Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 25 grudnia 2018

Dlaczego właściwie nie lubię lalek?

Niektórzy mają dziwne fobie. Są ludzie, którzy boją się motyli, jak i tacy co panikują kiedy na ich drodze pojawi się małe dziecko z lodem. Dla większości ludzi będzie to irracjonalny strach przed czymś, czego nie należy się bać. Te osoby mają jednak najwidoczniej powód by tak reagować.
Jak pisałam w poprzednim poście, kiedy byłam mała panicznie bałam się lalek, kukiełek, pajacyków i wszystkiego co miało ludzką twarz. Byli jeszcze klauni, ale to już zupełnie inna historia. Ten lęk z wiekiem zelżał, ale nigdy nie ustąpił całkowicie. Oczywiście, teraz mogę bawić się lalkami z młodszymi członkami rodziny i zachowywać się normalnie, ale nie czuję się przy nich komfortowo. Nie mogłabym być zamknięta na noc w pokoju pełnym lalek, bo najzwyczajniej w świecie nie spuszczałabym ich z oczu.
Moja ciocia, mieszkająca w Niemczech była wielką kolekcjonerką porcelanowych laleczek, masek i różnego rodzaju drewnianych manekinów. Były one porozstawiane po całym domu i mała ja została poinformowana, że nie można się nimi bawić, ponieważ są bardzo delikatne. Zabawa z nimi była jednak ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę. Nie planowałam się do nich zbliżać, ani na nie patrzeć. Byłam bardzo niepocieszona, kiedy okazało się że ze względu na późną porę musimy tam przenocować. Miałam spać w sypialni pełnej lalek, które patrzyły na mnie swoimi małymi, porcelanowymi oczkami z każdego możliwego zakątka pokoju. Byłam na tyle przerażona, że kiedy wszyscy zasnęli ewakuowałam się z kołdrą do łazienki, żeby spać w wannie. To było jedyne pomieszczenie bez tych demonów zaklętych w ludzkiej formie. Rano, kiedy mnie odnaleziono opowiedziałam, że miałam zły sen i nie chciałam nikogo budzić. Wolałam nie tłumaczyć po raz kolejny, że nie mogę znajdować się w otoczeniu lalek, zwłaszcza w nocy. Miałam osiem lat, a rodzice sądzili że zdążyłam wyrosnąć już z tej absurdalnej fobii. Chyba nie chciałam ich rozczarować.
Większość ludzi pamięta tylko urywki ze swojego wczesnego dzieciństwa i nawet jeśli mają jakąś fobię, nie potrafią dokładnie określić z czego ona wynika lub kiedy dokładnie się zaczęła. 
Należę do tych, którzy dokładnie pamiętają, mimo że chcieliby zapomnieć.
Początkiem mojego strachu, bezsennych nocy i koszmarów była...
"Gęsia skórka".
Stary serial, emitowany od 1998 roku w Polsce. Na TV4 pojawił się w latach 2003-2005. Pamiętam, że kiedy go widziałam miałam 4 lata, więc musiałam oglądać to w roku 1998, kiedy wyemitowany został na Fox Kids. Nie wiem kto wpadł na tak genialny pomysł, by puszczać serię horrorów na kanale dla dzieci, ale mam wrażenie że dla wielu rodziców skończyło się niechcianą inwestycją w psychologów.
Serial miał dość specyficzne intro, na którym zawsze zamykałam oczy i zakrywałam uszy. Zapewne taki był zamysł twórców... sugeruje to tytuł serialu, ale momentalnie moje włosy jeżyły się, jakby z telewizora miała wyjść sama Samara Morgan. Niektórzy bali się muzyczki "Z Archiwum X", ale jak dla mnie w porównaniu do "Gęsiej skórki", była to kołysanka.
Macie, posłuchajcie sami:



Wiem, co powiecie. Brzmi jak Hip-hop, przepuszczony przez modyfikator dźwięków. Słabe. Cóż, nie dla czteroletniej mnie, w dobie gdzie komputery mieli tylko najbogatsi, a na scenach krwi, czy całowania, dzieci były wypraszane za drzwi, lub proszone o zamknięcie oczu. Byliśmy przepuszczani przez filtr. Może dzisiejszym dzieciom puszcza się na dobranoc "Laleczkę Chucky", ale nam wystarczył odcinek "Chojrak - tchórzliwy pies", żeby trząść się pół nocy jak galareta. Swoją drogą, pamięta ktoś jeszcze tę bajkę? Klasyk.



Wracając do "Gęsiej skórki", dziwię się sama sobie, że nie nabawiłam się traumy przed Goldenami. Ten pies przerażał mnie z całego intra najbardziej. Na moje szczęście... lub też nieszczęście w głowie zapadł mi tylko jeden odcinek, a mianowicie odcinek 10 "Noc żywych lalek".
Możecie wklepać sobie ten tytuł w Google i obejrzeć cały odcinek, gdyż jest on online. Szczerze mówiąc ja, mimo upływu dwudziestu lat nie mam na to najmniejszej ochoty. Zdaję sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy ten serial nie zrobiłby już na mnie takiego wrażenia, ale tego gnoja.
... Tego gnoja nienawidzę do dziś. Slappy - bo tak ma na imię ten zielonooki demon, chcący wyssać moją duszę przez monitor był motywem przewodnim wielu moich koszmarów i prekursorem mojego lęku przed lalkami.
Z pośród wielu filmów i seriali o podobnej fabule, żadna przyszła marionetka, czy lalka, która została opętana, ożywiona, czy w jakikolwiek inny sposób okazała się w pełni aktywna i świadoma nie wzbudziła we mnie takich emocji jak Slappy, a widziałam ich wiele, możecie mi wierzyć.
"Laleczka Chucky", "Annabelle", "The Boy", "Finders Keepers", "Dead Silence", w porównaniu do tego felernego odcinka "Gęsiej skórki" były dla mnie niczym.
No dobrze, ale jak właściwie czteroletnie dziecko obejrzało ten odcinek? Gdzie byli rodzice?
Cóż, rodzice byli w pracy. Większość mojego dzieciństwa spędziłam w domu mojej babci. Często nocowałam tam ja i dwóch moich kuzynów, których rodzice również pracowali na nocną zmianę. Babcia była czujna i strzegła nas przed oglądaniem nieodpowiednich filmów czy seriali, zakazane były nawet niektóre stacje, takie jak Cartoon Network, właśnie przez odcinki "Chojraka - tchórzliwego psa", po których mój młodszy kuzyn zanosił się w nocy ze strachu.
Musicie wiedzieć coś o domu mojej babci. Było to kilkupokojowe, niewielkie mieszkanie. Jeden pokój należał do mojego dziadka i był moim najmniej ulubionym pomieszczeniem. Powód był prosty - to nie był pokój z myślą o dzieciach. Pełno było w nim breloczków ze szkieletami, które świeciły w ciemności, na szafce stał wielki, miedziany koń, którego bały się przynajmniej cztery następne pokolenia, a nocna szafka usiana była trupimi czaszkami, małymi wiedźmami i trumienkami. Każdy ma jakieś hobby, a mój dziadek nie był wyjątkiem, mimo że jego zainteresowania były dla mnie co najmniej niepokojące. Z tego powodu ja i moi kuzyni zawsze pilnowaliśmy, by drzwi tego pokoju były zamknięte. Nikt nie miał ochoty w nim przebywać, mimo iż nasi rodzice myśleli, że to tylko ze strachu przed zniszczeniem czegoś.
Prawda była nieco inna.
W pokoju dziadka znajdował się bardzo stary (nawet jak na tamte czasy) telewizor. Miał tylko kilka kanałów, a żeby je zmienić trzeba było pofatygować się pod sam ekran i wcisnąć zacinające się guziki, ponieważ pilot nie był standardowym wyposażeniem tego sprzętu.
W salonie (zwanym pokojem stołowym) również stał telewizor i był nieco nowszy niż ten dziadkowy. Posiadał nawet działającego pilota.
Tego wieczoru czteroletnia ja bawiła się na dywanie pokoju stołowego konikami, podczas gdy babcia przyrządzała kolację w kuchni. Miałam u niej nocować, lecz tym razem byłam jedynym dzieckiem w domu. Dziadek również pracował na noc, więc byłam z babcią sama. Moja kochana opiekunka postanowiła nam dogodzić i zrobić lane kluseczki (kto nigdy nie jadł niech żałuje). Telewizor był włączony i leciały na nim jakieś bajki, jako że babcia również była fanką animacji i nie miała mi za złe oglądania ich całymi dniami, na co nie pozwalali moi rodzice. Pamiętam, że obraz na ekranie zaczął śnieżyć do tego stopnia, że nie było widać, ani słychać nic oprócz szumów, a ruszanie anteną (tak, wtedy niektóre telewizory wciąż miały na sobie dwa druciki, którymi trzeba było czasem pokręcić, żeby złapać ostrość) nie pomagało.
Babcia zadecydowała, że po kolacji udamy się do pokoju dziadka i tam spróbujemy złapać jakiś kanał. Nie zaprotestowałam, mimo że bardzo nie podobał mi się ten pomysł.
W pokoju dziadka, na jego starszym modelu odbiornika udało nam się uchwycić kanał dla dzieci, więc położyłyśmy się razem w łóżku i oglądałyśmy kreskówki. Babcia jak to miała w zwyczaju po posiłku, uderzyła w kimono, a ja zostałam sama. Moje oczy nie chciały się zamknąć, mimo że tuliłam swojego ulubionego misia. W tym pokoju nie było mowy o spaniu. Chciałam obudzić babcię i poprosić ją o przeniesienie się do jej pokoju, ale graniczyło to z cudem. Można było ją szarpać i szturchać, a ona tylko zaczynała chrapać głośniej.
Właśnie wtedy usłyszałam znajomą melodię z "Gęsiej skórki" i moja gęsia skórka dała mi znać, że pora na ewakuację. Nie miałam jednak zamiaru spać sama w drugim pokoju, potrzebna mi była babcia, choćby po to, żeby przejść obok tej strasznej czachy i świecących breloczków. Do tego telewizor stał tuż obok drzwi. Przeczekałam intro, kryjąc się pod kocem i postanowiłam jednak zostać, licząc że odcinek nie będzie taki zły.
Początek był spokojny, ale kiedy na ekranie zaczęły biegać ożywione kukły zaczął się dramat. Czułam silną potrzebę przełączenia kanału, ale jedynym sposobem na to było dostanie się do telewizora i wciśnięcie guzika manualnie. Byłam na to zbyt przerażona, a babcia nie reagowała na moje histeryczne próby budzenia jej. Nie wiem skąd wzięłam w sobie odwagę, ale chwyciłam miśka i z zamkniętymi oczami przebiegłam po łóżku i dywanie pod sam telewizor, żeby tam, wciąż nie spoglądając na ekran walczyć z zacinającymi się przyciskami. Niestety nie miałam dostatecznie wiele wolnych rąk, żeby zakryć sobie uszy, więc kiedy usłyszałam coś w stylu "Hej, hej" instynktownie rozwarłam powieki tylko po to, by przy samej twarzy ujrzeć patrzącą wprost na mnie kukłę. Mój krzyk w końcu zdołał obudzić babcię. Nie byłam zdziwiona, ten krzyk zapewne obudził sąsiadów trzy piętra niżej i przyczynił się do zwiększenia populacji nietoperzy w odległości kilku kilometrów. Babcia sprintem pokonała odległość dzielącą ją ode mnie i błagała mnie żebym otwarła oczy i powiedziała co się stało. Odmówiłam i zagroziłam, że nigdy ich już nie otworzę jeśli nie wyłączy telewizora i nie wyprowadzi mnie z tego pokoju w trybie "now". Zrobiła to, ponieważ trzęsłam się tak mocno, że nie była pewna czy nie trzeba będzie wezwać pogotowia. Półprzytomna, odebrana w okrutny sposób z objęć Morfeusza kobieta próbowała mnie uspokoić i przekonać do odpowiedzi na pytanie dlaczego krzyczałam i co się właściwie stało. Rozglądałam się w panice po pokoju stołowym i pytałam, czy na pewno drzwi do dziadka pokoju są zamknięte, jednocześnie nie pozwalając babci odejść beze mnie by to sprawdzić. Nie byłam w stanie opowiedzieć jej co wywołało u mnie taką reakcję, ponieważ za każdym razem kiedy próbowałam, w głowie odzywało się to "Hej, hej", a przed oczami widziałam drewnianą twarz kukiełki. Udało mi się tylko wydukać coś w stylu "W telewizji była straszna lalka". Nie muszę chyba dodawać, że tej nocy nie tylko światła w sypialni babci musiały być zapalone, ale wszystkie w całym domu świeciły światłem jasnym i nieprzerwanym. Nad ranem babci udało się częściowo przekonać mnie, że to tylko film i tak naprawdę to wszystko nie istnieje. Zajadając naleśniki próbowałam sobie wmówić tą oczywistą prawdę, ale nie mogłam. Jasnym było dla mnie, że postacie z "Chojraka" nie istnieją, bo są narysowane, to jednak była najprawdziwsza kukiełka, do tego poruszała się bez sznurków i ludzkiej pomocy. W filmie byli prawdziwi ludzie i oni też byli przerażeni, więc to musiało być naprawdę. Poza tym "Pinokio" też był kukiełką i wróżka ożywiła go tak, że mógł chodzić i poruszać się bez sznurków, więc skoro ten motyw powtarzał się w kilku różnych produkcjach, to musiał być oparty na faktach.
Logika dzieci jest niepodważalna.
Od tego momentu zaczęłam mieć koszmary, które budziły mnie zlaną potem i trzęsącą się w środku nocy. Moja babcia musiała wyjaśnić rodzicom prawdopodobną przyczynę takiego stanu rzeczy i Ci również podjęli próbę wyjaśnienia mi, że to tylko fikcja i nie mam się czego bać. Wiedziałam, że nie mam się czego bać, problem polegał na tym, że nie mogłam przestać, nie ważne jak bardzo próbowałam. Problem wydawał się ustawać, a koszmary o goniącej mnie, morderczej kukiełce były coraz rzadsze, lecz wtedy pojawiły się paraliże senne. 
Dla tych, którzy nie wiedzą co to: Paraliż senny (paraliż przysenny, porażenie przysenne) to zaburzenie snu polegające na porażeniu mięśni przy jednoczesnym zachowaniu świadomości, które pojawia się podczas zasypiania lub przy przechodzeniu ze snu do stanu czuwania. Jest naturalnym zjawiskiem w naszym organizmie. Występuje zawsze, gdy nasz sen wejdzie w fazę REM, ponieważ wtedy śnimy najintensywniej. Dzięki paraliżowi sennemu w ciągu nocy nie ruszamy w pogoń za ściganym w śnie mordercą czy nie tańczymy na wyśnionym balu. Paraliż mija, zanim zdążymy się obudzić. Zdarza się jednak, że w pewnym momencie, w fazie REM, nasz umysł się wybudza, a ciało za nim nie nadąża i pozostaje sparaliżowane. Nie możemy się ruszyć, oddychamy szybko i płytko. Mogą wystąpić halucynacje wizualne lub dźwiękowe, a osoba śniąca mimo starań nie może się poruszyć, otworzyć oczu ani wydać żadnego dźwięku. Paraliż trwa zazwyczaj tylko kilkanaście sekund i nie jest niebezpieczny dla zdrowia lub życia. [1]
Z osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że takie halucynacje podczas paraliżu są bardzo realne. Mój pierwszy paraliż zdarzył się jakieś dwa tygodnie po obejrzeniu nieszczęsnego odcinka z kukiełką i Slappy grał w nim główną rolę. Obudziłam się jak zwykle, lecz kiedy próbowałam się poruszyć, a nogi nie zadziałały spanikowałam. Nie mogłam krzyczeć, nie mogłam wstać, nie mogłam zrobić nic. Wtedy drzwi do mojego pokoju uchyliły się i zobaczyłam w nich parę zielonych oczu. Więcej nie trzeba mi było sugerować, wiedziałam kto to był. Kukiełka zaczęła się śmiać i zmierzać w moim kierunku i kiedy w końcu udało mi się poruszyć, była już w połowie drogi do mojego łóżka. Rodzice znaleźli mnie płaczącą i drżącą w przeciwległym kącie pokoju. Oddychałam nieregularnie i nie mogłam wydusić z siebie słowa, bo mimo, że Slappy zniknął, czułam że kryje się gdzieś w pobliżu. Od tego momentu paraliże senne na zmianę ze zwykłymi koszmarami miałam dość regularnie. Przestałam sypiać normalnie. Odmawiałam położenia się do łóżka, mimo zapalonego światła i odkryłam jeszcze jeden problem. 
Lalki.
W moim pokoju znajdowała się w tamtym czasie tylko jedna lalka. Była to ślubna lalka moich rodziców. (Kiedyś tradycją było przywiązywanie do maski samochodu pary młodej lalki ubranej na biało, w celach dekoracyjnych). Do tej pory lalka po prostu siedziała sobie u mnie na fotelu. Nie lubiłam się nią bawić bo była za duża. Blond, z kręconymi włosami, o niebieskich oczach, rozmiaru czterolatka, lalka ubrana na biało siedziała więc sobie bez celu w rogu mojego pokoju, nikomu nie wadząc. Lalka miała jednak specyficzny mechanizm. Potrafiła stać bez niczyjej pomocy. Była po prostu dobrze wyważona. Miała też oczy, które zamykały się gdy lalka leżała, a otwierały, kiedy się ją sadzało.
Po historii z paraliżem lalka lądowała na noc w szafie, ponieważ miałam wrażenie, że mnie obserwowała. Nie chciałam patrzeć w nocy w jej niebieskie oczy. Odwracanie jej do ściany nic dla mnie nie znaczyło, mogła przecież w każdej chwili odwrócić głowę i wywołać u mnie napad serca w wieku zaledwie czterech lat. Rodzice nie protestowali. Widzieli, że mam problem i że terapią szokową go nie naprawią.
Wszystko było w porządku, dopóki (prawdopodobnie przez tąpnięcie kopalniane) lalka nie wypadła z szafy w środku nocy. Mój krzyk słyszały mewy nad Bałtykiem i od tego czasu do marszu kukiełek w sennych paraliżach dołączyła też lalka w bieli. Zaczęłam się jej bać do tego stopnia, że w dzień nakrywałam ją kocem, a nocami zamykałam w łazience. Nie próbowałam przekonać rodziców do pozbycia się jej, ponieważ pewnej nocy w koszmarze powiedziała mi, że jeśli to zrobię ona wróci i nas wszystkich zabije.
Wyobraźnia dzieci może być ich największym przekleństwem.
Pilnowałam więc, żeby było jej wygodnie i nie była na mnie zła. Tłumaczyłam, że zakrywam jej twarz, żeby mogła lepiej spać. Byłam chodzącym paranoikiem. Wolałam sypiać u babci, nawet kiedy rodzice byli w domu tylko dlatego, żeby nie mieć kontaktu z lalką. Bałam się jej dotykać, lecz robiłam to, żeby jej nie urazić. Kiedy pewnego dnia przebierałam ją w świeże ubranie, ponieważ te które miała na sobie musiało iść do prania, mechanizm w jej błękitnych oczach nawalił i otwarła powieki, leżąc na moim łóżku. To nie powinno się stać, lecz się stało. Lalka nie była już najmłodsza. Wybiegłam z pokoju z płaczem, krzycząc, że przecież nie chciałam nic złego, tylko przebrać ją w czystą sukienkę i błagając, żeby nie zabijała mi rodziców. Niepokój moich rodziców przybrał na sile (co zrozumiałe) i postanowili porozmawiać o tym z rodziną i zastanowić się nad wizytą u specjalisty. Moja babcia czuła się winna. To nie była jej wina, całe to zajście było wypadkiem, a kolejne zdarzenia i seria przypadków tylko dolewały oliwy do ognia. Wybuchem kanistra benzyny był mój wujek-śmieszek (młodszy brat mojej mamy), który uważał mój lęk za wyjątkowo komiczny i postanowił zabawić się moim kosztem, kiedy pewnego dnia pilnował mnie, gdy moi rodzice poszli na małe zakupy. Byłam akurat chora i leżałam z wysoką gorączką, więc nie mogłam iść z nimi.
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Wstałam, cała ogluciała z łóżka, chcąc szybciutko wyjść do łazienki i wrócić pod cieplutką kołderkę. Zerknęłam na krzesło lalki, ponieważ pilnowanie jej stało się już moją tradycją. Był środek dnia, a lala siedziała pod przykryciem tak, jak ją zostawiłam. Opuściłam łóżko, minęłam wujka, oglądającego jakiś film w drugim pokoju, przetruptałam przez korytarz, weszłam do łazienki, załatwiłam co miałam załatwić i po umyciu grzecznie rączek udałam się w drogę powrotną. Wyszłam z łazienki, zamknęłam drzwi, zgasiłam światło i ujrzałam ją... Moja lalka stała na końcu długiego korytarza sama, wyciągając do mnie rękę. Nie pamiętam jak udało mi się to zrobić, ale doskoczyłam do zamka drzwi zewnętrznych i wybiegłam z krzykiem w piżamie na klatkę schodową, zatrzaskując za sobą drzwi i uderzając małymi piąstkami w drzwi sąsiadki. Kiedy ta w końcu otwarła i zobaczyła małe, spanikowane i zapłakane dziecko, które wbiegło do jej domu i schowało się w kącie, wykrzykując "mój wujek, on tam został, ona go zabije", wzięła co miała pod ręką (parasol) i ruszyła odważnie w stronę drzwi mojego domu, myśląc że napadł nas włamywacz, lub jakaś szalona kobieta. Sąsiadka zderzyła się na korytarzu z moim wujkiem, który w panice wybiegł za mną, by mnie szukać. Przez dobre piętnaście minut próbowała się dowiedzieć na zmianę ode mnie i od niego co się do matki Teresy stało i dlaczego zanoszę się płaczem obok jej szafki z butami. Wujkowi nie było już do śmiechu. Mimo iż przyznał, że to on przestawił tak lalkę "bo to był tylko żart" nie wierzyłam mu ani trochę. Krzyczałam, że ma zastawić czymś drzwi, bo ona może w każdej chwili wyjść i dopóki sąsiadka nie zamknęła swoich na klucz nie było nawet mowy, żebym zaczęła oddychać normalnie. Wujek próbował wszystkiego, żeby przeprosić mnie i przekonać, że to naprawdę był on i lalka sama nie wstała z fotela, podczas gdy sąsiadka okładała go parasolem za straszenie w ten sposób małego, chorego dziecka. Wtedy to pod wpływem dużego stresu, lub rosnącej temperatury wydało mi się, że ktoś zapukał do drzwi. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu biegła tak szybko. Nie znałam ułożenia pokoi mojej sąsiadki, ale jakoś udało mi się trafić do jej sypialni i wpełznąć pod łóżko, krzycząc "nie otwierajcie!" tak głośno, na ile tylko pozwalało mi na to bolące gardło. Zobaczyłam czyjeś nogi, zbliżające się do łóżka i właśnie wtedy urwał mi się film. Prawdopodobnie zemdlałam, bo kiedy się ocknęłam leżałam na kanapie mojego własnego mieszkania, a nad sobą miałam zatroskane twarze rodziców. Kiedy tylko dotarło do mnie, gdzie się znalazłam, rzuciłam się do ucieczki w stronę drzwi frontowych, wymijając po drodze zmieszanego wujka. Zostałam pochwycona w połowie korytarza przez mamę i mimo mojego wierzgania nie byłam w stanie uwolnić się z jej uścisku. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu lalki, która teraz mogła być już wszędzie, podczas gdy wkurzony ojciec, potrząsał wujkiem, który jedyne co był w stanie z siebie wykrztusić to zdanie "ja nie chciałem, to miał być tylko żart". 
Okazało się, że żeby mnie uspokoić rodzice zamknęli lalkę w piwnicy, co wbrew ich oczekiwaniom wcale mi nie pomogło, a tylko zaostrzyło psychozę.
Zażądałam spalenia lalki, ponieważ pamiętałam z serialu, że zamknięcie jej tylko pogarszało sytuację. Nie wiem skąd przyszedł mi do głowy ten pomysł, może z palenia Marzanny na wiosnę, jednak nie przypadł on do gustu rodzicom.
Tej nocy musiałam spać u babci, która nie szczędziła w słowach swojemu najmłodszemu synowi, kiedy dowiedziała się o całej sytuacji. W domu zostali jednak rodzice i dopóki sami nie zgodzili się również spać u babci, nie było mowy żebym chociaż pomyślała o zamknięciu oczu. Następnego dnia, dla mojego spokoju mama zaprowadziła mnie do piwnicy, owinęła lalkę w prześcieradło, owiązała ją łańcuchem, wrzuciła do kufra, który zamknęła na kłódkę, a klucz wrzuciłyśmy podczas kolejnego spaceru do rzeki. Bałam się, że lalka mimo to ucieknie, ale ziołowe herbatki na sen pozwalały mi spać względnie spokojnie. Koszmary i paraliże nie ustąpiły całkiem, ale były rzadsze i obyło się bez wizyty u specjalisty. Było oczywistym, że w naszym domu nie zagości już żadna lalka, czy marionetka, ale każdy akceptował ten fakt. Unikałam nawet patrzenia na nie w programach telewizyjnych, tak na wszelki wypadek. Kiedy kilka lat później urodziła się moja młodsza siostra byłam bardzo zadowolona, że nie ciągnie jej do zabawy lalkami i woli pluszaki. To załatwiało cały problem.
Nie wiem co stało się z lalką w piwnicy, prawdopodobnie podczas przeprowadzki kufer został tam gdzie był i nabywcy mieszkania lekko się zdziwili odkrywając jego zawartość.
Teraz jestem dorosła i wiem, że kukiełki nie ożywają, a kinowe sztuczki to tylko efekty specjalne, jednak niesmak pozostał i w otoczeniu marionetek czuję się nieco niepewnie.
Można wiedzieć, że coś nie jest prawdziwe, ale kiedy podczas wieczornego spaceru na środku ulicy znalazłaby się kukiełka bez właściciela, byłabym szybsza niż Usain Bolt na ostatniej prostej, a na kolejnej przechadzce towarzyszyłby mi miotacz płomieni i przynajmniej dwie zapasowe butle z gazem.
Tak na wszelki wypadek.
Co do serialu, z tego co wiem Slappy doczekał się odcinka w nowej wersji "Gęsiej skórki".
Moim skromnym zdaniem jego obecny wygląd jest dużo bardziej przyjazny, niż jego rudego poprzednika.
Żeby uniknąć nieporozumień, nie mam nic do lalkarzy.
Właściwie nawet ich podziwiam. Spać w domu pełnym marionetek to prawdziwe wyzwanie. Jednym z moich ulubionych jest komik, brzuchomówca Jeff Dunham.



Gość jest przezabawny i chętnie poszłabym na jego występ, a nawet zrobiła sobie z nim zdjęcie. Jeśli jednak zostałby mi zaproponowany nocleg w jego domu, to nie zgodziłabym się na to nawet za wielkie pieniądze.
Nie mam więc problemu z kukłami. Mogę je dotknąć, podnieść, przenieść... wrzucić do ogniska, czy aktywnego wulkanu. Po prostu nie darzę ich jakąś szczególną sympatią.
Mogę dealować z agresywnymi psami, jadowitymi pająkami, czy wężami, ale nie z przedmiotami nieożywionymi, które chcą mojej duszy.
Po prostu niet.


[1] https://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/psychiatria/paraliz-przysenny-objawy-i-leczenie-zaburzen-snu-aa-eHTS-umsd-HxKD.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz