Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 23 grudnia 2018

Karku kontra krew

W poczekalni weterynaryjnej czeka dwóch karków. Jeden z nich trzyma na kolanach małego pieska w typie Yorka, drugi siedzi w znacznej odległości od pierwszego z Bokserem w ćwiekowej obroży i łańcuszkowej smyczy. Pomiędzy panami rozlokowała się kobieta z królikiem i druga z dwoma kotami w transporterze.
- To żeś sobie bracie załatwił psa obronnego - śmieje się gość z bokserem.
- Sam jestem sobie obroną. Psa mam do towarzystwa, a nie żeby przedłużyć sobie męskość -
Awantura wisi w powietrzu, panowie spoglądają na siebie wrogo.
- Szkoda żeś mu nie założył różowej obróżki, pasowałoby mu - szuka dalszej zaczepki posiadacz większego psa.
- A Twój co? Z więzienia się urwał, że tyle łańcuchów? Drelich mu trzeba było założyć i dziarę strzelić -
Zanim panowie zdążą rzucić się sobie do gardeł, wołam do gabinetu tego, który przyszedł pierwszy. Podnosi się właściciel Boksera i mamrocze pod nosem:
- Chodź Rocky. Prawdziwe psy mają pierwszeństwo -
Jako pracownik kliniki muszę się uśmiechać i udawać, że bawi mnie cała sytuacja, ale jako zwykły człowiek mam ochotę gościem potrząsnąć i zwrócić uwagę, że zachowuje się jak niesforny siedmiolatek.
Zbieram wywiad i lekarz postanawia wykonać podstawową procedurę, jaką jest pobranie krwi do badań. Właściciel psa ma nakazane trzymać jego głowę nieruchomo i pozwolić reszcie pracować. Karku strzela szelmowskim uśmiechem i stwierdza, że "Nie ma problemu, on go utrzyma, poza tym Rocky to pies szkolony i on bez rozkazu nie atakuje".
Lekarz zakłada rękawiczki i zbliża się z igłą do łapy psa.
- A jego to ten... będzie boleć? - pyta nagle właściciel, który jakby lekko posiniał.
- Tak jak Pana przy pobieraniu krwi. Może go lekko zakłuć, ale nic złego mu się nie stanie. Jeśli nie będzie się ruszać skończymy szybciej -
- Ok, to ja go trzymam -
Pracuję dość długo, żeby rozróżniać kozaków, którzy okazują się nie tacy twardzi jak mówią że są. Tutaj mieliśmy właśnie taki przypadek.
- Hej - szepnęłam do koleżanki obok, kiedy znalazłyśmy się w znaczącej odległości od miejsca poboru - Dycha, że będzie musiał wyjść -
- Daję dwie, że nie wyjdzie, ale trzeba go będzie cucić -
- Stoi - odparłam, po czym wróciłam do pacjenta, który grzecznie przyglądał się jak igła penetruje jego żyły w poszukiwaniu czerwonego soczku, podczas gdy jego właściciel z odwróconą głową przygląda się wzorkom na ścianie.
Lekarz widząc, że mężczyzna nie jest zbyt dobrze nastawiony do badania pyta go, czy nie miałby może ochoty poczekać w poczekalni, bo pies zachowuje się wzorowo i jego pomoc nie jest konieczna.
- Nie, spoko, jest ok - odpowiada karku i odwraca odważnie głowę w kierunku igły, z której właśnie zaczyna do probówki kapać krew.
Gość robi się przezroczysty i widzę, że staje się jakby bardziej wiotki. Potrzebna interwencja.
- Może Pan jednak zaczeka za drzwiami? My Pana zawołamy jak będzie po badaniu -
- No może - odpowiada mężczyzna, szukając wzrokiem czegoś mniej widowiskowego - Jakoś się tu duszno zrobiło, chyba macie słabą wentylację -
- Koleżanka Pana zaprowadzi pod okno w poczekalni, a ja przyniosę wody - odpowiada współpracownica i uznajemy remis, jako że gość co prawda trafia do poczekalni, ale niezupełnie dobrowolnie, a słabo zrobiło mu się już w gabinecie. Kiedy odprowadzam go na krzesło, drugi oczekujący karku uśmiecha się i pyta:
- A temu co się stało? Tak pobladł jakoś -
- Nie Twój interes - odpowiada trzeźwiejący mężczyzna, a ja wracam do gabinetu, mijając koleżankę z wodą, zmierzającą w stronę właściciela Boksera.
Pies wciąż grzecznie patrzy na owijaną bandażykiem łapę i merda do lekarza, który wyciąga z kieszeni ciastka.
- Jak tam ten Pan? - pyta doktor.
- Przeżyje, już mu chyba lepiej bo znowu zaczyna się kłócić z kolegą w poczekalni -
- Czasem żałuję, że pacjenci nie mogą do nas przychodzić sami, bez właścicieli -
wzdycha lekarz - Ale to by było za proste -
- To ja może po niego pójdę - stwierdzam, wracając do poczekalni i trafiając na wojnę obu panów, którzy zawzięcie próbują ustalić hierarchię w stadzie.
- Może Pan już odebrać pieska, lekarz Panu powie co dalej -
Mężczyzna wchodzi do gabinetu, a drugi niezwłocznie usiłuje się dowiedzieć dlaczego tamten poczuł się źle.
- Co temu psu robiliście, że go tak wzięło? Operację na żywo? -
- Nie mogę udzielać informacji o innych pacjentach i ich opiekunach -
- Niech Pani nie będzie taka -
- Przykro mi, następna jest Pani z króliczkiem -
Koksu z bokserem w bandażyku w czaszki opuszcza gabinet odprowadzany spojrzeniem drugiego karka, który uśmiecha się ale powstrzymuje od komentarza.
- Nie wierzę. Blue widziałeś? - mówi do psa, głaszcząc go olbrzymią ręką - Zawinięta łapa. Gość by zemdlał od pobierania krwi, taki kozak. Po co mu pies do obrony, jak wystarczy że się zatnie przy goleniu i padnie trupem -
- Mężczyźni - wywraca oczami kobieta z kotami - A to ponoć my jesteśmy słaba płeć. To kobiety krwawią co miesiąc i rodzą w bólach i naukowcy udowodnili, że mamy większą odporność na ból, a w tym gabinecie jest pięć kobiet na jednego lekarza - zaczyna się rozkręcać niewiasta - Ja to moim kotkom puszczam Mozarta. Muzyka klasyczna łagodzi obyczaje. Są bardzo spokojne, Może Pan też powinien spróbować? -
Wychodzę z poczekalni, a za mną kobieta z króliczkiem.
Mam wrażenie, że para świetnie sobie w tej dyskusji poradzi sama i widownia nie jest im potrzebna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz