Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 19 listopada 2019

Weselnej zabawy ciąg dalszy

~~~~~~~~~~~~

Uwaga! 
Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, przeczytajcie najpierw dwa ostatnie posty związane z weselem i poprawinami (tak, wiem że są obszerne). W przeciwnym razie nie będziecie w stanie zrozumieć co tu się wydarzyło.
Dziękuję.

~~~~~~~~~~~~

Wesele przeminęło, przeminęły poprawiny, każdy wrócił już do swojego normalnego życia. Do pracy, na studia, do hodowli pająków - tam gdzie normalnie znajduje się na co dzień. Otóż okazuje się, że jednak nie każdy. Jedna osoba nie potrafi pogodzić się z ostatnimi wydarzeniami. Ten jeden człowiek wciąż walczy o sprawiedliwość i usiłuje odnaleźć winnych wszelkich zbrodni dokonanych na weselu i nie spocznie dopóki świat nie zostanie oczyszczony ze zła.
Tą osobą jest Marcelina.
Tak, nasza panna młoda.

Jeśli jesteście na grupie (co serdecznie polecam, ponieważ wpada tam dużo kontentu, który nie znajduje swojego miejsca na blogu [link do grupy: Codzienna dawka Morfiny - grupa na Facebooku]), to zapewne wiecie, że wczoraj napisał do mnie Damian (mój partner z wesela), który zakomunikował mi, że dobija się do niego królowa bieli i dramatu. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że ja również dostałam bardzo życzliwą wiadomość od Marceliny i od słowa do słowa okazało się, że panna młoda uraczyła wiadomościami i/lub telefonami większą część naszej grupy. Zdecydowaliśmy się skonfrontować te treściwe dzieła literatury współczesnej przy bigosie i ciastku, więc porą wieczorową zebraliśmy się wszyscy w mieszkaniu Damiana.

- Jak ktoś chce wina, to proszę się częstować, jest w barku, szkło jest w kuchni - rzekł Damian do zgromadzonych, widząc że jesteśmy już wszyscy.
- Co tam wino, gdzie ten bigosik? - spytałam, ponieważ bigos pani Eli był główną kartą przetargową chłopaka, która zmusiła mnie do przyjazdu na miejsce i porzucenia przygotowań do kolokwium.
- W lodówce - odparł Damian - To co, nikt wina? Ja nie mogę, bo muszę odwieźć Krysię dzisiaj, a jutro mam na rano do roboty.
- Ty się mną nie martw - odparłam, wyjmując z lodówki wielki gar dobrodziejstw - Najwyżej wrócę autobusem.
- Nie, ja podziękuję - powiedziała Baśka i zarówno Łukasz, jak i Karolina również odmówili trunku.
Sonia musiała tego dnia zostać dłużej w pracy, ale z Sarą mieliśmy łączyć się przez Skype'a.
- Ktoś bigosiku? - spytałam, przekładając kapustkę do mniejszego garnka, celem zagrzania jadła bogów.
Ręce wszystkich zgromadzonych uniosły się, więc postanowiłam poszukać jednak większego naczynia.
- Tylko zakryj garnek, bo zaraz będziemy mieć Banankę w bigosie - powiedział Damian i moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem kotki, która już planowała zamoczyć łapki w kapuście. Jej plan został udaremniony pokrywką, z czego była bardzo niezadowolona.
Podczas kiedy Damian usilnie próbował połączyć się z Sarą, ja mieszałam już w garnku i układałam chleb na talerzu. Kiedy w końcu udało nam się uzyskać względnie dobrą jakość obrazu i dźwięku, wszyscy siedzieli już z talerzami pełnymi bigosiku w jednej dłoni i chlebkiem w drugiej dłoni.
- Dobra, to kto coś ma? - spytał Damian, jako główny organizator spotkania AOŚ - Anonimowych (niezupełnie) Ofiar Ślubnych.
- W górze znalazły się ręce moje, Baśki, Łukasza i Damiana.
Zapowiadał się bardzo interesujący wieczór.
- Ja mam tylko przekaz słowny, to może zacznę - powiedział Łukasz i wręczył na chwilę talerz swojej żonie.
Podświadomie czekałam aż powie: "Mam na imię Łukasz i nie dostałem telefonu od Marceliny już od dwóch godzin", na co wszyscy odpowiedzielibyśmy: "Wspieramy Cię".
Tak się jednak nie stało. Zamiast tego kolega Łukasz uraczył nas streszczeniem rozmowy, jaką przeprowadził z Marceliną w środowy wieczór, kiedy to zadzwoniła do niego z pretensjami. Jednocześnie Łukasz był jedyną osobą, która odebrała złowieszczy telefon.
- Jak odebrałem - mówił, podczas gdy reszta uważnie słuchała, mieszając w bigosie - to usłyszałem takie "Łukasz", tylko pełne dezaprobaty i bardzo zrezygnowane. Jakby dzwoniła mama, która się właśnie dowiedziała, że przez ostatni tydzień byłem na wagarach i mogę nie zdać semestru. To był ten głos. Odpowiadam wesoło "O, Marcelina, co tam, jak tam, coś się stało?", a ona na to "Musimy porozmawiać o Twojej córce - Kasi." Przez chwilę się zastanawiałem czy to nie nauczycielka.
- Tak bardzo delikatnie zaczęła - powiedziała z rozczarowaniem Baśka.
- No, ale poczekaj. Pytam o co chodzi z Kasią, a ona "To co zaczęła na weselu było karygodne, ale to jeszcze dziecko, to można jej to wybaczyć. Natomiast po Tobie się tego nie spodziewałam". Myślę, no spoko, ale o co chodzi i pytam czy może do mnie jaśniej jednak. Na co ona "No dobrze, powiem Ci to wprost. Bardzo mi się nie podobało to, że to ona namówiła inne dzieci na tańczenie z Damianem, ale czego można się spodziewać jak ma takie wzorce w rodzinie".
- Ale czekaj, o cholerę jej chodziło? - próbowała przetrawić Sara w monitorze komputera.
- O to, że troszkę przesadziłem z alko. Gdzie po prostu sobie siedziałem i umierałem następnego dnia. Nikomu nie robiłem wiochy, nic się nie działo - odpowiedział Łukasz.
- Ale patrz jakie sokole oko - powiedziałam - Tyle naprawdę zalanych w trupa osób, a jej najbardziej przeszkadzało, że Ty trochę przeholowałeś.
- To samo jej powiedziałem - kontynuował Łukasz - Mówię: "Przecież tam ludzie robili za mopa do podłogi już w połowie wesela i słowem się nie odezwałaś, a ja zdołałem nawet dojść do hotelu. Z podpórką, bo z podpórką, ale zdołałem.
- Pamiętasz w ogóle tę drogę? - spytał Damian.
- Nie. Pamiętam, że komuś mówiłem, że go kocham.
- To Matiemu.
- A, ok.
- No to dobra, dajesz zły przykład dziecku, a z tym tańczeniem o co jej chodziło? - spytała Sara, poprawiając własną kamerkę.
- A ten temat jeszcze się przewinie u mnie - odparł Damian - także jeszcze się wszystko wyjaśni. Co dalej było?
- Dalej to jej mówię, że nie byłem aż tak pijany, a moje dziecko sobie tańczyło z moim kumplem, po czym zleciało się więcej dzieci i z czym ona ma problem? Na co ona: "O, bo Wy to wszystko zaplanowaliście. Ja myślałam, że jak Ci zwrócę uwagę na błędy wychowawcze, to się poprawisz", bla, bla, bla, że powinienem bardziej uważać na moje dziecko i z kim je zostawiam, bo może się stać tragedia.
- Damian, pogromca dzieci - powiedziała Karolina.
- Usuwam też tłuszcz i zanieczyszczenia - dodał Damian, uśmiechając się do siebie.
- To ja już taki trochę spięty do niej mówię: "Ale Marcela (a wiemy jak ona tego nie cierpi) Ty sobie chyba żartujesz w tym momencie. Przecież to jest człowiek, którego bardziej niż dzieci kochają tylko zwierzęta. O czym Ty do mnie pie*rzysz?" i oczywiście wiedziałem do czego pije, ale nie dałem się sprowokować i udawałem głupa na tamten moment. Na co ona do mnie tym skrzekliwym głosem, który jej się włącza jak się zaczyna denerwować, wiecie ten skrzek Gargamela: "Tak?! To Ty sobie rób co chcesz, tylko żebyś potem nie żałował, bo ja Cię ostrzegałam, a jak już Twoja córka nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, to niech przynajmniej nie naraża innych dzieci!". Miałem jej powiedzieć, że jest szczepiona, ale się rozłączyła.
- Tak trochę nieładnie w połowie rozmowy - powiedziałam, smyrając wciskającego mi się na kolana kota.
- No też żałuję - powiedział Łukasz - chciałem zobaczyć jak rozwinie wątek.
- Ta kobieta jest niestabilna emocjonalnie.

- Dobra, to teraz ja - powiedziała Baśka, wstając i przybierając pozę typową dla Marceliny. Imitując jej gesty i sposób mówienia, Basia przeczytała wiadomości, jakie otrzymała od panny młodej i przekazała telefon, by po okrążeniu pokoju trafił finalnie do właściciela.


- Teraz się nie ukryjesz brzmi dość niepokojąco - przyznałam, czytając wiadomość i podając telefon dalej
- Takim tekstem rzucają psychopaci do ofiar, jak już je namierzą - zaśmiała się Baśka.


- Biedny starszy człowiek o słabym sercu, upijany alkoholem! - przeżywała Sara - Tylko co z tymi "pokarmami"?
- Możemy zagrać w koło fortuny, ale wydaje mi się, że chodzi o słowo "poskarży"? Tylko wskoczyła jej autokorekta - powiedział Łukasz, przyglądając się ekranowi.
- Nawet tego nie analizowałam, ale możesz mieć rację - odpowiedziała Baśka - Nie mogę na siebie patrzeć w lustrze. Jak ja tak mogłam? Uwieść, upić, zdemoralizować.
- Teraz to tylko na stos - odpowiedział Damian - Kto następny?
- Ja na samym końcu poproszę - odparłam i Damian, odkładając talerz i poprawiając kota, który usadowił mu się na ramieniu, wyciągnął komórkę i zaczął czytać.



- O nie - westchnęła Karolina - ona się na Tobie zawiodła.
- Z kim przyjechałeś i co chciałeś tym udowodnić! - dodała Sara.
- Też się chętnie dowiem - wtrąciłam, rozlewając sobie kota na kolanach, gdyż jak wszyscy wiemy: koty są cieczą.
- Jak się dowiem, to Wam powiem - odparł Damian.


- No logiczne, że z kobietą - parodiowała Marcelinę Baśka - jakie to jest kurczę oczywiste. Facet z laską, laska z facetem, cóż w tym niejasnego, nie?
- Chyba nie dostałem memo w tej sprawie - odpowiedział Damian.


- Oj się zdenerwowała - powiedziałam - złość piękności szkodzi.


- Uuu. Krysia prowadzi podwójne życie - powiedziała Baśka - Nie jest tym za kogo się podaje.
- Mów mi rozważaczu związków - odparłam, miętosząc kota - Malutkiej to nie mam jak udawać, ale chyba chodziło o "milutką". Tak naprawdę jestem superbohaterem. Po nocach dylam po mieście w gaciach założonych na leginsy.




- Specjalnie tam przyszedłeś z osobą towarzyszącą na zaproszenia z osobą towarzyszącą i po przypomnieniu, że musisz mieć osobę towarzyszącą - odparła Sara - Jak tak można.
- No sam nie wiem co mi przyszło do głowy - zaśmiał się Damian.


Damian spojrzał na twarze zgromadzonych. Wszyscy siedzieli z szeroko otwartymi oczami, Łukasz zatrzymał widelec w połowie wędrówki bigosu do jamy ustnej, ja przestałam na chwilę głaskać kota.
- Na tę reakcję czekałem od momentu aż sam to przeczytałem pierwszy raz. Musiałem to zobaczyć na żywo - rzekł Damian.
- Ty sobie żartujesz, że ona jest w ciąży - odezwała się Baśka.
- No nie, przynajmniej tak mówi.
- Biedne dziecko - westchnęłam, bo zrobiło mi się autentycznie żal malucha.
- To samo pomyślałem.
- To stąd mógł być ten pośpiech z weselem - powiedział Łukasz.
- To jest całkiem prawdopodobne - poparłam pomysł, bo wszystko nagle zaczynało układać się w całość.
- Jednak się skuszę na to wino - powiedziała Baśka, wstając z miejsca.
- Mnie też nalej - powiedziała Karolina, ciągle zbierając myśli po takiej informacji.



- Nie, ale poważnie, z czym? - spytała Baśka, rozlewając wino sobie i Karolinie, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - spytał Łukasz.
- Nie, jesteśmy w komplecie - odpowiedział Damian i ruszył w kierunku korytarza.
- Dobry wieczór Damianku - powiedział znajomy głos po otwarciu drzwi - Kompotku mi się za dużo narobiło, to przyniosłam.
- Jest Pani aniołem - odpowiedział Damian.
- Aj tam - odparł głos - Ja sama nie wypiję, a jutro nowy robię, to ten by się zepsuł.
- A zamknęła Pani mieszkanie? - spytał Damian.
- A pewno, ja to zawsze zamykam, nawet jak na krótko wychodzę. Licho nie śpi. A czemu pytasz?
- Zapraszam do środka, musi Pani czegoś posłuchać.
- Dzień dobry Pani Elu! - krzyknęłam w stronę drzwi, kiedy w końcu udało mi się zidentyfikować głos sąsiadki.
- A dzień dobry, Paulinko, dzień dobry.
- Proszę wejść, mamy wino, ciasto, które nie jest tak pyszne jak Pani, ale jest zjadliwe - nalegał Damian, otwierając szerzej drzwi.
- A gdzie tam, gości masz, nie będę przeszkadzać, tylko ten kompot przyniosłam.
- Ale absolutnie Pani nie wypuszczę bez lampki wina chociaż. Za ten kompot i bigos.
- Ale gości masz przecież.
- A jacy my goście! - krzyknęła z kuchni Baśka - Pani wchodzi, się razem pośmiejemy.
- Ale na pewno? - spytała kobieta, która dobiegała już do siedemdziesiątki, ale wyglądała na mniej niż pięćdziesiąt.
- No oczywiście, że na pewno - odparł Damian, odbierając od sąsiadki dzbanek z kompotem - Pani sobie spocznie gdzie Pani chce, Basia zaraz Pani poleje winko i opowiemy Pani pewną historię.
Kobieta usiadła na kanapie między Damianem, a Karoliną i z kieliszkiem w dłoni czekała na to, co miało się wydarzyć.
- Pani pamięta, że ostatnio byłem na weselu? - spytał Damian, polewając nam kompotu.
- No pamiętam.
- To chciałem Pani przedstawić mojego rycerza, który orężem z zastawy dzielnie mnie bronił i z zamkniętej komnaty wydobył - odparł wyniosłym głosem Damian, wskazując na mnie i musiałam się mocno kontrolować, żeby nie parsknąć kompotem - Zaraz Pani opowiemy w skrócie co tam się działo, a potem przejdziemy do części właściwej przy której jesteśmy teraz, zatytułowanej "pretensje panny młodej".
- To umieram z ciekawości - powiedziała Pani Ela i zaczęliśmy opowiadać, każdy po trochu.

Po dłuższej chwili Pani Ela miała już we krwi trzy lampki wina i zarys wydarzenia, jakim było wesele, oraz poprawiny i mogliśmy kontynuować czytanie wiadomości.
- Pani Elu, może Pani nam podpowie, bo usiłujemy odgadnąć co autor miał na myśli - mówiła Baśka, wskazując kobiecie ekran telefonu - To tu. Co to może być za wyraz? Piwotkom?
- Wentylkom - upierał się przy swoim Łukasz.
- Motylkom - próbowała swoich sił Sara.
Pani Ela zamyśliła się na chwilę, po czym powiedziała nagle:
- Pętelką! Bo tu jest "guzik wiesz" i dopisała "z pętelką". Guzik z pętelką.
- Pani jest mistrzem - odparłam z podziwem, bo mój mózg za nic nie chciał złożyć literek w sensowne słowo.
- Rozwiązuje się krzyżówki - rzekła z dumą sąsiadka.
- Dobra, to skoro enigma została rozwiązana, to jedziemy dalej - odparł Damian.


- Ale co ona ma do Ciebie? - spytała mnie Pani Ela.
- Nie wiem, naprawdę. Chyba się nigdy nie dowiem - odpowiedziałam.
- Bo Wy się znacie? - spytała sąsiadka.
- Widzieliśmy się kilka razy przez znajomych znajomych, ale powstały o mnie takie legendy, że się okazałam największym uwodzicielem księży w kraju.
- O matko, naprawdę?
- Też się zdziwiłam, ale to jest osoba, która lubi sobie dopowiadać wszystko do kogoś, kogo zupełnie nie zna. Takie hobby ma.



- Upokorzeń? To jakiś korzeń specjalnego drzewa chyba - westchnął Łukasz.


- Ale co ona taka nerwowa? - spytała Pani Ela - Może przez tę ciążę? Kobiety tak mają w ciąży.
- Nie Pani Elu, ona tak ma na co dzień - odparłam.
- Ale to przecież tylko krawat, każdy go łapie, a ta się doszukuje nie wiem czego. Ty też łapałaś welon? - spytała kobieta, patrząc w moją stronę.
- Tak, ale mi się nie udało. Pewnie byłby podobny konflikt jeśli bym go złapała.
- Nie rozumiem - westchnęła Pani Ela.
- Pani się nie martwi, tej kobiety nikt nie rozumie - odparł Damian.



- A co jest złego w tańcach z dziećmi? - spytała Pani Ela.
- Według niej jest - odparła Karolina, otwierając drugą butelkę wina.



- Czy ona jest z Polski ta Pani? - spytała Pani Ela.
- Tak - odpowiedział Damian - urodziła się tu.
- Bo mam taką koleżankę z Ukrainy i ona podobnie pisze.
- Nie, nie. Ona jest z Polski.
- To może ma dysortografię?
- Raczej dysmózgię - odparła Baśka.
- No kiedyś tego nie było, ja wiem. Albo było, tylko nikt tego nie potrafił nazwać. Teraz to wiele jest rzeczy co kiedyś nie było - kontynuowała Pani Ela, szukając usprawiedliwienia na Marceliny.
- Nie, ona raczej jest po prostu ignorantką - powiedział Łukasz i mogłam się z tym stwierdzeniem całkowicie zgodzić.


Spojrzeliśmy niepewnie na Panią Elę, ale Damian wyłapał nasze spojrzenia i odparł:
- Nie, nie, spokojnie. Pani Ela wie, znała moich rodziców przez krótki czas.
- Jak jeszcze chodził do gimnazjum - odparła Pani Ela - Wtedy to jeszcze i moi synkowie bliżej mieszkali i miałam blisko do wnuków. Teraz muszą dojeżdżać. A z tymi pedofilami, to to jest takie zjawisko, że ludzie to przypisują do wszystkiego co nie znają. Ludzie tak zawsze robili. Jak coś było nieznane, albo niezrozumiałe to zaraz było straszne i się unikało. O, teraz tak mają ze szczepionkami, bo niby wszystko jest napisane co tam jest, ale ludzie się nie uczą, nie rozumieją i sobie dopowiadają i potem wychodzi z tego gorsze zło niż Cyklon B.
Nie wiedziałam, że mogę polubić tę kobietę jeszcze bardziej, a jednak tak się stało.


- A mówiliście, że to był widelec - powiedziała pani Ela, spoglądając na nas.
- Bo to był widelec - zapewniłam ją - Tylko Violi to nagle urosło do noża i dobrze, że ostatecznie nie wyszła maczeta.
- Widelec magicznie zmienił się w nóż. Na tej imprezie było wiele cudów - dodał Łukasz.



- Ok lampka - zaśmiał się Łukasz
- No lampki są zazwyczaj ok - odparła Karolina.
- I to jednak oni zmienili miejsca - powiedziałam - A nie my.
- Patrz, nowa rzeczywistość - przytaknął Łukasz.



- Wyciągaliśmy z dziadka ścieki? To już musiało być jak byłem pijany - powiedział zaskoczony Łukasz.
- To powinni dawać do analizy na maturze - dodała Baśka.


- Szydłowiec? - spytał Łukasz - To taki bardziej śmigłowiec, szybowiec, czy wahadłowiec?
- Jest takie miasto chyba - powiedziała Sara.
- Tylko, że miasta nie wyciągniesz z worka.
- A samoloty tak?
- Zabawkowe tak.
- Uwaga, bo teraz będzie petarda - uśmiechnął się Damian - Krysia jesteś gotowa?
- Nie - odpowiedziałam - Ja już na nic nie jestem gotowa.


Nastała cisza, przerwana po chwili wybuchem śmiechu Baśki i Damiana. Mój mózg próbował ogarnąć logikę Marceliny, ale poddał się i teraz tylko patrzył na słowa w ekranie telefonu.
- No ładnych rzeczy się dowiadujemy - odparła Baśka, ocierając łzy - Boże, popłakałam się przez tę kretynkę ze śmiechu.
- Ale... - zaczęła Pani Ela, marszcząc czoło i kołysząc kieliszkiem z winem - Ona wie, że Ty jesteś...
- Tak - odparł Damian, hamując nową falę śmiechu.
- I wie na czym to polega?
- Wie. Przynajmniej wydaje się, że zna ogólny zarys.
- I twierdzi, że Ty i Paulina...
- Najwidoczniej.
- Hmm...
- Pani Elu, Pani nawet nie próbuje tego zrozumieć. Zagadki jej umysłu to jest pożądany obiekt badań naukowców różnych dziedzin. 
- Nie no, to jest bardzo ciekawa informacja, powiem Ci - powiedziałam, kiedy mój mózg wyszedł z chwilowego szoku.
- Prawda? 
- Się człowiek codziennie dowiaduje czegoś nowego.



- Ona jest boska - zaczęła Karolina - Napiszę do Ciebie, ale nie pisz do mnie.
- Kole Cię prawda w oczy Damian? - spytała Baśka.
- Oj jeszcze jak. Się dowiedziałem tylu rzeczy, że bym w życiu na to sam nie wpadł.
- To już koniec? - spytała ze smutkiem Pani Ela - A tak się fajnie czytało.
- Jaki koniec? - spytałam, sadowiąc się na środku kanapy i wyciągając komórkę - jeszcze ja coś mam.




- Co ona ma z tymi oczepinami? - spytał Łukasz sam siebie.
- No strasznie to przeżywa - dodała Karolina.
- Viola to tam najbardziej poszkodowana była na tym weselu - odparłam - otarła się dziewczyna o śmierć. Trauma jak nic.




- Jesteś skończona - powiedział Damian, powstrzymując śmiech - Nie będziesz mieć życia na dzielni. Baj.
- Baj, baj - dodałam.
- Podsumowując - powiedziała Baśka - prowokacje z dziadkiem i dziećmi, walka na noże z gośćmi, wandalizm, demoralizacja, coś jeszcze?
- Próba kradzieży welona i krawatu - dodał Damian - bezczelna zmiana miejsc, upokorzenia, pedofilia, konfrontacja, pijaństwo...
- Rozwaliliśmy całe wesele w skrócie - dodałam - wywoływaliśmy kłótnie u młodych, a ona się nie może stresować. Wszystko celowo i z premedytacją.
- I krążownikami i pętelką - dodała Sara.
- A ja bym chciała być na takim weselu - powiedziała rozmarzona Pani Ela - zabierzcie mnie następnym razem.

Chyba tak właśnie zrobimy, chociaż drugiego takiego wesela może już nie być. W każdym razie przez pewien czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz