Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 4 października 2019

Znalezisko

Czwarta rano. To moja czterdziesta druga godzina bez snu. Podczas kiedy Świniak w ciemności krąży po pustym trawniku, ja znajduję się między snem, a jawą i oceniam złożoność chodnikowego wzoru. Mówią, że mózg niewyspanego człowieka zachowuje się jak mózg pijanego. Pijana nigdy nie byłam, ale chyba wiem o co może w tym chodzić.

Pies strzela już siódme okrążenie w pozie kangura wokół własnej osi, a ja wciągam ziewnięciem żądane przez organizm dawki tlenu, uginając tym samym firany w mieszkaniach oddalonych o dobre dwa kilometry. Tak potężny ziew byłby w stanie zatrzymać tworzące się ostatnio trąby powietrzne.
Zwierz przestaje rzeźbić łapami fosę i staje w miejscu, nastawiając uszy i węsząc w powietrzu. Karłowaty niedźwiedź polarny łapie trop i ustawia się w pozie nasłuchującej surykatki, wlepiając wzrok w ciemność.
Patrzę w tym samym kierunku, ale nie jestem w stanie niczego dostrzec. Albo pies ma omamy, albo widzi coś, czego ja nie jestem w stanie dojrzeć pragnącymi snu oczami. Cokolwiek to jest, przerwało jednak finalny proces fizjologiczny, więc staram się odwrócić uwagę Morfiny i nakłonić ją by wróciła do zadania, które zostało wstrzymane na rzecz patrzenia w przestrzeń. 
Pies jest jednak zahipnotyzowany. Nie można go ruszyć, nie można odsunąć. Stoi sztywno na łapach w pełnym naprężeniu i zaczyna skradać się do czegoś, co zwróciło jej uwagę.
Dla nieświadomych - skradająca się Morfina ma w sobie tyle gracji co krokodyl przywdziany w różowe tutu i baletki, pozostawiony na lekcji tańca i tyle drapieżnika co chomik odziany w pancerną zbroję i miecz dwusieczny.
Puchate poczuło się jednak predatorem na sawannie, więc podążając za nią na smyczy, usiłuję w dalszym ciągu dostrzec obiekt zainteresowania zwierza. 
Morświn zaczyna podskakiwać jak młody lis wokół kępki trawy i uderzać łapami o ziemię, wciągając przy tym powietrze. Wygląda jak upośledzona foka podczas hiperwentylacji. Pies ma zapewne zamiar obszczekać niewidoczne zagrożenie, ale nie zdołał nauczyć się jak być groźnym, więc pompuje powietrze przez nos i odstawia szamana wokół własnej osi.
Nie wiem czy to przez brak snu, czy fakt, że mój pies w końcu stracił resztki rozumu, ale nie jestem w stanie dostrzec w roślinności niczego co mogłoby wywołać u Kokosanki tak żywiołową reakcję i przerwać jej proces defekacji.
Żadnego jeża, żabki, ślimaka, czy nawet dżdżownicy. Na ziemi nie ma piłki, torebki, czy fragmentu plastiku, który mógłby uchodzić w psiej głowie za straszliwego potwora.

Przez ulicę przejeżdża samochód, w którym zapewne ktoś wraca z pracy, albo właśnie się do niej wybiera i reflektory odbijają światło od czegoś połyskującego w miejscu zaatakowanym przez Morfinę. Schylam się i rozgrzebuję kępkę trawy, wyciągając z niej kawałek metalu, któremu Świniak przygląda się badawczo.
Przedmiotem ukrytym w zielonościach okazuje się być scyzoryk.


Chowam przedmiot do kieszeni, sprawiając tym samym, że puchata platyna wychodzi ze swojego transu i ponownie zaczyna koncentrować się na ugniataniu znaków w zbożu (tylko, że w trawie) i nadawaniu sygnałów kosmitom.

Nie mam pojęcia jak dojrzała przedmiot, ale podejrzewam, że z jej poziomu światło latarni odbijało się od metalu scyzoryka, rażąc watę po oczach. 

Sama nie wiem czy dziwniejsze są momenty w których wracam ze spaceru z psem, niosąc pluszaka, dziecięcy smoczek, czy składany nożyk.
Muszę się zastanowić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz