23:30 – wesoły spacer ze
smyczą w dłoni i słuchawkami na uszach. Ze względu na przymrozki i zupełne
ciemności o tej godzinie, rzadko mijamy jakiś przechodniów. Czasem przejedzie
jakiś samochód. Ogólna cisza i spokój.
Na horyzoncie, po
przeciwnej stronie ulicy idzie przysadzisty mężczyzna. Taki drwal z wyglądu.
Gęsta broda, dwa metry wysokości i tyle samo objętości w barach. Nie byłoby w
tym nic dziwnego, gdyby nie niósł na plecach czegoś, co początkowo wzięłam za
dwie łopaty a co okazało się dwoma kilofami. Miałam wizję krasnoludka z
Królewny Śnieżki… tylko na sterydach. Rozglądam się dookoła. Ani jednej osoby.
Bardzo chcę jakoś logicznie móc to sobie wytłumaczyć ale na chwilę obecną nie
przychodzi mi do głowy żaden sensowny powód spaceru z kilofami o 12 w nocy w
środku miasta. W głowie odtwarzają mi się właśnie najbardziej krwawe i
wyszukane sceny z ostatniego seansu horrorów. Postanawiam unikać kontaktu
wzrokowego z mężczyzną i szybko zmienić kurs, zanim mnie zauważy. Spoglądam na
psa, mając nadzieję że wygląda choć trochę groźnie. Stwierdzam, że nie ma szans
żeby ktokolwiek wziął ją na poważnie. Wygląda jak uśmiechnięty pluszak. Okazuje
się, że drwal również zmienia kurs. Będziemy musieli się wyminąć. Ściągam
krócej smycz, licząc na to że Morfina wygląda minimalnie zniechęcająco. Mijany
mężczyzna okazuje się być jeszcze większy niż początkowo zakładałam. Staram się
sobie przypomnieć wszystkie ruchy samoobrony ale szybko dochodzę do wniosku że
jedyną opcją będzie ucieczka. Sucz zamiast wyglądać groźnie, postanawia
poprzymilać się do mężczyzny i rozwalić się przed nim na plecach.
- Gryzie? –
Pyta z uśmiechem człowiek
z kilofami, schylając się do popiskującej z radości suki. Chcę odpowiedzieć, że
na rozkaz rozszarpuje krtań ale patrzę na mojego śledzia na lince, rozwalonego
na chodniku i stwierdzam że na to nikt się nie nabierze, więc odpowiadam z
rezygnacją:
- Nie –
Mężczyzna jedną ręką
przytrzymuje ciężki sprzęt na ramieniu, a drugą gąszcze po brzuchu Morfinę,
która pokazuje mu gdzie jeszcze jest niewysmyrana. Zastanawiam się w duchu, na
jakim etapie ewolucji to zwierzę całkowicie zatraciło instynkt samozachowawczy.
- Bardzo ładny pies.
Łagodny taki –
- Dziękuję – odpowiadam,
obserwując jak sucz liże przybysza po rękach.
- No. Musze już iść, bo
się spóźnię. – mężczyzna ku rozpaczy mojej suki zaprzestał miziania, podniósł
się i zaczął oddalać, rzucając na odchodne:
- Pani uważa, bo o tej
godzinie dużo podejrzanych typów się kręci –
Podziękowałam za uwagę i
zniknęłam za rogiem, odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Nie wiem gdzie i na co
można się spóźnić o 12 w nocy z kilofami. Nie wiem nawet czy chcę wiedzieć.
Mam jednak dwa wnioski:
1. Pozory
mogą mylić.
2. Do
zestawu z Goldenem powinien być dodawany drugi pies o aparycji mordercy. Tak dla
bezpieczeństwa i zachowania równowagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz