Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 12 grudnia 2018

Ananasowa Morfina

Morfina była dość wycofanym szczeniakiem. Kiedy miała trzy miesiące jej ulubionym zajęciem było chowanie się w wolnej przestrzeni między kanapą a fotelem i przesypianie całego dnia. Potrafiła siedzieć tam cały czas, wychodząc tylko kiedy była głodna lub za potrzebą. Nie była fanką zabawek ani głaskania. Zachowywała się bardziej jak kot. Była indywidualistką, która pozwalała się podnosić i dotykać, ale nie odczuwała z tego żadnej przyjemności. Prawdziwie szczęśliwa była tylko w swojej zaimprowizowanej samotni.
Zmartwiona udałam się z nią do kilku weterynarzy, ale po zbadaniu jej każdy mówił mi to samo. "Wyrośnie z tego, szczeniaki tyle śpią". Postanowiłam posłuchać opinii specjalistów i pozwolić jej być sobą. Nie zmuszać do zabawy, nie wyciągać jej z ciemnej nory jaką sobie zorganizowała i dać jej spać ile tylko chciała. Miałam nadzieję, że to przejściowe zachowanie, biorąc pod uwagę warunki z jakich przybyła. Uznałam, że potrzebuje więcej czasu na aklimatyzację.
Miesiąc po adopcji psa organizowaliśmy przyjęcie urodzinowe i wszyscy zajęci byli przygotowaniami, podczas gdy psi podrostek przyglądał się zamieszaniu, schowany w swojej jaskini komfortu. Na stół wędrowały różne smakowitości. Od miski frytek po tort i galaretki z ananasem. Wyjmując kurczaka z piekarnika usłyszałam szum w salonie, w którym była tylko Morfina. Reszta rodziny krzątała się po kuchni. Kiedy weszłam do pomieszczenia nie dostrzegłam niczego dziwnego. Jedzenie stało na stole, a pies leżał w swojej norze. 
Dźwięk przesuwania czegoś po podłodze powtarzał się za każdym razem kiedy opuszczałam pokój, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi. Uznaliśmy zgodnie, że to musi być Morświn, zmieniający swoją pozycję w przestrzeni międzymeblowej. Kurczak i sałatki powędrowały na stół. Wydawało mi się że czegoś na nim brakuje. Czegoś, co jeszcze przed chwilą tu było. Nie potrafiłam jednak sprecyzować czego, więc dałam sobie spokój. 
Kiedy nadszedł wieczór tego samego dnia, a przyjęcie dobiegło końca i goście rozeszli się do domów, do mojego pokoju weszła Morfina. Fakt, że dobrowolnie opuściła swoją jaskinię "Zen" wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie. Suka rozejrzała się, ujrzała mnie siedzącą na podłodze i pogrążoną w lekturze i po prostu położyła się przy mnie, kładąc pysk na moich kolanach. Jakby robiła to od lat i było to jej zupełnie naturalnym zachowaniem. Byłam tak poruszona, że bałam się oddychać żeby jej tylko nie spłoszyć. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Psie dziecko dziwnie pachniało. To było coś poza standardowym zapachem szczeniaczka, jakiś słodki aromat. Podniosłam sukę i powąchałam jej głowę. Ananas. Pies pachniał ananasem. To właśnie tego brakowało w galaretce, mimo że wyraźnie pamiętałam jak wkrajałam owoce do salaterek. Musiała buchnąć go kiedy nikt nie patrzył, a jako że nie sięgała do stołu podsuwała sobie pod niego pufę, by mieć się na co wdrapać. Tylko dlaczego akurat ananas? Na stole stało mięso i inne pachnące potrawy, a ona sięgnęła po owoce, które dla psa powinny być najmniej kuszące.
Ananasowy ninja obdarzył mnie najbardziej niewinnym spojrzeniem jakie był w stanie wyprodukować i zasnął na moich kolanach.
Morfina nigdy więcej nie weszła już do swojego ciemnego kąta, a urodzinowa kradzież była jedyną jakiej dopuściła się w całym swoim życiu. Obecnie na naszej podłodze może leżeć całe jadło tego świata, a suka się na nie nie skusi, jeśli nie będzie się znajdowało w jej misce.
Po incydencie z przyjęcia zaczęła zachowywać się jak normalny szczeniak. Żądała pieszczot, bawiła się zabawkami, chodziła za ludźmi i eksplorowała resztę mieszkania, czego nie robiła nigdy dotąd.

Nie wiem co dokładnie stało się tamtego wieczoru w jej głowie, ani dlaczego akurat wtedy.
Mam jednak niejasne przeczucie że miał z tym coś wspólnego ananas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz