Spacer z psem. Zwierz na smyczy, bo wokół ludzi jakby zrzucali z samolotów darmowe paczki. Majstruję przy słuchawkach, które sądząc po splątaniu w nocy tańczyły twista. Przysięgam, że jak je odkładałam były odpowiednio poskładane. Udaje mi się wygrać z makaronem i wkładam słuchawki do uszu. Trwa chwilę zanim zdecyduję się czego właściwie chcę słuchać i podczas przeglądania playlisty słyszę tuż obok kobiecy głos, który mówi coś w stylu:
- Nie sądzisz, że powinniśmy mieć psa? Coś jak ten tylko ładniejszy.
Spoglądam dyskretnie na źródło dźwięku bo najwidoczniej myśli, że w słuchawkach gra muzyka i nie słyszę otoczenia. Oczom moim ukazuje się kobieta przed czterdziestką, odziana w pudrowy róż który okrywa ją od stóp do głowy, z fikuśną trwałą z lat 80-tych w kolorze blond i tak wąskiej talii ściśniętej gorsetem, że możnaby ją chwycić jedną dłonią. Zastanawiam się co na to jej narządy wewnętrzne i czy nerka dogaduje się z przełykiem. Jadąc w górę nie jest w cale lepiej. Ilość makijażu pokrywająca oblicze niewiasty wystarczyłaby do przemalowania bloku. Jej skóra promienie słoneczne ostatni raz widziała z 15 lat temu.
Mam wrażenie, że ktoś w końcu stworzył w pełni funkcjonalną, ludzkich rozmiarów Barbie. Nie oceniam ludzi po wyglądzie i nie mam w zamiarze obrazić tej kobiety, ale podobieństwo jest tak uderzające, że przez chwilę zastanawiam się czy mieszka w domu z kartonu. Tuż obok stoi jej Ken. Również bez obrazy dla tego mężczyzny, ale kwadratowa szczęka, fryzura na supermana i dopasowanie kolorystyczne butów do swojej lubej mówią mi, że spędza on przed lustrem jeszcze więcej czasu niż ona.
Udaję, że grzebię w telefonie i w trybie incognito przysłuchuję się nietypowej, aczkolwiek bardzo dopasowanej parze za moimi plecami. Byłoby to wścibstwo gdyby nie rozmawiali o moim psie. A tak jest to tylko przekaz kontrolowany. Poza tym dalej nie wiem czego chcę słuchać.
- Ale wiesz, z psem trzeba wychodzić, sprzątać po nim kupy - odpowiada Brandon Routh po tuningu.
- Fuj, a nie ma takich co się załatwiają do muszli? - pyta Barbie, grzebiąc w torebce i szukając zapewne szminki, której czterdziesta warstwa wyląduje zaraz na ustach. Mówienie musi być dla niej koszmarem.
- Chyba można je nauczyć, ale one i tak brudzą i wszędzie jest pełno sierści.
- A kot? Koty są takie enigmatyczne i tajemnicze.
- A jak Ci upoluje mysz i przyniesie do domu?
- O nie, chyba bym umarła, odpada. To może fretki? Takie dostojne i prestiżowe.
- Śmierdzą. A może wąż?
- Nawet sobie nie żartuj w ten sposób. Nie, nie. Można gdzieś dostać motyle? Motyle są piękne.
- Na pewno krótko żyją. Może lisek? Albo szop.
- Szopy grzebią po śmieciach, ale taki lisek to jest coś.
Mam ochotę się odezwać i powiedzieć, że sądząc po podejściu do zwierząt powinni zdecydować się na paprotkę zanim przejdą do hipopotama. Ken wyprzedza mnie jednak i pozwala pozostać w ukryciu.
- Lisek jest jak pies w zachowaniu, więc raczej nie. Poza tym zwierzę kosztuje, a chyba nie chcesz rezygnować z czegoś dla siebie żeby mu kupować jedzenie.
- Nie, masz racje. Ludzie ze zwierzętami zwykle nie są zadbani - rzecze niewiasta w róż odziana i odchodzi, trzymając swojego faceta za rękę.
- Słyszałaś Morfi? Śmierdzisz, dużo kosztujesz i przez Ciebie nie jestem dostojna - mówię do psa, decydując się w końcu na jakiś utwór. Świniak podnosi głowę słysząc swoje imię i zaszczyca mnie merdającym ogonem.
Czymś czego kupić nie można, a jest dla mnie cenniejsze niż wszystkie dobra tego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz