Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 18 kwietnia 2019

Morfinowy tort

Kilka osób pytało o przepis na Morfinowy tort urodzinowy.




Postanowiłam przeprowadzić Was przez ten nieskomplikowany proces (z którym poradzi sobie nawet osoba przypalająca wodę na zupkę chińską) za pomocą obrazków, ale wtedy przypomniałam sobie, że nie robiłam zdjęć na bieżąco, a używanie grafiki z internetu może napuścić na mnie Artykuł 13, więc...
Będziemy improwizować z moim brakiem talentu.

Na początek lista składników:

  • Jedno jajo.

... kurze jajo.


  • Mąka.

Wiem, że ta jest ziemniaczana, ale to na potrzeby zdjęcia. Cała pszenna poszła na ciacho. Nie używajcie ziemniaczanej for God's sake.
  • Twarożek. Może być chudy, półtłusty lub tłusty, jak Was poniesie fantazja. Ja używałam półtłustego, bo taki miałam na stanie. 

Zakryjemy troszeczkę, gdyż lokowanie produktu...
  • Jogurt naturalny.

  • Wątróbka.

... z kurczaka wątróbka, proszę odłożyć to dziecko.


  • Olej. Obojętnie jaki.

  • Marchewka (opcjonalnie).

  • Bułka tarta.

  • Masło.

... nie takie masło. Może też być Margaryna. Właściwie nada się wszystko co tłuste.



Teraz bierzecie wątróbkę i dokładnie ją myjecie.




Następnie wkładacie do gara. 




Zalewacie wodą.




I gotujecie do miękkości pół godziny do godziny (zależy od mięska).




Musicie je dziabnąć, żeby sprawdzić, najlepiej widelcem. Jeśli gładko wchodzi, to jest już dobre.




W międzyczasie gotujecie w garnku marchewkę.




Tak, musicie dolać wody.




Marchewkę również dziabiecie, żeby sprawdzić czy jest już miękka.




Ilość potrzebnej wątróbki i marchewki zależy od wielkości Waszej blachy, czy tortownicy.




Odcedzacie gotową wątróbkę i to samo robicie z marchewką.




Wyciągacie maszynkę do mielenia mięsa. 



Tak, wiem że zabytek.
Jeśli nie macie maszynki może być blender.



Ostatecznie nóż też da radę.



Zarówno wątróbkę jak i marchewkę mielicie maszynką, blendujecie, albo kroicie drobno na papkę.




Nie dodajemy soli ani przypraw!




Dodajecie za to jedno jajko.




... bez skorupki.




Kilka łyżek oleju.




Oraz mąkę (około szklanki na kilogram wątróbki).




Ma być gęste.




To znaczy, że nielejące.




Mieszacie.




Najlepiej ręką.




Wcześniej umytą.




Po wymieszaniu myjecie rękę.




Bierzecie masło.



... bardzo zabawne. Masło do smarowania, margarynę lub olej i smarujecie nim blachę lub tortownicę od środka.




Bierzecie tartą bułkę.




Nie, przykro mi zwykła nie da rady.




Wysypujecie ją na to masło i rozprowadzacie po całości.




Jeśli nie chcecie się babrać możecie użyć papieru do pieczenia i wyłożyć nim blaszkę lub tortownicę.



Wyjmujecie papkę z wątróbki i marchewki na wysmarowaną i posypaną, lub wyłożoną papierem blaszkę lub tortownicę.




Równomiernie rozprowadzacie.



Nagrzewacie piekarnik do 150 stopni, lub do 100 jeśli chcecie używać termoobiegu.




Wstawiacie blaszkę lub tortownicę z zawartością do piekarnika.
Nastawiacie timer na około 20 minut.




Nie, nie będziecie pamiętać, nastawcie ten timer.




Nastawcie, bo przypalicie i spalicie przy okazji pół mieszkania.




Ok, teraz czekacie na *iooo* *iooo*, lub *bip* *bip* w zależności od piekarnika.




Wyciągacie z lodówki twarożek.




Tak, twarożek powinien być w lodówce.




Wyciągnijcie też jogurt.




Też powinien być w lodówce.




Bierzecie blender.




Umyjcie go najpierw, jeśli używaliście go wcześniej do mielenia wątróbki.




Wkładacie twarożek i jogurt do naczynka i blendujecie.




W przypadku braku blendera można użyć ręki i ugnieść całość.



Konsystencja powinna być gęsta, bo inaczej spłynie po "cieście".
Jeśli jest za gęste dodajecie jogurtu.
Jeśli za rzadkie dodajecie twarożku.
Spokojnie nadmiar zawsze możecie dać psu.



Bierzecie szpatułkę.



Jeśli nie macie może być łopatka.



Tak, ręka też może być.



Jeśli piekarnik robi *iooo* *ioo* lub *bip* bip* otwieracie go i sprawdzacie ciasto wykałaczką.



Wyłączcie piszczący timer.




"Ciasto" powinno się zarumienić na zewnątrz, ale w środku wciąż być mięciutkie.



... lecz nie płynąć.
Jeśli jest gotowe wyjmujecie z piekarnika i wyłączacie go.
Jeśli nie, trzymacie chwilę dłużej.
Czas pieczenia zależy od grubości "ciasta".




Nie powinno być czarne na wierzchu.




Jeśli takie jest wyrzućcie i zacznijcie od początku.




Jeśli w domu unosi się dym a kuchnia stoi w ogniu wezwijcie straż pożarną.




A mówiłam włączcie timer.




Wyjmujecie ciasto z formy.




Tyknijcie je.




Jeśli jest elastyczne, ale nie zmienia kształtu - gratulacje.




Jeśli się rozpada - przestańcie je tykać.




Czekacie aż wystygnie.
Smarujecie "ciasto" twarożkowym kremem.
Z użyciem szpatułki, łopatki, lub dłoni równo rozprowadzacie kremik.



Na bokach również.



Po skończeniu dajecie psu oblizać szpatułkę, łopatkę lub dłoń.



Ozdabiacie gotowe dzieło psimi chrupkami, parówkami, lub czym Wam tam wyobraźnia podpowiada.



Wstawiacie do lodówki.
Gotowe, można podawać.



Należy też posprzątać ten bajzel.




Smacznego.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz