Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 7 października 2019

MMA 60+

Czekam z puchatą platyną pod sklepem spożywczym na znajomego, który wszedł tylko po wodę i jakieś owoce. Z psem wejść do środka nie mogę, a zostawiać jej pod obiektem bez opieki nie mam zamiaru. Stoję więc na uboczu i podczas kiedy ja przeglądam zawartość mojego telefonu, pies obserwuje kroplę wody, sunącą po chodniku i kończącą swoją wędrówkę w kałuży.
- K*rwa mać, wszędzie te psy - słyszę i podnoszę wzrok. U wejścia do sklepu stoi kobieta, na oko 60+, sięgająca mi mniej więcej pod pachę.
- Przepraszam? - pytam, bo jednak słuch już nie ten i może po prostu źle zrozumiałam przesłanie.
- Mówię, że je*ane psy wszędzie. Na wsi psy, w mieście psy, w kosmosie ich jeszcze k*rwa nie było.
Zastanawiam się czy powinnam uświadomić kobietę o istnieniu rosyjskiej Łajki, ale widząc jej pełną czerwieni twarz, odpuszczam.
- Odsuń się z tym psem, bo chcę wejść do sklepu.
Problem polega na tym, że nie blokujemy przejścia. Stoimy jakieś 2,5 metra od drzwi i zachodzimy właściwie bardziej na bar, stojący obok.
- Ogłuchłaś?
Żeby nie wszczynać awantury, przesuwam się nieznacznie o kolejne pół metra. Niczego to nie zmienia, ale może da kobiecie wewnętrzny spokój.
- Wszędzie srają i potem chodniki osrane. Je*ać Was! - rzecze niewiasta i wchodzi do sklepu. Nie mam nawet czasu na ripostę, mój mózg przetwarza to, co się właśnie wydarzyło.
Po chwili kobieta opuszcza sklep i rzuca do mnie:
- Tutaj już nigdy nie kupię, wszarze wszędzie rozniosły swoje bakterie, cały sklep skażony.
Nie odpowiadam. Po pierwsze nie wiem jak, po drugie nie wiem czy jest sens.
Kobieta podchodzi do psa przywiązanego do latarni, czekającego na swoją właścicielkę robiącą zakupy i zamierza się na niego nogą.
Właśnie dlatego nigdy nie zostawiam psa pod sklepem. Psychopaci istnieją, a ich działanie to tylko sekundy.
Krzyczę coś w stylu:
- Zostaw go! Odbiło Ci?
W takiej sytuacji maniery i etykieta schodzą na dalszy plan, poza tym ta pani już wcześniej zdecydowała, że będziemy sobie mówić na "Ty".
Kobieta nie rezygnuje, ale pies odskakuje i zaczyna ujadać. Podbiegam do agresywnej osobniczki i wyrzucam z siebie jakieś nieokreślone słowa, które mają na celu odciągnąć ją od pomysłu znokautowania nogą tego biednego stworzenia.
W tym samym momencie ze sklepu wychodzi właścicielka psa, którą jest starsza kobieta o lasce i dołącza do toczącej się dyskusji.
To, co dzieje się później jest czystym chaosem.
Jedna kobieta usiłuje znokautować drugą siatką z zakupami, w której spoczywa mięso z piersi kurczaka w promocyjnej cenie 12,99 zł, natomiast właścicielka psa okłada konkurentkę laską po nogach. Ja stoję pomiędzy nimi i próbuję przerwać bijatykę, jednocześnie nie wpakowując się w oko cyklonu. W powietrzu fruwają takie kwieciste wiązanki, że mam wrażenie, że przyszła wiosna.
W drzwiach sklepu pojawia się znajomy i obraz jaki zastaje chyba na chwilę go paraliżuje, bo zamiast pomóc, stoi w miejscu i przygląda się walce samic w wieku średnim.
- Rafał! - wybudzam go z transu i odkładając zakupy, chłopak podchodzi, żeby rozdzielić krąg wyzwisk i rozwiązań siłowych. Po lekkiej szarpaninie obie panie zwiększają między sobą odległość na tyle, że teraz mogą atakować się już tylko słownie.
- Rozwalę Cię ku*wo i tego Twojego pchlarza też - rzuca niższa z kobiet.
- Jeszcze raz Cię zobaczę w pobliżu mojego psa, to Ci tą laską od odbytu do gardła przejadę - odpowiada ta uzbrojona w sprzęt rehabilitacyjny.
- Wszędzie te ku*ewskie psy!
- Wszędzie te ochu*ałe baby!
Kilku przechodniów przygląda się starciom, ale zwiększający się tłumek ostatecznie rozdziela kobiety i agresor odchodzi w swoją stronę, rzucając pod nosem dalszymi wyzwiskami.
- Przepraszam, poniosło mnie troszkę, no ale jak tak można - mówi po chwili zasapana kobieta, odwiązując swojego psa.
Wygląda na zmęczoną, ale gotową do dalszej walki.
Zabieramy nasze zakupy i odchodzimy, oglądając się za siebie i upewniając, że kobiety znowu na siebie nie wpadną.
- Widziałeś to? - pytam, bo zdarzenie było tak intensywne i szybkie, że nie jestem pewna co dokładnie się stało.
- Ta - odpowiada znajomy - Ta kobieta która zaatakowała psa weszła do sklepu, zażądała obsługi bez kolejki "bo już stara jest", a jak jej odmówili to się wepchnęła i była oburzona, że ją usunięto z tej kolejki. Wiesz, jakby się spytała to jeszcze, ale ona zażądała, więc każdy miał nosie roszczeniowe babsko.
- Nie żartuj. Zanim weszła jeszcze trochę pobluzgała w moją stronę, że jej psy srają na chodnik - dodaję.
- Ten pies konkretnie?
- Chyba wszystkie, tylko akurat staliśmy, to nam się oberwało.
- Wiesz, tak w sumie to dawno tutaj nie widziałem osranego chodnika, jak mam być szczery.
- Ja też.
- Najwidoczniej nie lubi wszystkich psów.
- Wiesz, jest różnica między tym, że ktoś psów nie lubi, a tym, że je zaczyna okładać nogą. Taka dość spora różnica.
- Tak szczerze, to ciekawy jestem kto by wygrał. Ta większa była bliska tego, żeby tamtą poddusić tą laską, za to ta krótsza chciała jej chyba założyć Nelsona biustem. Nic tylko kisiel dorzucić.
- Śmiej się, ale mogły się tam pozabijać.
- Pozabijać to nie... co najwyżej lekko pokiereszować. To było dziwne w każdym razie.

Tak. Dziwne to dobre słowo.


1 komentarz: