Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 1 listopada 2019

Małpki

Będąc małym kartoflem, odzianym w marynarskie ubranko i ostrzyżonym na chłopca, zostałam zawleczona do zoo przez ciotkę i dwie kuzynki. Od tamtej pory minęło już trochę czasu, ale są sytuacje o których nie sposób zapomnieć.
Na przykład o próbie wciągnięcia mnie do klatki przez stado kapucynek (takie małe małpki) i to na oczach moich opiekunów.

Moja ciocia, wraz ze swoimi latoroślami, które były już prawie pełnoletnie, zdecydowały, że zakazy są dla frajerów i napis "Proszę nie dokarmiać zwierząt" jest tylko sugestią, a nie faktycznym zarządzeniem.
Wręczyły mi więc kukurydzianego chrupka i pozwoliły nakarmić małpki. Chcąc być grzecznym, małym marynarzem, wykonałam polecenie, ale niestety moje krótkie rączki nie pozwalały mi dosięgnąć do krat zza barierek. Trudziłam się i sapałam, ale niczego to nie zmieniało. Ręka dalej była za krótka.


Wtedy to moja błyskotliwa i logicznie myśląca ciocia postanowiła chwycić mnie pod pachy i przełożyć przez ogrodzenie, żebym sobie mogła dosięgnąć do małpek i dać im tego kukurydzianego chrupka, którego dzielnie ściskałam w dłoni.

Ciocia zauważyła swój błąd, kiedy zorientowała się, że rączki kapucynek są dużo mniejsze i węższe, dzięki czemu bez problemu sięgały przez kraty tam, gdzie nie sięgała nawet bardzo mała ludzka kończyna. 
Małpki porwały chrupka, ale razem z nim porwały też moje marynarskie ubranko i bardzo ochoczo zaczęły wciągać mnie do środka. Nie wiem czy chciały mnie zjeść, czy tylko się pobawić, ale w tamtym momencie mało mnie to obchodziło. Kapucynki miały zamiar przeciągnąć mnie przez kraty i zrobić ze mnie frytki.
Moi opiekunowie, kiedy zobaczyli co się dzieje, próbowali po kawałku wydrzeć mnie z małych, zwierzęcych, bezlitosnych rączek.
Przechodzący obok ludzie musieli być zafascynowani widokiem trzech kobiet, walczących o wrzeszczące dziecko z Kapucynkami. Najlepsze przeciąganie liny na świecie. Żałuję, że w tamtym momencie nikt nie myślał o robieniu zdjęć, bo za to ujęcie dałabym wiele.
Ciocia wygrała ten pojedynek, ale tylko dlatego, że nie miałam długich włosów, ani rękawów.
Byłam bardzo szczęśliwa, że cioteczka nie wpadła na pomysł dokarmiania niedźwiedzi, bo finał mógłby być dużo bardziej treściwy. Zwłaszcza dla niedźwiedzia.

Tego samego dnia, w tym samym zoo opluła mnie jeszcze lama, a słoń, któremu powiedziałam bardzo ładny wierszyk o "Słoniu Trąbalskim", opryskał mnie wodą. Chyba poczuł się urażony. Kto by pomyślał, że zwierzęta nie mają dystansu i poczucia humoru.
Można śmiało powiedzieć, że to nie był mój dzień.

Licznik sytuacji, w których potencjalnie mogłam zginąć: 4.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz