie, że areszt nie jest teraz dla niego najlepszym rozwiązaniem. Z bardzo wielu powodów. Jedno jest pewne - chłopak zaszkodził sobie czymś, co według niego miało rozwiązać jego problemy. Mogło się skończyć tragicznie, ale wciąż nie wiadomo jaki będzie finał sprawy.

Pewnie większość z Was nigdy nie miała nieprzyjemności trafić do mieszkania kogoś, kto dopiero co odebrał sobie życie, albo przeczytać listu, który po sobie zostawił.
Jako weteran mogę Wam powiedzieć, że wygląda to zupełnie inaczej niż w filmach, a ofiary swoich myśli zazwyczaj mają otwarte oczy. Już od progu można zorientować się, że coś jest nie tak. Jeśli nie czuć jeszcze specyficznego dla takiej sceny zapachu, to zazwyczaj w mieszkaniu są ślady przygotowań. Natknięcie się na ciało jest tylko kwestią czasu.

Mam nawet zachowaną notatkę (ciężko było nazwać ją listem), która jest ostatnim pożegnaniem. Nikt nie chciał jej zatrzymać, a coś powstrzymywało mnie przed wyrzuceniem jej.
Nie będę cytować całości, ale przytoczę mały fragment, dla zobrazowania stanu w jakim musiała znajdować się ta osoba.
"(...) Wydawało mi się, że nauczyłam się żyć bez miłości. Wydawało mi się, że nauczyłam się żyć bez nadziei. Wydawało mi się, że nauczyłam się żyć bez szczęścia. Okazało się jednak, że nigdy nie nauczyłam się żyć."
"(...) Desperacko czegoś potrzebuję i nie wiem czego, to jak szukanie przedmiotu o nieokreślonym wyglądzie."
"(...) Skoro nie mogłam znieść dzisiaj, cieszę się, że jutro nie nadejdzie."
"(...) Przepraszam, chociaż nie jest mi przykro, gdyż znalazłam spokój. Przynajmniej mam taką nadzieję."
Powtórzę się, ale będę wałkować to w kółko, bo to jedyne co mogę w swoim położeniu zrobić.

Jeśli macie myśli, o których wiecie, że nie powinno ich być w Waszej głowie, czujecie, że nic nie ma sensu, niczego nie osiągnęliście, do niczego się nie nadajecie, nie potraficie znaleźć motywacji i uważacie, że jutro może być tylko gorsze niż dziś, nie bójcie się o tym porozmawiać. Znajdźcie chociaż jedną osobę, która Was wysłucha. To może być rodzina, przyjaciel, specjalista, albo osoba Wam obca, bo czasem przed takimi najłatwiej się otworzyć.

Proszę:

116 111 - Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży. Czynny codziennie w godzinach 12.00-22.00.
22 855 44 32 - Ośrodek Interwencji Kryzysowej – pomoc psychiatryczno-pedagogiczna (poniedziałek – piątek od 8:00 do 20:00).
116 123 - Telefon Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym. Czynny od poniedziałku do piątku od godz. 14.00-22.00 (połączenie bezpłatne).
22 425 98 48 - Telefoniczna Pierwsza Pomoc Psychologiczna.
22 654 40 41 - Antydepresyjny Telefon Zaufania Centrum ITAKA (pon., czw. godz. 17-20).

Dla każdego województwa utworzone są też lokalne, całodobowe telefony zaufania. 

Wystarczy wpisać w google: całodobowy, darmowy telefon zaufania + Wasze województwo.

Jasne, że sama rozmowa nie załatwi sprawy, ale to pierwszy krok we właściwą stronę. Bardzo duży krok. Może się nie wydawać, ale czasem samo wyżalenie się komuś potrafi niewyobrażalnie pomóc i rozłożyć ciężar jaki nosicie w ten sposób, by nie utrudniał Wam więcej oddychania.
Może nie od razu traficie na właściwego rozmówcę, może pierwszy psycholog, czy psychiatra nie przypadnie Wam do gustu, ale na Ziemi jest ponad 7,5 miliarda osób. Nie jesteście sami, chociaż czasem można odnieść takie wrażenie.
To bardzo ważne, żeby dać sobie szansę, zanim przejdzie się do rozwiązań ostatecznych.
Może okazać się, że wcale nie będą one konieczne.

Tak, wiem. Żaden ze mnie psychiatra, ani negocjator. Nie jestem specjalistą w dziedzinie psychologii i nie próbuję być. 
Jestem w miarę młoda, można pomyśleć, że niczego jeszcze nie osiągnęłam, niczego nie widziałam. Co ja mogę wiedzieć o życiu? Kto w ogóle mi dał prawo do wypowiadania się o takich rzeczach i mówienia innym co mają robić? Czemu nie zajmę się pisaniem kolejnej historii o codzienności.
Tylko, że to jest dla mnie codzienność. Coś, co otacza nas z każdej strony, staje się naszą codziennością, chociaż wcale się na to nie pisaliśmy. 
Podobnie jak nie pisały się na to osoby, które nie widzą już światła w mroku. 
To nie jest ich wina. 
To się po prosu stało. Takie światło bardzo łatwo jest stracić z oczu. 
Jednak chociaż nie widać już jego źródła, to ono cały czas tam jest. 
Trzeba chwilę pobłądzić w ciemnościach, ale w końcu stanie się ono widoczne. Wystarczy podejść wystarczająco blisko. 
Zdecydowanie łatwiej jest iść przez tę ciemność, trzymając za rękę kogoś, kto zna drogę. 
Zawsze jest ktoś kto zna drogę, tylko nie można bać się zapytać.
Wiem, że to może wydawać się trudne, ale zróbcie to dla siebie. Żeby mieć pewność, że nie będziecie żałować swoich decyzji.

Tylko tyle i aż tyle.

Reszta natomiast musi nauczyć się słuchać. 
Czasem za uśmiechem kryje się cała masa niezrozumiałych emocji. 
Czasem "nic" oznacza "wszystko".

Mówią, że samobójstwo to niemy krzyk o pomoc w samotności.

Trzeba się jednak bardzo postarać, żeby ten krzyk usłyszeć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz