Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 16 października 2019

Czy da się zabić kreatywność?

Niech pierwszy rzuci pączkiem (kamienie są niebezpieczne) ten, kto nigdy nie odpłynął na chwilę na zajęciach. 
To może być podstawówka, gimnazjum (którego teraz już nie ma, a które było szkołą przetrwania, przynajmniej w mojej miejscowości), liceum, technikum, zawodówka, studia, może nawet jakieś szkolenie, czy coaching w pracy. Przedszkola nie biorę pod uwagę, bo poziom zgromadzonej tam energii wystarczyłby do zasilenia niedużej miejscowości do pięciuset mieszkańców w energię elektryczną.
Każdemu chociaż raz zdarzyło się stracić kontakt z rzeczywistością i przenieść się myślami w jakieś ciekawsze miejsce, ignorując wypowiadającego się człowieka, lecz dla niepoznaki, patrząc mu prosto w oczy.

Odkąd jestem na studiach, walczę o ten kontakt z rzeczywistością cały czas. Moja koncentracja wychodzi na spacer zazwyczaj już w dziesiątej minucie wykładu (przypominam, że jeden wykład trwa standardowo 1,5 h) i nie wraca dopóki nie usłyszy "Dziękuję za uwagę, widzimy się w środę, przygotujcie to o co prosiłem". Co przygotować? Na kiedy przygotować? Po co przygotować? Tego nie wie nikt, bo moja grupa składa się z trzech osób, z których jedna na co dzień żyje w swoim świecie i nie utrzymuje kontaktu z resztą. Na początku było nas jedenastu, ale sesja zbiera ciężkie żniwa. Można więc uznać, że obecnie jestem na studiach indywidualnych, zwłaszcza kiedy ktoś zdecyduje się rozchorować.
Moja walka o zachowanie kontaktu nie jest jednak zwykłą walką. Nie tylko uciekam myślami do tego co będzie na obiad, albo co się aktualnie dzieje w domu, ale też znużenie odbiera mi świadomość. Głos prowadzącego jest na tyle usypiający, że muszę zmieniać swoją pozycję co 15 sekund by uniknąć zamknięcia się powiek. W ostateczności zmuszam się do liczenia paneli na ścianie, albo ozdabiania boków notatek. Nie ma lekko, jak się ma trzy osoby w klasie, to trzeba sobie radzić. W tłumie kilku śpiących studentów nie zostałoby nawet zauważonych, ale my nie mamy tego komfortu.

Niedawno usłyszałam od kogoś, że "szkoła zabija kreatywność".

Zadania typu "Co autor miał na myśli?", albo interpretacja obrazów coraz rzadziej opierają się na indywidualnym widzeniu świata, a coraz częściej na zgadywaniu jakiej odpowiedzi spodziewa się nauczyciel, albo komisja maturalna. Jest temu bliżej do wróżbiarstwa niż do interpretacji, ponieważ nawet jeśli myślisz dobrze, lecz niestandardowo, to nie myślisz dobrze. Nieszablonowe podejście i wybijanie się z tłumu nie są promowane. 
Sytuacja stała się absurdalna do tego stopnia, że kilka lat temu Jerzy Sosnowski został poproszony o interpretację swojego własnego felietonu „Sztuka jako schody ruchome” i jak się później okazało, nie wstrzelił się w klucz, czego skutkiem było pomniejszenie ilości punktów jaką dostał z analizy swojej własnej twórczości. Jak się okazuje, egzaminatorzy wiedzą co autor tekstu miał na myśli lepiej niż sam autor.
Długo krążył też mit jakoby Szymborska miała nie zdać matury z własnego wiersza, ale został on zdementowany przez jej sekretarza.

Przedmioty artystyczne, w których można było wykazać się wyobraźnią i pomysłem, zostały wyłączone z programu nauczania po ukończeniu podstawówki.

Zadania powierzane uczniom ograniczają się raczej do podążania za wskazówkami i określonym schematem, niż przecieraniem własnych szlaków.

Nie można temu zaprzeczyć, jak więc to jest z tą kreatywnością?

Mam teorię, że człowiek z natury jest kreatywny. Może mieć mniejszą, lub większą wyobraźnię, ale nie da się zmienić go w robota, postępującego zero-jedynkowo. Używamy wyobraźni, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Sny, rozmyślania o wakacjach, czy wyobrażenia przyszłości - do tego wszystkiego nie stosujemy klucza. To nie musi mieć sensu, logiki, ani znaczenia, ale każdy człowiek i tak czasem odpływa, dryfując po tylko sobie znanym oceanie. Jest to naturalna reakcja na nudę i brak bodźców. Mózg lubi być zajęty, a to czym się zajmie ma już dla niego drugorzędne znaczenie.

Moim zdaniem bardziej prawdziwe jest więc stwierdzenie: "Szkoła zabija kreatywność na jednej linii, ale kreuje ją na drugiej".

Już objaśniam.

Załóżmy następujący scenariusz:

W klasie siedzi osoba. To może być dziewczynka, chłopiec, obojnak, nie ma to większego znaczenia. Tak samo jak wiek tej osoby i stopień jej wykształcenia. Nudzimy się przecież na każdym etapie rozwoju. Wystarczy nam informacja, że jest to człowiek. Nazwijmy go Kiwi, bo dlaczego nie? Kiwi może być imieniem bezosobowym.
Nasz Kiwi walczy z zamykającymi się powiekami. Nauczyciel przechadza się po klasie i wykłada. Co wykłada, tego niestety nasz Kiwi nie może wiedzieć, ponieważ znajduje się teraz myślami pomiędzy kolacją, wyimaginowanym ludzikiem, odstawiającym porkour na tablicy i szafce w rytm ulubionej piosenki, a mangą, którą człowieczek ma zamiar dokończyć wieczorem. Tak naprawdę mógłby rozmyślać o czymkolwiek, skutek byłby ten sam. Kiwi jest bardzo pochłonięty zabawą długopisem i całkowicie zatracony w swoich planach i wyobrażeniach.
Wtedy to Kiwi słyszy swoje imię, padające z ust nauczyciela i obraca się w jego stronę. Nauczyciel stoi z założonymi rękami i łypiąc wrogim spojrzeniem, wyczekuje odpowiedzi. Kiwi zaczyna się peszyć. Nie słyszał pytania, jak więc miałby udzielić odpowiedzi?
- No, słucham - pada z ust nauczyciela - Co Ty o tym myślisz?

Teraz Kiwi może podjąć następujące warianty działania:

a) Może milczeć i uciekać wzrokiem po klasie, licząc, że ktoś życzliwy mu podpowie.
b) Może odpowiedzieć "tak", lub "nie", licząc, że to nie było pytanie na rozwinięcie, typu "gdzie mieszkał Napoleon?".
c) Może poprosić o powtórzenie pytania, spotykając się z odpowiedzią "Jakbyś uważał, to byś wiedział", lub czymś równie ambitnym.
d) Może przyznać się, że nie uważał i przeprosić za brak skupienia, narażając się tym samym na wezwanie rodziców, uwagę w dzienniczku, czy inną formę nagany.
e) Może wymyślić jakiś absurdalny powód, dla którego nie może odpowiedzieć na zadane pytanie. Konwencja Genewska, etyka wyznania, czy przekonań, ból gardła, pilna potrzeba pójścia do toalety, złe samopoczucie, to już jak fantazja poniesie.

Jako, że Kiwi jest osobą prawdomówną i szczerą, a rodzice zawsze powtarzali, że to dobra cecha, człowiek ten decyduje się na wariant "d".

- Nie uważałeś, tak? To proszę, podziel się ze wszystkimi czym byłeś tak zajęty - odpowiada nauczyciel i Kiwi wie już, że dokonał złego wyboru. Nie może przecież zacząć przy całej klasie opowiadać o tym, że wyobraził sobie patyczanego ludzika, odprawiającego freestyle po klasie i łysej głowie profesora, czy też o tym, że zastanawia się czy Yuga pocałuje w końcu Ryosuke, bo mój boże, ileż można. 
Nie. 
Prawda prawdą, ale tego powiedzieć nie może. To by mu zniszczyło reputacje i naraziło na zrobienie z siebie pośmiewiska i klasowego dziwaka. Kiwi zaczyna więc kombinować. Musi być szybki, kreatywny, ale zarazem wymyślić coś, w co nauczyciel będzie w stanie chociaż trochę uwierzyć.
- Przepraszam, chodzi mi po głowie taka piosenka i nie potrafi wyjść - odpowiada, częściowo zgodnie z prawdą i jest z siebie bardzo dumny.
- Naprawdę? A cóż to za ciekawa piosenka, która tak Cię pochłonęła? - męczy dalej nauczyciel, zamiast pogodzić się z tym, że nie każdego obchodzi mitoza i mejoza i przejść z tym faktem do porządku dziennego.

Czerwony alarm. W mózgu Kiwi wszystko przyspiesza i przetwarza informacje na najwyższych obrotach. Ma powiedzieć, że naprawdę lubi tę piosenkę z reklamy musztardy, której tak wszyscy nienawidzą? Wykluczone. Tu trzeba czegoś neutralnego. Może jakaś wymijająca odpowiedź.

- Coś z telewizji - odpowiada Kiwi - Z jakiejś reklamy, pewnie Pan nie zna.
- Może jednak znam, klasa chętnie posłucha o Twoich zainteresowaniach, zwłaszcza tych na lekcji.
Szlag. Sytuacja przypomina te chwile, kiedy obgaduje się nauczyciela na kartce, lub rysuje jego karykaturę i przekazuje koledze dwie ławki dalej, a ten nie wytrzymuje i zaczyna się śmiać, więc nauczyciel nalega na oddanie mu kartki i wyjaśnienie co tak ucznia rozbawiło. Najbezpieczniejszą opcją jest wtedy zjedzenie kartki. Trochę celulozy jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a są rzeczy, które ciągną się za człowiekiem latami.
Kiwi nie może jednak zjeść swojego mózgu, a to on odpowiedzialny jest za całe zamieszanie. Robi więc w głowie szybki katalog piosenek, użytych w reklamach, które nie zniszczyłyby jego dobrego imienia.
Kiwi analizuje ile minut zostało do końca zajęć i przeprowadza obliczenia, pomagające ustalić jak długo musi mówić, by przerwał mu dźwięk dzwonka. Waży każde słowo, owija w bawełnę i mataczy, ścigając się z czasem.
Udaje mu się i chociaż grono pedagogiczne twierdzi, że "dzwonek jest dla nauczyciela", uczniowie mają swoje zasady, mówiące o tym, że należy jak najszybciej opuścić klasę po usłyszeniu znanego sobie sygnału. W ten sposób ćwiczy się zdolności ewakuacyjne w razie pożaru, czy wybuchu bomby.

Czy Kiwi wie o czym była lekcja? 
A skąd.
Czy nauczyciel przypadkiem zmusił Kiwi do wykazania się kreatywnością i umiejętnością szybkiego podejmowania decyzji, oraz analizy i statystyki w zakresie oceniania ryzyka?
Jak najbardziej.

Należy pamiętać, że jabłko oglądane z różnych perspektyw dalej pozostanie jabłkiem. Niezależnie od tego czy będzie widziane z góry, z dołu, z boku, czy ze środka. Jeśli ściśniemy te jabłko, wypłynie z niego sok, zwłaszcza kiedy jest młode i świeże. Nawet jeśli będziemy się starać tak zgnieść jabłko, żeby nic się z niego nie sączyło, to musimy się liczyć z tym, że ten sok i tak znajdzie inne ujście.

Tak samo jest z kreatywnością. Tłamszona w jednym miejscu, wyjdzie z innej strony, niekoniecznie takiej jakbyśmy się spodziewali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz