Poranny spacer. Stoję na trawniku i przyglądam się abominacji opuszczającej jelita mojego psa. Widzę kupsko przechodzące z ciemnej czerwieni w czerń i robię szybki flashback na posiłki dnia poprzedniego. Nie czas teraz na panikę. To może być krew, albo princessa właśnie rodzi aliena, ale kiedy za czerwienią podąża pomarańcz i lekka zieleń odkrywam, że to prawdopodobnie sprawka wczorajszego combo z buraczków, marchewki i groszku. Przypomina to wielokolorową kredkę.
Nie wiem co ludzie myślą o końcu tęczy, ale chyba nie spodziewają się znaleźć tam takiego garnca złota. Pies kończy i zamyka oko Saurona, a ja stoję z woreczkiem i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Aż mam ochotę cyknąć fotkę tym tęczowym kulkom. Powstrzymuję się jednak bo wiem, że kawałek dalej osiedlowy monitoring jest już przyklejony twarzą do szyby i obserwuje moje poczynania. Fotografowanie psiego kupska na pewno nie poprawiłoby mojej reputacji. Obcy się nie porusza więc uznając teren za bezpieczny podnoszę Morfinie pisanki i wrzucam je do śmietnika.
Wokół placu zabaw krąży kobieta z wózkiem i zaglądając w każdy krzak próbuje uspokoić płaczące dziecko. Ewidentnie czegoś szuka.
Jako, że Morfinowa kolekcja powiększyła się w ostatnim czasie o kilka pluszanek podchodzę do kobiety i pytam czy nie szuka przypadkiem miśka, bo kilka zostało tu odnalezionych.
- Nie - odpowiada młoda mama - Zgubiłam tu gdzieś smoczek, nigdzie nie mogę go znaleźć.
Spoglądam na psa i widzę w jego oczach gotowość. Jakby znała to słowo lepiej niż "siad", czy "zostaw". Patrzę w te ciemne bursztyny i wiem, że ona wie.
- Dawno to było? - pytam.
- Dosłownie chwilę temu miałam go w rękach.
Czyli to żaden z Morfiniej kolekcji. Pies łapie ze mną kontakt wzrokowy i zaczyna intensywnie merdać. Nie spuszcza mnie z oczu.
Chcąc pomóc kobiecie pytam jak wyglądał zgubiony przedmiot.
- Taki niebieski, z rysunkiem jabłuszka.
Znam tylko jeden sposób żeby go znaleźć i ten sposób jeszcze nigdy nie zawiódł w takich sytuacjach. Morfina.
- Pomogę pani szukać - mówię i odpinam rozmerdanego Świniaka.
- Szukaj Morfi, szukaj - rzucam do psa, który jest już w połowie drogi do huśtawek, z nosem w ziemi wciągając piach jak stary narkoman biały proszek.
- Ale co pani robi? - pyta zdezorientowana kobieta.
Pewnie ma mnie za szajbuskę, ale nie zwracając na to uwagi odpowiadam:
- Jeśli ten smoczek tu jest, to ten pies go znajdzie.
Jest w życiu wiele niewiadomych, ale to że Morświnowy nos jest radarem na dziecięce przedmioty jest dla mnie bardziej oczywiste niż fakt istnienia grawitacji. Kobieta mi jednak nie wierzy i odsuwa się lekko na wypadek gdybym okazała się się psychopatą.
Świniak ryje w ziemi łapami i przetrząsa każdy krzak ignorując kłujące ją w oczy gałęzie. Moc zasysu jej nosa mogłaby teraz wciągnąć pół układu słonecznego. Aż się przeciąg robi.
Z krzaków wystaje tylko psi tyłek i machający na prawo i lewo ogon. Zwiększenie mocy tylnego helikoptera uświadamia mi, że zwierz coś znalazł. Pies wrzuca wsteczny i trzymając w pysku dziecięcą czapkę ze słonikiem przechadza się dumnie po trawniku. Zabieram jej czapeczkę wielkości mojej pięści i wysyłam w teren ponownie. Nie o taką zdobycz nam chodziło.
Sceptyczna do tej pory kobieta zaczyna kibicować puchatemu detektywowi z napędem na cztery koła i motywując beżowego Puchatka słowami "szukaj, szukaj" Morfinie udaje się odnaleźć dziecięcy smoczek i kilka innych przedmiotów.
Ostatecznie kończymy z nadprogramową czapeczką, drugim smoczkiem i bucikiem który widział już lepsze dni.
Kobieta dostaje oblepiony piaskiem i psią śliną niebieski sylikonowy cycek z jabłuszkiem i pchając przed sobą wózek z zabeczanym berbeciem odchodzi, chcąc zapewne jak najszybciej wyparzyć dziecięcy uciszacz i wcisnąć go w usta swojej latorośli.
My natomiast zostajemy na ławce z nadprogramowym towarem. Czuję się jak najdziwniejszy dealer świata. Patrzę na szczęśliwy psi pysk i zastanawiam się czy nie prościej byłoby założyć firmę detektywistyczną "psia trufla" z przeznaczeniem dla przedmiotów dziecięcych.
Może dałoby się zrobić z tego darmozjada psa pracującego, w końcu moje mieszkanie i tak jest już biurem rzeczy znalezionych dla nieletnich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz