Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 20 października 2019

Anonim i jego analiza

Wstałam sobie w ten niedzielny poranek i stwierdziłam, że należałoby zajrzeć do skrzynki na listy, do której nikt nie zaglądał od tygodnia. Przerzucając reklamy i gazetki marketów, natrafiłam na poskładaną kartkę bez znaczka, adresu, oraz nadawcy.


Trafiła do mnie taka swoista pocztówka:



Nie wiem kto poświęcił swój cenny czas i wysmarował dla mnie ten piękny poemat, ani czy jest on wyrazem czystej troski o dobro wspólne, czy raczej słabym trollem. Jednakowoż tak mnie to urzekło, że postanowiłam poddać analizie to wybitne, współczesne dzieło literackie. 
Pominiemy stylistykę, ponieważ ta właściwie nie istnieje w tym utworze.

Zacznijmy od początku.
"Szanowna Pani somsiadko."
Specjalistą nie jestem i sama popełniam masę błędów, ale jestem przekonana, że Word (czy inny program użyty do napisania tego elaboratu) powinien wyhaczyć taki błąd bez problemu. Kto by sobie jednak zawracał głowę jakimiś czerwonymi wężykami, podkreślającymi wyrazy. Tu o ważną sprawę chodzi! Ortografia jest dla frajerów.
"Zwracam z uprzejmą prośbą o likwidację (...) psów, które zamieszkują tam nielegalnie."
Jeśli już to - Zwracam się*, chyba że ktoś bardzo uprzejmie haftuje komuś na dywan, prosząc o ręczniczek. Wtedy zwraca z uprzejmą prośbą.
Chciałabym też znać prawo, które zakazuje trzymania psów we własnym mieszkaniu, ale niestety nie udało mi się takiego znaleźć. Widocznie nie jestem jeszcze tak doświadczona i obeznana w kodeksach i ustawach.
"Zwierzęta brudzą na klatce i zanieczyszczają wspólny teren współdzielni."
Po pierwsze - Spółdzielni*. Po drugie, na klatce schodowej od jakiegoś czasu trwa remont.



To głównie on "zanieczyszcza" korytarz. 
Po trzecie, mieszkam na parterze. Z mojego mieszkania do drzwi zewnętrznych jest kilka kroków. Choćbym nie wiem jak chciała, nie da się zabrudzić klatki na tak krótkim odcinku, nie mówiąc o tym, że na wyższe piętra nie wchodzę, bo nie mam po co.
Klatka jest też myta co tydzień przez opłacony serwis, który usuwa wszelkie zabrudzenia i zanieczyszczenia, nagromadzone przez resztę tygodnia.
"Ich wydzieliny zaburzają mir domowy zapachem i psują estetykę budynku."
Z definicji Kodeksu karnego, zakłócanie miru domowego dotyczy wdzierania się do cudzego lokalu, lub odmowy opuszczenia miejsca wbrew żądaniu osoby uprawnionej. Nie wiem kiedy wdarłam się ze zwierzętami do czyjegoś domu i zostawiłam tam jakiekolwiek wydzieliny, ale dobrze, że jestem o tym informowana.
Estetykę budynku to jednak chyba bardziej psują graffiti typu "ch*j w d*pę policji", ale może mam jakieś zaburzone postrzeganie świata.
"Ponad to ich wychodzenie koliduje z godzinami spania nie tylko dorosłych, ale i małych dzieci które budza się przez hałas wywołany trzaskaniem drzwi."
Ponadto* i budzą*, ale to już pomińmy.
Faktycznie, lubię sobie urządzać spacery w środku nocy.
Mogłabym się jeszcze zgodzić z tym zażaleniem, gdyby nie fakt, że moja siostra chodzi spać bardzo wcześnie i ze względu na nią po godzinie dwudziestej wychodzę z domu jak ninja. Nie ma mowy o trzaskaniu drzwiami, głośnym przekręcaniu klucza w zamku, czy potrząsaniu smyczą. Ranem ciszę skutecznie zakłócają robotnicy, a wieczorami wielbiciel Skrillexa z drugiego piętra.
Psy nie szczekają, nie wyją, nie drapią w drzwi.
"Z tego co wiem nie masz pozwolenia na tszymanbie takiej ilości zwierząt bez pozwolenia ludzi którzy również zamieszkujom ten blok."
Po pierwsze, to zdanie istnieje.
Nie będę nawet zaczynać o błędach, bo każdy ma oczy i widzi co tu się wydarzyło. Interpunkcja też wyszła na spacer.
"Taka ilość zwierząt" - to dwa psy i trzy szczury.
Pozwolenie sąsiadów nie jest mi potrzebne, ponieważ ani od nich mieszkania nie wynajmuję, ani go z nikim nie dzielę. Poza rodzicielką i siostrą.
Zauważcie też jak płynnie autor listu przeszedł z "Pani", na "Ty" i to bez brudzia.
"To narusza prawa i przestrzeń innych lokatorów."
Nie wiem w jaki sposób, ale aż dziw, że nigdy mi o tym nie wspominali.
"Proszę więc ograniczyć liczbę zwierząt albo sprawa zostanie skierowana do odpowiednich służb"
Calutkie zdanie bez błędów ortograficznych. Jak się chcę, to można.
Tylko do jakich służb konkretnie? Na policję? Do sądu? Do papieża? Więcej konkretów, żebym wiedziała kogo się bać i czy wyciągać ciasteczka, czy różaniec.
"Przedwszystkim nie rzyczę sobie burdelu jaki ty i twoja dziewczyna robicie na klatce tymi psami (...)"
I cała radość z braku błędów poszła w tango.
Nie mam dziewczyny. Chłopaka też nie mam. Jestem singlem i podejrzewam, że za moją fiancé została wzięta znajoma, która czasem wychodzi z psami kiedy ja utknę w laboratorium na cały dzień, a moja rodzicielka nie może, lub nie chce pełnić służby. Nie wiem jak to się ma do sprawy, nie pytajcie mnie.
"(...) bo zostawiają piasek, błoto i sierść, jak również zanieczyszczenia trawników i chodników!"
Po pierwsze, żaden pies mi nigdy nie narobił na chodnik i zbieram po nich wszystko co po sobie zostawiają. Piasek, błoto, oraz sierść na odcinku dwóch metrów klatki schodowej (bo tyle jej używam) musi być faktycznie nie do zniesienia, zwłaszcza przy cotygodniowym sprzątaniu.
Ludzie na butach niczego nie wnoszą. Dzieci, które dopiero co wybiegły z piaskownicy oczywiście za każdym razem dokładnie wytrząsają buty przed wejściem na klatkę. Sure.
"Jak się mieszka między ludźmi to trzeba się umieć zachować jak człowiek ajak nie to do lasu mieszkać gdzie nikomu nie będzie syf i smród przeszkadzał."
To jest kwintesencja tego, co powinno trafić do autorki/autora tego tekstu. Nie wiem co to "ajak", prawdopodobnie starszy brat tego gościa z mitologii greckiej, ale w lesie bym chętnie zamieszkała.
"U siebie sobie możesz brudzić, ale nie na zewnątrz!"
A dziękuję za przyzwolenie. Nie byłam pewna czy mogę, ale teraz już wiem, także super.
"Z poważaniem zatroskana Mieszkanka i pozostali mieszkańcy."
Zauważyliście, że anonimy zazwyczaj podpisują się jako "zatroskana", albo "życzliwa"? Tak jakby takie osoby chciały się dowartościować i zapewnić czytającego, że działają w dobrej sprawie.
Do tego "Mieszkanka" jest z dużej. Znaczy, że jakaś osobistość. Nie wiem też kim są dokładnie "pozostali mieszkańcy", bo znam ludzi dobrze i nie zauważyłam żeby mieli jakiekolwiek pretensje do mnie i moich zwierząt. Większość nawet oferuje im ciastka, albo głaski na spacerach.

Mam tylko trzy podejrzenia co do autora tego jakże cudownego listu, który chyba sobie oprawię w ramkę.
Moje typowania to: 

  1. Kobieta od jabłek (z pomocą kogoś, kto średnio potrafi w komputer, ale coś tam wie), 
  2. Starszy pan z czwartego piętra, któremu wszystko przeszkadza i gdyby mógł, narzekałby na tlen,
  3. "Nowi", którzy wprowadzili się do nas jakiś miesiąc temu i nie zdążyłam ich jeszcze poznać.

Mogę się oczywiście mylić, ale nie mam innego pomysłu.
W każdym razie taka lektura potrafi zrobić człowiekowi cały dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz