Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 6 października 2019

Morfinie hobby

Pamiętacie jeszcze niedawny post, w którym puchaty potomek wilka (ewolucja poszła w złą stronę) odkrył istnienie kasztanów, będąc na tej planecie już siódmy rok?

Jeśli nie, zapraszam tu:

---> Morfina na misji <---

Jeśli tak, kontynuujmy.

Morfina będąc psem uczącym się na własnych błędach (czasem ta nauka trwa trochę dłużej), wyrobiła sobie zdanie o zielonych, kolczastych kulkach spadających z drzewa - nie cacy.
Gładkie dobro w środku, które z łatwością przenosiło się w pysku było jednak bardzo cacy.

Ostatnie dni były naprawdę wietrzne i mając na myśli wietrzne, mówię o 5 w skali Beauforta, wietrzne. Tak mocne uderzenia powietrza strząsały z drzew kasztany w ilości przekraczającej jakąkolwiek skalę. Samochody jeździły po kasztanowych ulicach, a ludziom chrupało pod nogami na chodnikach. Drzewa w bardzo szybkim czasie zostały kompletnie ogołocone.

Nie uszło uwadze Morfiny, że lecące z dużej wysokości kolczaste owoce szatana, rozbijają się z trzaskiem po zetknięciu z twardą nawierzchnią, a ze środka wyskakują jak popcorn jej ukochane brązowe kuleczki.

W głowie psa zrodził się pomysł. Narodziło się też nowe hobby.

Po głębszych obserwacjach śledź postanowił przejść do działania i opuszczając mnie, czytającą książkę na ławce, podszedł pod drzewo dobroci. Włosiane śledziło uważnie przelot kolczastych kulek i kiedy już roztrzaskiwały się o chodnik, zbierało gładkie wnętrza celem przeniesienia ich w bezpieczne miejsce przy ławce. Minuty zmieniały się w godziny, a zabawa trwała dalej. Czasem Świniak nie zdążył uskoczyć i przy mocniejszym powiewie wiatru obrywał po tyłku deszczem kasztanów, czasem musiał pomagać przy porodzie brązowych piłeczek i pazurami wydłubywać je z zielonych skorupek, które bezczelnie nie chciały się otworzyć. Nim się obejrzałam, miałam obok siebie pokaźny stosik kasztanów. Znam wiele dzieci, które chodzą jeszcze do podstawówki, więc uznałam, że na pewno kulki przydadzą im się do szkoły. Nauczyciele zawsze jesienią proszą o zbieranie liści, żołędzi, jarzębiny i kasztanów do prac plastycznych. Nie sądziłam, żeby w tym roku zrobili wyjątek.
Nie przerywałam więc Morfinie pracy.

Problem pojawił się dość szybko. 
Podczas gdy pies, lekko już zmachany, nabierał tempa, ja upychałam gładkie znaleziska do kieszeni, torby, a nawet psich worków na odchody. Wyglądałam jak chomik po odkryciu dziupli wiewiórek. Morświn wpadł w swego rodzaju trans i zrozumiałam, że nie spocznie póki nie wyzbiera wszystkich kasztanów jakie tylko znajdą się w zasięgu jej wzroku. Kulek jednak wciąż przybywało, a puchaty Syzyf nie wyglądał jakby miał zamiar się poddać.
Zbierało się również na deszcz.
Morświn był stanowczo poza zasięgiem, utkwiony w sekwencji: Kasztan spada - pies dobiega do kasztana, unikając znokautowania przez niedobre jeżyki, spadające z drzewa - pies zanosi kasztana na stosik - pies czeka aż kasztan spadnie - kasztan spada... gdzieś w tle słychać nawoływanie, ale kto by się tym przejmował.
Dopiero zapach ciastek uświadomił Morfinie, że czas wyrwać się z hipnozy.

Wróciłam do domu z potężną reklamówką kasztanów (które przesypałam dopiero w domu z moich kieszeni, torby i małych torebeczek), zmęczonym jeżozwierzem, który od soku z kasztanów, rozbijających się na futrze wyglądał jak Bob Marley i świadomością, że Morfina to jednak aporter, tylko nie zawsze chce jej się przynosić to co zostanie jej rzucone. Dużo lepszą zabawą jest przecież ucieczka z piłką, niż jej przyniesienie.



1 komentarz:

  1. rozumie Morfinę całkowicie
    kocham kasztany , maja tyle dobrej energii
    :)

    OdpowiedzUsuń