Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Żywe spaghetti

Człapią włochate łapki w kolorze złotym, które niosą 30 kg szczęścia i miłości w puchatym etui. Łapki z gracją niedźwiedzia uderzają o chodnik i zatrzymują się przed przeszkodą.
Robal.

Na środku przejścia wije się zwabiona deszczem gąsienica. Psi pysk trąca zwierzątko nosem i spogląda na nie z zaciekawieniem. Morfina ostrożnie obchodzi glizdę i wącha ją z drugiej strony. Pachnie zapewne tak samo.
Przywołuję ją. 

Psa, nie gąsienice.
Morświn nie wie co zrobić. Za duży wybór. Zostać i popatrzeć jeszcze na demo węża, czy iść? Zostać, czy iść? Co robić? Na psim pysku maluje się dezorientacja. Dlaczego życie jest takie trudne?
W końcu zostaje podjęta najbardziej nieoczekiwana dla mnie decyzja i robal ląduje w psim paszczu. Bear Grylls byłby dumny z takiego wykorzystania darmowego białka. Ja natomiast jestem zaskoczona krwiożerczością mojej waty cukrowej i jej instynktem łowieckim.
Wybór zostaje jednak podjęty.
RIP mały wężu.
Ale co to?
Makaron wciąż żyje i niesiony jest teraz na psim języku. Morfina maszeruje dumnie ze spaghetti w paszczy i spogląda na mnie triumfalnie. 
"Jeśli nie możesz się zdecydować wybierz dwie opcje na raz."
W ten sposób może iść ze mną i nie zostawiać swojego nowego przyjaciela samego. Same plusy.
Robaczek ma jednak inne zdanie i nie podoba mu się przejażdżka. Stanowczo woli być na ziemi, co próbuje przekazać ucieczką z jaskini śmierci. Glizdka wypada z psiego pyska na trawę. Morfina spogląda na nią i merdając ogonem pragnie przekazać żywej sznurówce:
"Pardon. To było niechcący."
Pies usilnie próbuje załadować wijącą się gąsienice z powrotem na pokład, ale robak walczy dzielnie. On nie chce już iść dalej, on ma dość takiej zabawy. Morświn rezygnuje więc z wydobycia niesfornego robaczka z trawy i obserwuje jego wędrówkę wgłąb ziemi. Kiedy glizda znika całkowicie pies obwąchuje teren i patrzy na mnie jakby chciał powiedzieć:

"Makaron uciekł, widziałam jak wszedł pod ziemię. Widziałaś też? Magia."
Udaje mi się odciągnąć psa od miejsca pożegnania z nowym kolegą i przejść całe pół kilometra zanim puchata miłość nie postanawia obdarzyć swą troską i zainteresowaniem żuczka, który mężnie wspina się po drzewie.
Żuczku nie chce pomocy, ale żuczku pomoc otrzymuje. Morfina trąca owada nosem i dopinguje go chuchaniem w pancerzyk. Z niewiadomych powodów robaczek przyspiesza i udaje mu się wspiąć po korze znikając z oczu psa.
Może to ze strachu przed pożarciem, a może czekała na niego pani żuczkowa z obiadem. 
Ja myślę jednak, że pomogło mu kibicowanie puchatej potwory i jej wyraz pyska uświadamia mi, że ona myśli tak samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz