Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 8 października 2019

Tylko naturalne środki

W drodze do weterynarza zaczepiła mnie moja dawna sąsiadka, jeszcze z poprzedniego mieszkania. Starsza kobieta mieszkała pode mną i często rozmawiała z moją babcią, kiedy ta przychodziła w odwiedziny.
- A kogóż moje oczy widzą? - zaćwierkała, stając przy mnie z drugą kobietą, której nie znałam, ale która prawdopodobnie była jej znajomą.
- O, dzień dobry - odparłam, zatrzymując Morfinę, która automatycznie podążała znajomą sobie drogą, na której końcu znajdował się gabinet, a w nim ukochany słój z ciastkami i przyjaźni ludzie w fartuchach.
- A co tam słychać? - spytała ex sąsiadka.
- A po staremu w sumie - odpowiedziałam, ponieważ nigdy nie wiem jak prawidłowo odeprzeć takie pytanie. Nie znałyśmy się na tyle dobrze, żeby opowiadać sobie o wydarzeniach z własnego życia, więc odpowiedź była równie grzecznościowa jak pytanie.
- A u Pani? - dodałam, bo uznałam, że tego wymaga kultura.
- A też dobrze. Jak tam babcia?
- Nie żyje. Od dwóch lat jakoś.
- Ojej, przykro mi. Wydawało mi się, że niedawno ją widziałam, ale musiałam się pomylić.
- Najwidoczniej.
- A gdzie to się z pieskiem wybieracie?
- Do weterynarza.
- Chory? Na co?
- Obecnie walczymy z tarczycą.
Twarz kobiety stężała, spojrzała ona na swoją straż przyboczną i obie niewiasty zgodnie pokiwały głowami.
- Te lekarze to wszystko to samo - postanowiła kontynuować kobieta - Tylko kasę wyciągnąć z człowieka, a pomóc nic nie potrafią.
- Słucham?
- No chemię tylko pakują w człowieka... i zwierzaka, żeby się wzbogacić, a jedyne lekarstwa to naturalnie.
- No wie Pani, naturalnie to się da do pewnego momentu.
- Bzdura. Jeśli czegoś nie da się wyleczyć wywarem z jeżówki, albo miodem manuka, to znaczy, że się tego nie da wyleczyć. Ja ze swoimi nigdy nie chodziłam do weterynarza, do lekarzy sama też nigdy nie chodziłam. Mama od małego mnie naturalnie leczyła i jak się trzymam.
- No to pogratulować.
- I żadne szczepionki, ani tego typu rzeczy. Jeśli Bóg chciałby, żeby w organizmie coś było, to by to tam sam wsadził.
Nie chciałam sprzeczać się na tematy religijne, ale osobiście uważałam, że jeśli Bóg tej kobiety był miłosierny to chciałby, żeby korzystała z odkryć medycyny i postępu ludzkości.
- No, a jak zwierzę zachoruje - spytałam naiwnie.
- To się wyleczy samo w domu.
- A jak się nie wyleczy?
- To znak, że tak miało być i widocznie nie miało przetrwać. Moja poprzednia kotka zmarła chyba na jakieś problemy "kobiece", bo taka krew z ropą z niej leciała. Żadne wywary nie pomagały, no to jej dałam w spokoju odejść.
- Uśpiła ją pani?
- Gdzie tam, broń Boże, ja to nie jestem za uśmiercaniem. Sama w końcu odeszła.
- W mękach i bólu - dodałam, tracąc spokój i opanowanie.
- Niektóre stworzenia mają zapisane długie życie, a inne krótkie. Męczeniem jest je na siłę ratować i odwlekać to co ma nastąpić. Na wszystko w końcu przychodzi czas. Coś Wam to da, że tego pieska pomęczycie?
- Nie męczy się właśnie dlatego, że został zdiagnozowany i dostaje leki.
- Tak Wam wmówili i w to wierzycie, a większość chorób to oni wywołują sami, żeby móc je potem leczyć. Byście byli mądrzejsi, to byście tam nie chodzili i nie ufali obcym co udają, że wszystkie rozumy pozjadali.
- Jasne...
- A babcia na co umarła?
- Na raka.
- Była leczona?
- Oczywiście.
- Chemia?
- Chemia, radio, wszystko.
- No to pewnie to ją zabiło.
- Słucham?
- No gdyby próbowała bardziej naturalnych środków, zamiast chemicznych, które jej zniszczyły ciało, to może jeszcze by żyła.
- Chce mi Pani powiedzieć, że walczyłaby Pani z bardzo agresywnym rakiem, który zaatakował płuca, kości, wątrobę, trzustkę i mózg, za pomocą miodu i herbatek. To chce mi Pani powiedzieć?
- Tak, dokładnie. Odpowiednio dobrane zioła działają cuda. Natura wie co robi i nie są jej potrzebne jakieś unowocześnienia.
- Aha - odparłam, ponieważ nie wiedziałam co więcej dodać - Ja już muszę iść. Do widzenia - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w dalszą drogę.

Słyszałam już o ludziach, którzy chcieli uspać psa ze względu na jego "uporczywą" cukrzycę, ale to jest jakiś wyższy poziom, na który nie spodziewałam się dzisiaj wejść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz