Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 8 sierpnia 2018

Duże przodem, małe tyłem

Spotkałam dziś na spacerze w parku dwie kobiety. Jedna z nich trzymała na smyczy młodego wyżła, druga wyposażona w ciastka i kliker, pouczała jak ma szkolić swojego psa. Wmieszałam się w towarzystwo, bo widząc mnie i Morfinę pani trener poprosiła o asystę w ćwiczeniu skupienia uwagi na właścicielu. 
Psu ewidentnie nie szło. Możliwe, że miał dość ciastek, przeszkadzało mu słońce lub był po prostu zmęczony. Dziewczyny postanowiły, że nie dadzą mu jeszcze odsapnąć ponieważ, cyt. "to właściciel ma decydować kiedy pies może odpocząć". Takie rozwiązanie wydało mi się radykalne ale nie jestem specjalistą w dziedzinie psiej tresury i wtedy jeszcze ufałam, że kobieta wie co robi.
Wszelkie nadzieje porzuciłam kiedy usłyszałam:
- Tylko pamiętaj o głównej zasadzie. To jest duży pies, przepuszczasz go przodem, zawsze. Przez drzwi do domu, na schodach. Obok nogi ma iść tylko na spacerze. -
Jako, że nie znałam takiej mądrości spytałam o powód i usłyszałam:
- Duże psy puszcza się przodem, ponieważ mają sprawować opiekę i być jakby ochroniarzami swoich właścicieli, natomiast małe psy powinny wchodzić za właścicielem, żeby czuły jego dominację i przywództwo-
Ok... tego jeszcze nie grali.
- A to duże psy nie musza czuć dominacji właściciela w takim razie? -
- Nie. On ma czuć funkcję opiekuńczą, dlatego powinien wchodzić pierwszy i osłaniać właściciela. A Pani to jak wpuszcza psa? -
Zrobiłam przegląd wszystkich moich wejść i wyjść z domu i odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że najczęściej suka wchodzi po mnie, a ja wchodzę pierwsza.
- Aha! - zakrzyknęła triumfalnie trenerka - Widzisz? Ta Pani popełniła tak banalny błąd i zobacz co teraz ma. Psa ciapę - 
Kobieta chyba zorientowała się co powiedziała, bo dodała szybkie "bez urazy".
Nie czułam urazy. Czułam zażenowanie całą sytuacją i lekką litość do właścicielki wyżła, która dała się omotać tej szarlatance.
Wiedząc, że raczej nic nie zdziałam, podjęłam jednak próbę walki:
- Przepraszam, a Pani to ma jakieś doświadczenie w temacie szkolenia? Zawodowo to Pani robi? Trener? Behawiorysta? -
- Nie, ja tak hobbistycznie -
- Aha, ale jakieś doświadczenie Pani ma? Jakiś kurs? Szkoła weterynaryjna albo zoologia? -
- Nie, nie, ja to fryzjerką jestem ale dużo książek czytałam i to mój konik -
- Jak stare to były książki? Z 70-tego roku? Nie chcę się wymądrzać ale robi Pani krzywdę temu psu, a wodę z mózgu tej Pani takimi metodami. Bo o ile ta może nie być szkodliwa, to zakładam że ma Pani lepsze delicje w kieszeni -
- Oh, bo Pani to jest specjalistą i wie? -
- Broń boże ale nauczono mnie żeby nie doradzać innym jeśli samemu nie ma się doświadczenia w danym temacie i tym się chyba różnimy -
Padło jeszcze kilka zdań z obu stron i zostaliśmy odsunięci od tresury, jako Ci którzy popełnili podstawowe błędy szkoleniowe.
Kto wie. Może gdybym puszczała Morfinę w drzwiach pierwszą, dziś byłaby bardzo obronnym psem, a tak to jest pluszakiem w wyniku mojej nadmiernej dominacji.
Człowiek się całe życie uczy.


2 komentarze: