Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Różowy awanturnik vs kierowca autobusu

W ostatnim momencie wpadam do autobusu, mającego odwieźć mnie do domu. Gdyby nie uprzejmość kierowcy, który przytrzymał drzwi widząc, że jakaś sapiąca lokomotywa mu leci na czołówkę z szybą, musiałabym czekać kolejne czterdzieści minut na następny transport. Grzecznie więc dziękuję, oddychając jak ryba wyciągnięta z wody i przeklinając swoją kondycję, kasuję bilet i siadam na wolnym miejscu obok kasownika.
Wciskam słuchawki w uszy, przysuwam się jak najbliżej szyby i obserwuję otwierające i zamykające się drzwi.

Kilka przystanków dalej wsiada krągła kobieta, która podobnie jak ja, kiedy rozdawali talię, stała w kolejce po pączki.
- Pie*rzone mongoły! - oświadcza tak głośno, że dźwięk przebija się przez "You had a bad day" od Daniela Powtera. Wyciągam z ucha prawą słuchawkę i obserwuję toczącą się po pokładzie kobietę, wygrażającą pięścią w kierunku jakiegoś mężczyzny o azjatyckiej urodzie, który również wsiada do autobusu.
- Spie*dalaj stąd do siebie! Przez takich jak Ty nie ma pracy dla porządnych ludzi - krzyczy dalej kobieta, która prawdopodobnie jest pod wpływem alkoholu.
Mężczyzna odcina się od awanturnicy, przeciskając się na dalsze siedzenia i tłumaczy współpasażerom, że widzi wydzierającą się na niego niewiastę pierwszy raz w życiu.
Autobus rusza, a kobieta, tańcząc Salsę, próbuje dostać się do obiektu swojej nienawiści, lecz skutecznie blokują ją stojący ludzie.
- Pani się uspokoi - mówi młody człowiek z plecakiem i usiłuje usadzić tanka na wolnym miejscu, jednak żywa boja, wciskając swoje ręce między tłum, dalej charczy coś o "pier*olonych mongołach" i o tym, że "rynek pracy zajmują i tacy porządni ludzie jak ona dzisiaj nie dostała ani jednej oferty, a chodziła wszędzie".

W końcu wzburzona uchatka orientuje się, że odjechała już kilka przystanków, więc podchodzi do kierowcy z żądaniem zatrzymania autobusu, ponieważ "ona chce wysiąść". Kierowca tłumaczy, że wysiąść będzie mogła kiedy zatrzyma się na przystanku wyznaczonej trasy i jeśli nie przestanie się zaraz awanturować, będzie musiał wezwać policję.
Te słowa otwierają bramy piekieł i uwalniają siedmiu jeźdźców apokalipsy, którzy mieszczą się w ciele kobiety (na spokojnie zmieściłoby się jeszcze kilku). Niewiasta metr sześćdziesiąt we wzroście i obwodzie nabiera powietrza, zwęża źrenice i rozpoczyna festiwal imienia Adolfa Hitlera, pod tytułem "Policją to się obywatelki tej ziemi nie straszy. Ja nie będę siedzieć w tym samym autobusie co ten mongoł, proszę mnie natychmiast wypuścić".
Kierowca dzielnie znosi kropelki śliny, rozbijające się na szybie, oddzielającej go od pasażerów, oraz wykrzykiwane raz po raz hasła: "Ja żądam żeby mnie wypuścić, jestem tu przetrzymywana nielegalnie i wbrew mojej woli", "Wywalić mongoła", oraz "Ty tłusta świnio za kierownicą". Zwłaszcza to ostatnie wydaje się być wielką ironią.
Otoczenie zaczyna się denerwować i dochodzi do rękoczynów i przepychanek, co końcowo przeradza się w tango siedmiu osób.

Kierowcy wysiada cierpliwość. Mężczyzna zatrzymuje pojazd, otwiera kabinę i krzyczy do awanturniczki:
- Proszę, droga wolna, drzwi otwarte, Pani wysiada.
- No w końcu - odkrzykuje kobieta i wypada z autobusu, rozgląda się, po czym odwraca się przodem do pojazdu i najbardziej żałosnym spojrzeniem jakie tylko można sobie wyobrazić, świdruje kierowcę.
- Chciała Pani wysiąść i Pani wysiadła, miłego dnia - rzuca mężczyzna, ruszając do przodu, podczas gdy ponad sto kilo żywej wagi, zamknięte w żeńskiej formie, usiłuje pazurami rozewrzeć drzwi autobusu i bezskutecznie utrzymać tempo pojazdu, który okazuje się być jednak szybszy (szok). Kobieta staje więc na drodze pośrodku nicości, w centrum szczerego pola, pięć kilometrów od najbliższego przystanku, wysyłając do kierowcy jednoznaczne sygnały środkowymi palcami obu rąk i wykrzykując jakieś niezrozumiałe, zagłuszane silnikiem autobusu wyrazy.
- I jedziemy dalej. Ochłonie, przejdzie się i będzie dobrze - mówi wesoło mężczyzna, podczas gdy pasażerowie spoglądają na oddalającą się kulkę w różowym wdzianku.

Nie jestem pewna czy takie działanie jest legalne, ale nikt nie protestuje, więc uznajemy, że tak i cieszymy się spokojem i ciszą na dalszej trasie.

Ważna życiowa lekcja: Rasizm nie popłaca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz