Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 8 listopada 2019

Czyja wina?

Niewielki skwerek w środku parku. Ludzie przejeżdżają na rowerach po ścieżce, piesi drepczą po chodniku z nosami przyklejonymi do ekranów telefonów, a psy z wywalonymi jęzorami taranują się wzajemnie na trawie.

Malinois ściga się z Malamutem i w gepardzim pędzie przeskakuje przez braci mniejszych, niezdających sobie sprawy z zagrożenia i wąchających radośnie liście. Puchaty rywal zostaje nieco w tyle, ale z całych sił stara się wyjść na prowadzenie. Psy wytracają nieco prędkość na zakręcie i przeskakując przez krzaki, wracają półkolem do właścicieli.

Nagle na środku ich trasy ląduje przeszkoda. Mała dziewczynka w różowej, puchowej kurtce wybiega prosto przed rozpędzone zwierzęta i buja się na niestabilnych jeszcze nogach, oglądając się na zajętą rozmową z koleżanką matkę. Maliniak w ostatniej chwili zauważa dwunożne stworzenie i zmienia kurs, omijając puchowy słupek, natomiast Mamuciak traci wobec psiego kolegi na zwinności i potrąca dziecko bokiem. Nie przebiega po nim, ani nie porywa go ze sobą, ale manewr wymijania kończy się dotknięciem pachołka i dziecko ląduje na tyłku, uruchamiając gębową syrenę alarmową.
Sygnał dźwiękowy wybudza z letargu matkę dziewczynki, która przybierając twarz walczącej samicy, podchodzi do odzianej w róż latorośli, by pozbierać ją z ziemi.
- Pilnujcie tych kundli - rzuca kobieta do właścicieli psów - Staranowały mi dziecko. Mogły jej zrobić krzywdę.
- Podeszła im pod łapy. Pani jej lepiej pilnuje, bo jak wyjdzie na skatepark i podejdzie komuś pod rower jak akurat będzie robił triki, to z niej barwne purée zostanie.
- To one mają uważać. Co to w ogóle za spuszczanie psów w parku? Tu ludzie chodzą.
- Psy są na pasie zieleni, ludzie na chodnikach. Pani córka zdecydowała się zejść z chodnika i wejść na trawę. Nie miały jak jej wyminąć.
Kobieta otrzepuje dziecko z wyimaginowanego brudu i podchodzi do mężczyzn, nokautując ich spojrzeniem pełnym wściekłości i pogardy.
- Macie zapiąć psy - mówi, znajdując się już tak blisko panów, że mogłaby określić ilość włosów składających się na ich brwi.
- Niech Pani zapnie dziecko.
- Ono ma tu prawo być!
- Te psy też.
- Psy mają być zapięte.
- Psy mają być pod kontrolą i są. Nie jest powiedziane jak ta kontrola ma wyglądać.
- One są wielkie. Gdzie są kagańce?
- Są zbędne.
- One mogą komuś zrobić krzywdę. Prawie zrobiły mojej córce.
- Przecież to dziecko ledwo stoi na nogach, ono sobie samo jest w stanie zrobić krzywdę. Poza tym, tylko klapnęło na tyłek. Nic mu się nie stało.

Żywą dyskusję przerywa szczekanie czegoś, co wygląda na mieszankę Akity i Samojeda. Kobieta odwraca się i widzi jak różowe i dwunożne próbuje podejść do psa na smyczy, któremu ewidentnie ten pomysł nie przypadł do gustu.
- Oliwka, odejdź od pieska! - krzyczy matka, po czym wraca do przerwanej rozmowy.
- Ona jest teraz na chodniku i co? Psy też tam są - rzecze do mężczyzn.
- Tak, ale na smyczy. Na trawie są bez smyczy, a na chodniku na smyczy i to Pani córka je zaczepia, a nie one ją.
- Bo ona ma prawo sobie chodzić po chodniku!
- Nie bez opieki.
- Niech Pani ją zabierze! - woła właścicielka zdenerwowanego mieszańca - On nie lubi dzieci.
- To może powinien mieć kaganiec? - odkrzykuje kobieta - Oliwka chodź tu!
Oliwka jednak nie słucha. Oliwka podbiega do psa, wysyłającego jej wiele sygnałów, których dziewczynka nie jest w stanie odczytać i usiłuje złapać go za puchaty ogon. Zwierzę ujada i odsuwa się od potencjalnego zagrożenia, ale ograniczone smyczą, nie jest w stanie uciec przed małymi rączkami.
- Proszę zabrać dziecko, bo zaraz się stanie nieszczęście - upomina właścicielka psa.
- A niech jej tylko coś zrobi, to nie ręczę za siebie - odpowiada matka natarczywego ziemniaka w kurtce, który dalej goni psi ogon.
Akitojed, czy też Samokita szczerzy zęby i kłapie pyskiem w okolicy twarzy dziewczynki, warcząc i popychając ją łapami. Kły mijają policzek młodocianej o kilka centymetrów i właścicielka, próbując odciągnąć psa na bok, w dalszym ciągu usiłuje zwrócić uwagę matki na wyczyny własnej pociechy.
Dziecko wpada w histerię i wystraszone biegnie w objęcia rodzicielki, która w końcu rusza potomkini na ratunek.
- Ja wzywam policję! Ten pies by mi dziecko pogryzł! - wrzeszczy matka do właścicielki psa.
- Przecież to ona go zaczepiała! - odpowiada opiekunka wkurzonego miśka.
- To jeszcze dziecko, ono nie rozumie! Jak się ma agresywnego psa, to się mu zakłada kaganiec.
- Jest agresywny tylko jak się go zaczepia!
- Przecież to małe dziecko!
- On się boi małych dzieci, bo właśnie takie mu kiedyś robiły krzywdę!

Festiwal decybeli trwa. Kobiety wydzierają się po sobie, jakby dzieliło je sto metrów, a nie dwa, dziecko wyje, jakby właśnie ugryzł je krokodyl, chociaż nie ma na sobie nawet zadrapania, pies ujada i powarkuje, a mężczyźni, z którymi matka dziewczynki rozmawiała wcześniej, głośno krytykują całe zdarzenie.

Ostatecznie policja nie zostaje wezwana i wszyscy odchodzą w swoją stronę, rzucając w kierunku rywali słownymi wiankami.

Czyja to była wina? To pozostaje już w opinii każdego z nas. Nadmienić jednak należy, że dziecko po uspokojeniu się i opuszczeniu matczynych objęć, biegnie w kierunku kota, który przyczajony przygląda się ptakom w karmniku i nie zdaje sobie sprawy z małej, różowej kulki, zmierzającej w jego kierunku.

Niektórzy naukę czerpią jednak w bardzo specyficzny sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz