Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 21 kwietnia 2019

Morfinowa misja

Nie wiem czy u Was też tak to działa, ale u mnie jedzenie na święta (niezależnie czy to Wielkanoc, Wigilia, czy urodziny) przyrządzane jest w takich ilościach, że spożywa się je jeszcze przez kolejny tydzień. Nie ma gdzie go postawić, miejsca w lodówce starcza tylko dla połowy i każdy umiera z przejedzenia po konsumpcji jednej dwudziestej, ale i tak zawsze pada hasło "lepiej zrobić za dużo niżby miało braknąć" i tradycja się toczy, razem z nami bo plus pięć kilo pojawia się już pierwszego dnia.
Tym razem nie było wyjątku, a że blaty w kuchni mają ograniczony rozmiar część jedzenia została ułożona na pufach. Wylądowały tam blachy z ciastem, półmisek z pisankami i wiadro sałatki. Szczury są zamknięte, a pies nie kradnie jedzenia, więc poza zaślinioną podłogą nic złego stać się nie mogło.
Podczas krzątaniny ludzie wymijali się w korytarzu by przenosić z kuchni do pokoju jedzenie które wykarmiłoby połowę bloku, a pies majtał się między nogami licząc, że może spadnie jednak jakieś dobro. W pewnym momencie ktoś zahaczył nogą o pufę i micha z kolorowymi jajkami potoczyła się po podłodze. Winowajca oświadczył, że było ślisko i skrzętnie pozbierał malowańce, odkładając je na miejsce. Nic się nie stało, żadne jajko nie ucierpiało ze względu na małą wysokość. Morfina znudziła się krążeniem i liczeniem na świąteczny cud więc położyła się pod stołem i tam czekała na ciąg dalszy.
Jedzenie w święta stoi u nas na stole cały czas, jest jedynie chłodzone i podgrzewane w zależności od potrzeb, więc spodziewałam się psa na swoim stałym stanowisku obserwatora osoby przeżuwającej. Nie było jej jednak przy pierwszej porcji, ani drugiej, czy trzeciej. Nie przyszła nawet popatrzeć na ciasto. Stwierdziłam, że albo straciła węch albo była śmiertelnie obrażona. Zapach dobroci powinien jednak wybawić ją z kryjówki. W momencie kiedy zastanawiałam się nad powodem takiego wynaturzenia usłyszałam dziwne ciamkanie pod stołem. Podniosłam obrus i oczom moim ukazała się zaskoczona księżniczka z zastygniętym jęzorem przyklejonym do kolorowej pisanki. Kiedy mnie zobaczyła zaczęła merdać i udawać, że oblizuje sobie łapę ale czerwone jajo zbyt bardzo rzucało się w oczy na tle beżowego futra żeby pozostać niezauważone. Musiała potajemnie buchnąć pisankę kiedy rozsypały się w kuchni i potoczyły we wszystkie strony. To wyjaśniało brak czarnych oczu wlepionych w osobę, która na talerzu miała najbardziej atrakcyjne papu. W swej nieporadności i walce z zasadami Morświn nie rozebrał jednak jajka ze skorupki. Siedział tam sobie pod stołem cichutko mlaszcząc i próbował lizaniem skłonić kolorową kulkę do otwarcia się i ukazania pysznej zawartości. Widząc, że została przyłapana i nie uda jej się ukryć występku wzięła jajko w paszczu i wypluła je na moją wyciągniętą dłoń z miną mówiącą "no właśnie chciałam Ci to oddać, bo chyba spadło".
Tak, uprowadzona pisanka po obraniu skończyła w psiej paszczy. Mam jednak teorię, że wywrócenie miski nie było wcale wypadkiem a zorganizowaną akcją. Królowa strategii najpierw wyśliniła podłogę doprowadzając do poślizgu, a potem stylem ninja podebrała jajo i schowała się pod stołem. Nie przewidziała tylko jednego. Pisanka miała zbroję i to uniemożliwiło jej sukcesywne przeprowadzenie operacji do końca.
Jej nieporadność mnie kiedyś zniszczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz