Nazywając psa Morfina
chyba nie przewidziałam pewnych komplikacji jakie mogą z tego imienia wynikać.
Zacznijmy od tego, że
jeśli wołam psa którego nie widać bo właśnie grzebie w jakiś krzakach, to
wzbudzam pewne podejrzenia wśród przechodzących ludzi… i może lekkie
zaniepokojenie. Ktoś kto krzyczy na środku trawnika „Morfina!” w nieokreślonym
kierunku wygląda na bardzo mało dyskretnego dealera narkotykowego.
Zdarzyło się nawet, że
podczas nawoływania psa (który zauważył coś przy płocie i usilnie chciał się
przedrzeć przez zarośla żeby się do tego dostać) zauważyłam przechodzący patrol
policji, który mi się przyglądał więc żeby wyglądać mniej podejrzanie
powiedziałam do siebie tak żeby słyszeli „Te psy to już nie mają gdzie wchodzić,
wszędzie chcą węszyć”. To co powiedziałam dotarło do mnie po chwili i jak się
domyślacie nie poprawiło mojej sytuacji.
Kolejny raz, kiedy
zastanawiałam się czy to był dobry pomysł nastąpił, kiedy gościliśmy u siebie
dzielnicowego (na klatce schodowej ginęły wózki, policja rozmawiała ze
wszystkimi mieszkańcami). Mundurowy został zaproszony do środka i w momencie w
którym przekroczył próg domu moja mama rzuciła do mnie: „Paulina, zamknij
Morfinę w pokoju”. Mam wrażenie że automatycznie stał się bardziej podejrzliwy
do każdego słowa jakie wypowiadaliśmy.
Pies spał w pokoju, nie
było go słychać. Uwielbia mundurowych i mężczyzn w ogóle, więc zamknięta była
tylko dlatego że okrutnie wtedy liniała i wychodząc policjant miałby jej futro
dosłownie wszędzie.
Gdyby nie miski na
jedzenie stojące w kuchni i kilka psich zabawek które mijał po drodze,
prawdopodobnie nie byłoby go łatwo przekonać że nazwaliśmy tak psa… który
siedzi absolutnie cicho w pokoju obok.
Znajomi, którzy jeszcze
nie znali mnie tak dobrze i nawet nie wiedzieli że mam psa jakoś dziwnie cichli
kiedy wspominałam przez telefon, że muszę zabrać ze sobą Morfinę na ten wypad
co planujemy.
Także tak, najważniejsze to przemyślane imię dla psa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz