Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 3 października 2019

Cztery schroniskowce i jeden rasowiec

Kilkanaście lat temu, kiedy przebywałam jeszcze w Poznaniu, mieszkaliśmy w sąsiedztwie pary, która była w posiadaniu czterech, niskopodłogowych kundelków w typie Jamnika szorstkowłosego. Ludzie Ci byli wielkimi zwolennikami adopcji psów ze schroniska (fundacje na rzecz psów nie były jeszcze tak znane) i próbowali do tego przekonać każdego, kto tylko wspomniał o chęci posiadania czworonożnego kompana.
Cel szlachetny i godny poparcia, ponieważ fakty są takie, że w schroniskach jest stanowczo zbyt dużo zwierząt i zbyt mało chętnych by stworzyć im dom.
Para potrafiła być jednak... nieco zbyt natarczywa i zaborcza w swych działaniach.

W naszym pięciopiętrowym bloku, tuż pod nami, mieszkała pewna młoda kobieta. Pewnego dnia, podczas wyprawy do okolicznej piekarni, spotkała sąsiadów na spacerze ze swoją wytuningowaną gromadką. Wywiązała się krótka rozmowa, z której ze strony młodej sąsiadki wynikła chęć wzięcia pod swój dach psa. Para rozpromieniła się i zaczęła wyliczać dziewczynie korzyści płynące ze schroniskowej adopcji.
- Te psy są takie wdzięczne, że ratuje im się życie. Na pewno będą bardzo szczęśliwe - mówili na zmianę, wchodząc sobie nawzajem w słowo.
- Tak właściwie - zaczęła niepewnie sąsiadka - to ja planowałam raczej wziąć rasowca. Z renomowanej hodowli. Border Colie. Planuję jeździć z nim na zawody, a miałam już wcześniej tę rasę i wiem jak się z nimi pracuje i na co należy zwrócić uwagę.
- Ale - zaczął mężczyzna, nie ukrywając lekkiego oburzenia - przecież kundelki też by się nadawały na zawody. Co to w ogóle jest za podejście. Pies ma być dla towarzystwa, a nie trzaskania pieniędzy.
- No widzi Pan, nie każdy kundelek się nada, bo może po prostu nie mieć odpowiednich warunków, budowy ciała, chęci współpracy. Poza tym ja go nie szukam do wygrywania zawodów, tylko do brania w nich udziału, ponieważ się tym interesuję i sprawia mi to radość. Wszelkie wygrane i tak zostaną przeznaczone na psie potrzeby.
Dziewczyna usłyszała wtedy, że właśnie odbiera jakiemuś biedakowi ze schroniska życie i nie powinna się z tym tak obnosić.
- Rasowe wcale nie są lepsze od tych wielorasowych. Księżniczka się znalazła - rzuciła para, odchodząc.
- Pewnie, że nie są. Ja wcale tego nie powiedziałam - próbowała bronić się kobieta, lecz niestety nie miała już z kim rozmawiać.

Wkrótce potem w domu samotnej dziewczyny pojawił się mały, czarno-biały szczeniak, a sąsiedzi z czterema psami przestali mówić kobiecie "dzień dobry". Traktowali zakup rasowego psa jako osobisty cios poniżej pasa i nie mieli zamiaru zadawać się z kimś, kto "wyżej sra niż tyłek ma", co oczywiście było względem kobiety bardzo nietrafnym określeniem.

Kiedy psiak (zwany Sroką) podrósł, jego właścicielka zaczęła zabierać go na treningi, a po dwóch latach na pierwsze zawody, w celu oswojenia go z tłumem i tamtejszymi torami przeszkód. Pies brał udział głównie w Agility, ale był też dobry w łapaniu dysku, rzucanego do wody. Zarówno człowiek, jak i jego zwierzę świetnie się przy tym bawili i tworzyli między sobą bardzo silną więź.

Podczas większych zawodów Sroka nabawił się kontuzji. Uszkodzeniu uległa kość śródręcza i pies wymagał pilnej interwencji chirurgicznej. Po zabiegu otrzymał stanowczy nakaz ograniczenia ruchu przez osiem tygodni, oraz skierowanie na serię rehabilitacji. Przez nieoczekiwane zapalenie, rozwijające się w organizmie psa i komplikacje po zabiegu, psiak przeszedł jeszcze trzy dodatkowe operacje i został wykluczony z zawodów do pełnego wyzdrowienia, które mogło nastąpić w ciągu roku, pięciu lat, lub nie nastąpić wcale.
Wszyscy współczuli kontuzjowanemu zwierzęciu i jego zmartwionej właścicielce i życzyli im szybkiego powrotu do zdrowia. Kobieta znosiła psa na rękach, żeby załatwił swoje potrzeby i wnosiła go na trzecie piętro. Zawoziła na rehabilitacje i kontrole, oraz podawała leki. Wszystko, żeby poprawić komfort życia Sroki i wrócić do jego poprzedniego stanu zdrowotnego.

Para z niskopodłogowcami szydziła jednak z dziewczyny.
- I masz swoje zawody. Zobacz co się stało - wołali za nią.
- To się równie dobrze mogło stać podczas rzucania piłki na podwórku. Teren był nierówny, łapa się podwinęła i stała się kontuzja.
- I co, teraz się go pozbędziesz, co? Odsprzedasz, albo oddasz do schroniska, bo nie jeździ na zawody i nie zarabia.
- Niech Pan nie będzie bezczelny - odpowiadała kobieta i w większości ignorowała zaczepki małżeństwa.
Pies oczywiście nie został oddany. Po intensywnym leczeniu wracał do zdrowia i coraz lepiej poruszał się na zranionej kończynie.

Niecały rok później właścicielka czterech psów zaszła w ciążę i na wieść, że w domu pojawi się dziecko, mąż kobiety za jej namową zdecydował się na dość radykalne kroki. Cała czwórka psiaków została wywieziona na wieś, gdzie miała pozostać do momentu, w którym dziecko trochę podrośnie. Później psy miały zostać odebrane i wrócić do domu.
- Przecież to jednak schroniskowce - mówił sąsiad - Nie wiadomo jak zareagują na dziecko. Mogą zrobić mu krzywdę. Pojadą na wieś na chwilę. Będą miały takie jakby wakacje.
Z wakacjami miało to jednak niewiele wspólnego. Psy dotąd mieszkające w ciepłym domu, zostały przypięte łańcuchem do budy i resztę swojego życia spędziły przy brudnej misce i resztkach z obiadu, bez opieki weterynaryjnej i atencji człowieka, na przemian marznąc z zimna i dysząc z gorąca.
Ich poprzedni właściciel nigdy po nie nie wrócił, ponieważ podobno dziecko miało alergię na psy.
Para przestała prawić moralizatorskie kazania i namawiać kogokolwiek do zabierania psów ze schronisk, ponieważ zdawali sobie sprawę, że byłaby to straszna hipokryzja z ich strony.

Kilka lat później wyprowadziliśmy się, ale z tego co mówili zaprzyjaźnieni ludzie, mieszkający dookoła, Sroka dożył późnej starości u boku swojej pani i brał udział w wielu zawodach, choć nigdy nie zdobył w nich żadnej nagrody.
Małżeństwo dochowało się trójki dzieci i pewnego dnia przyniosło do domu na Święta małego, białego szczeniaczka w typie Maltańczyka. Poprzednie psy jeszcze żyły i wciąż czekały na swoich właścicieli, ale były już stare i zniszczone złym traktowaniem, więc kto chciałby je w mieszkaniu, racja?

Sytuacja idealnie dowodzi tego, że dobre chęci i słowa nie zawsze równają się dobrym uczynkom, a z pozoru bardzo oczywista racja może nie być tak oczywista po bliższym jej poznaniu.

Krowa, która dużo ryczy, potrafi dawać bardzo mało mleka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz