Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 28 grudnia 2018

Sklepowe psy i brak wyobraźni

Godziny poranne, Lidl. Zbieram się z zakupami, kiedy wzrok mój przyciąga taki oto smutny obrazek za szybą.


Hamburgerek staruszek czeka na swojego pana pod marketem, w odległości kilku centymetrów od parkujących samochodów, odziany w kaganiec, w którym nie może otworzyć pyska, oraz...


... kolczatkę. Zabieram siatki, wychodzę na zewnątrz i czekam na właściciela, układając sobie w głowie jak mu delikatnie wytłumaczyć wszystkie błędy tak, żeby dotarło a nie uruchomiło mechanizmu samoobrony i kontrataku. Jedynym plusem w tej sytuacji jest to, że na zewnątrz panuje dodatnia temperatura.
Kiedy ja rozmyślam, a pies siedzi, patrząc smętnie w szybę, tuż obok mnie, na słupku ląduje kolejna smycz.



Obracam się i zatrzymuję gościa słowami:
- Przepraszam? Nie powinien Pan zostawiać psa pod marketem. Przecież coś mu się może stać. Ktoś go może ukraść, kilka centymetrów dalej jeżdżą samochody. Co jeśli ktoś go nie zauważy przed maską i zrobi z niego kisiel? Poza tym... -
Pan mnie jednak nie słucha i już wchodzi z wózkiem do środka, rzucając przez ramię:
- Jak już tu Pani stoi, to niech Pani na niego zerknie -
Kontynuuję dialog, ale drzwi zamykają się za człowiekiem, a ja czekam teraz nie na jednego, a na dwóch właścicieli, zastanawiając się, czy resztki wyobraźni wypłynęły im razem z karpiem po świętach, czy po prostu nigdy ich tam nie było.
Na szczęście właściciel czarnego psa wraca po kilku minutach z niczym (chyba nie znalazł tego, czego szukał), więc zaczynam swój wywód od początku.
Gość przerywa mi krótkim "Dziękuję za troskę, ale widziałem go przez szybę", odwiązuje psa i odchodzi, ignorując moje "Nawet jeśli go Pan widział, chociaż pod szybą są tylko kasy fiskalne, to nie zdążyłby Pan zareagować, gdyby coś się działo".
No nic, to czekamy na drugiego właściciela. Mija dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia. Mnie się nie spieszy, ja mogę tu stać. Dwadzieścia pięć, trzydzieści, czterdzieści. Pies zaczyna przysypiać i ja szczerze mówiąc też. Czterdzieści pięć, pięćdziesiąt... i jest! Wychodzi, obładowany jak Mikołaj, podchodzi do psiaka, odwiązuje go i stara się ignorować mój monolog, który już dzisiaj recytowałam innemu człowiekowi pod tym samym sklepem.
- Pani się zajmie sobą - słyszę w końcu i mając nadzieję, że się jednak przedrę przez ścianę ignorancji kontynuuję
- Przecież ja tego nie mówię, żeby Pana atakować. To o dobro psa chodzi. Siedzi tutaj naprawdę długo, a nie wiem ile już tu stał kiedy ja byłam jeszcze w sklepie. Przez ten czas mogło wydarzyć się wszystko, poza tym w tym kagańcu naprawdę niełatwo mu się oddycha, nie wspominając o kolczatce. Pan na pewno by nie chciał żeby coś mu groziło, no niech Pan pomyśli -
- Ja go tu zawsze zostawiam i nigdy się nic nie dzieje -
Klasyk.
- Przecież to nie znaczy, że nie może się stać. Nie prościej unikać ryzyka, niż potem rozpaczać jak już coś się stanie? Takiego psa łatwo porwać, ktoś mu może zrobić krzywdę, może go zaatakować inny pies, może się wystraszyć i zerwać, może w niego wjechać samochód, a pewnie nie wymieniłam wszystkiego -
- Nudzi Ci się kobieto? Spierdalaj! -
Argumenty nie działają, logika zostaje pokonana i właściciel z psem odchodzą.
Czuję się pokonana, do tego widzę jak pod sklepowe słupki kieruje się kobieta z Yorkiem na Flexi.
Czas zacząć zabawę od nowa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz