Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 20 listopada 2019

Zbieranie nakrętek (jak tego nie robić)

Na pewno większość z Was kojarzy akcje zbierania nakrętek, jakie często organizuje się w szkołach, albo w miejscach pracy. Takie masowe "koreczkowanie" przeprowadza się zazwyczaj dla osoby będącej w potrzebie (może to być osoba dorosła, ale zazwyczaj jest to jednak dziecko). 

W praktyce wygląda to tak, że osoba niepełnosprawna, onkologiczna, posiadająca jakiś zespół chorób, czy dotknięta problemami zdrowotnymi w inny sposób, wymaga dużych nakładów pieniężnych by móc funkcjonować. Komuś może być potrzebny nowy wózek, sprzęt rehabilitacyjny, kosztowne leczenie, czy diagnostyka, więc zwraca się o pomoc do fundacji. Ta z kolei po sprawdzeniu dokumentacji, historii chorób i podjęciu decyzji o przyjęciu, czy odrzuceniu kandydata, zakłada mu subkonto. Na to subkonto trafiają pieniądze zgromadzone w specjalnych akcjach, albo wysyłane przez darczyńców. Fundacja udostępnia potrzebującemu zgromadzone środki po uzyskaniu faktury lub rachunku, potwierdzającego wydanie określonej kwoty na niezbędne sprzęty, leki, czy pomoc medyczną. Na to konto trafiają również przelewy za zbiórki nakrętek, które są sprzedawane za cenę 0,70 zł - 1,20 zł / kg firmom prowadzącym skup plastikowych nakrętek. 

Dla uświadomienia o jakich ilościach mowa: firmy skupują ilość (zazwyczaj) nie mniejszą niż 300 kg. W 120 l worku na śmieci mieści się zazwyczaj 10 - 12 kg nakrętek. To bardzo dużo zbierania i cała masa miejsca, zajętego przez wielkie worki na długie miesiące.
Jest to jednak rozwiązanie dobre zarówno dla osób potrzebujących, jak i dla środowiska.

Jako, że opakowania z nakrętkami (które trafiają do zbierającego z różnych źródeł) mogą być uszkodzone lub zawierać w sobie przedmioty, których nie powinno tam być (a które zazwyczaj tam jednak są) - wszystkie worki należy przejrzeć pod względem zawartości, a nakrętki właściwe umieścić w nowych workach. Usuwane są też mniejsze opakowania, zgodnie z wymaganiami skupu.



Postanowiłam pomóc w segregowaniu koreczków. W końcu sił i cierpliwości mi nie brakuje, a mój kręgosłup jest jeszcze w całkiem niezłym stanie. Pomyślałam, że zajmie mi to godzinkę, góra dwie i wrócę do domu jeszcze przed obiadem.
W końcu ile może zająć przejrzenie kilku worków z nakrętkami?
Odpowiedź brzmi - wiele godzin.

Na podwórku miejsca docelowego zastałam już dwójkę ludzi, którzy też zgodzili się pomóc i kilka porozrywanych worków.
Worki trzymane były w składziku, piwnicy i suszarni, w których roiło się od najróżniejszych przyjaciół.
Tutaj na przykład mamy rodzinę pająków, które wielkością dorównywały nakrętce.



Prawda, że urocze?



Cóż, reszta tak nie uważała. Reszta krzyczała raczej by zabić to ogniem.

Podczas gdy nasz stos powoli rósł, worków wciąż przybywało. Po trzech godzinach, kiedy końca nie było widać, zorientowaliśmy się, że trochę tu jednak posiedzimy, przebierając, przesypując, wiążąc i przerzucając worki z nakrętkami.



Kiedy byliśmy już tak po dwudziestym worku, z okna trzeciego piętra wychyliła się kobieta i skierowała do nas następujące słowa:
- Przestańcie do jasnej cholery hałasować, bo budzicie moją dwuletnią córkę!
Odpowiedzieliśmy, że przesypujemy tu korki i zejdzie nam jeszcze chwilę, ale dźwięk nie był ani trochę porównywalny z tłuczeniem szkła, które co kilka dni odbywało się przy opróżnianiu zielonych kontenerów do recyklingu.
- W du*ie to mam, ma być cisza, bo wezwę straż miejską - stwierdziła niewiasta, ale straż się jednak nie pojawiła. Zdaje się, że cisza nocna o jedenastej rano jeszcze nie obowiązuje.

Wśród korków odnaleźliśmy również całą masę rzeczy, których nie powinno tam być, ale z jakiegoś powodu się tam znalazły (ponieważ ludzie interpretują słowa "nakrętka plastikowa" na wiele sposobów).

Dla jednych nakrętkami są więc opakowania po lekach, pastach do zębów, czy kremach, co zabawniejsze - w większości bez nakrętek.



Dla drugich są nimi baterie, czy akumulatory.



Gdzieś tak po trzech godzinach zorganizowaliśmy sobie nawet zabawę w "kto znajdzie bardziej wymyślną rzecz, która przez kogoś uznana została za nakrętkę".
Przez długi czas prowadzili panowie ze swoją końcówką do szczotki.



Sparowałyśmy to opaską do włosów.



Na co oni odpowiedzieli długopisem.



My z kolei wyciągnęłyśmy błyszczyk.


Potem właściwie szliśmy łeb w łeb.
Piłkarzyki.

 Rybka...



... z koleżanką.



Pudełko śniadaniowe.



Lampki choinkowe. Idą święta, więc czemu nie?


Odświeżacz powietrza.



Świeczka na baterie (z bateriami w środku).


Termometr elektroniczny.



Oraz wiele, wiele innych.
Straciliśmy rachubę kto wygrywa tak przy trzydziestym worku.



Wtedy też podszedł do nas pan z dmuchawą do liści i przegłuszając dźwięk urządzenia którym operował, kazał nam przesunąć worki, bo mu "stały na liściach". Staraliśmy się łagodnie wytłumaczyć jegomościowi, że w workach znajdowało się już około 500 kg nakrętek i przenoszenie tego opiewało na tortury. Poprosiliśmy by wykonał swoją pracę na pozostałym terenie (którego miał jeszcze dużo), pozwolił nam dokończyć i poczekać na przyjazd transportu, który miał załadować worki na pakę i wywieść je na wagę przemysłową. Całość miała nam zająć jakieś pół godziny do czterdziestu minut, czyli mniej więcej tyle ile przedmuchanie pozostałego terenu.
- Jasne ku*wa - usłyszeliśmy w odpowiedzi i mężczyzna odszedł dmuchać swoim odkurzaczem dookoła stworzonej przez nas wyspy. Nie mieliśmy pojęcia czy była to odpowiedź pozytywna, czy negatywna, więc na wszelki wypadek postanowiliśmy postawić na straży psa.
Mieliśmy jednak pod ręką tylko jednego psa...



... i musiał on wystarczyć.



Z Morfiny stróż był raczej kiepski i jej zainteresowanie workami kończyło się kiedy przestawały one szeleścić, ale władca wiatru już więcej nie powrócił.
Po pięciu godzinach tej zabawy przyjechał transport, zabrał nakrętki i poinformował nas, że własnymi rękami przerzuciliśmy dzisiaj 820 kg plastiku w małej, okrągłej formie (pomijając już resztę ciekawych rzeczy, które musieliśmy odrzucić).

Mój kręgosłup poczuje to jutro.

W związku z faktem, że dźwięk przesypywanych nakrętek będę słyszeć jeszcze przez najbliższy tydzień, a powiewające na wietrze worki odwiedzą mnie zapewne w moich snach, mam do Was wszystkich prośbę:
Jeśli już decydujecie się coś zbierać, segregować odpady, wrzucać do odpowiednich pojemników - róbcie to proszę zgodnie z instrukcją.
Jeśli ktoś prosi o zbieranie nakrętek plastikowych, to nie są mu potrzebne baterie, spleśniałe ciastka, nakrętki metalowe, czy lampki choinkowe. Nie prosi też o zbieranie jakiegokolwiek plastiku, chodzi tu wyłącznie o plastikowe nakrętki. Tylko nakrętki. Nie butelki, pojemniki po kremach i tubki po pastach do zębów.

Plastik wrzucamy do plastiku.
Baterie do baterii.
Papier do papieru.
Ciastka do ust. Chyba, że są mocno zepsute to do śmieci zmieszanych, lub organiki.

Jeśli już chcemy pomagać (co powinniśmy oczywiście robić również dla własnego komfortu i zdrowia, gdyż pomaganie innym ogrzewa serce i pracuje ono dłużej - potwierdzone info), to róbmy to tak żeby nie dodawać potrzebującemu pracy.

Wielkie podziękowania dla wszystkich wspierających, należy Wam się szacunek. Tylko postępujcie zgodnie z instrukcjami i będzie cacy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz