Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 6 kwietnia 2019

Gniotek

Pilnuję trójki dzieci.
Z najstarszym odrabiam lekcje, podczas gdy pozostała dwójka młodszych troli bawi się w pokoju obok. Dochodzą stamtąd dźwięki dyskusji o tym kto jest głupszy i niepokojące odgłosy tarcia krzesła o panele. Rodzeństwo prawdopodobnie walczy, więc zostawiam starszego chłopca z dwoma pociągami jadącymi z prędkością 300 km/h i 430 km/h i odpowiedzią na pytanie który dotrze na czas szybciej biorąc pod uwagę różnicę drogi i ilość zakrętów.
Cóż, patrząc na prędkości z jakimi poruszają się maszyny żadna z nich nie dotrze w całości do stacji. Rozbiją się na pierwszym zakręcie zabijając wszystkich pasażerów. Nie takiej odpowiedzi spodziewa się jednak nauczyciel.
Wchodzę do sąsiedniego pokoju, który z jakiś powodów wygląda teraz jak nora narkomanów. Po dywanie wala się biały proszek, klocki lego, oraz figurki akcji. Całość wygląda jak po przejściu tornada. Pod kaloryferem siedzi dwójka złapanych na gorącym uczynku małych ludzików, wpatrujących się we mnie jakby do pokoju wparował właśnie sam papież Franciszek.
Przekraczam ten mokry sen kokainisty, zastanawiając się skąd pędraki wzięły tyle towaru i czy zawiadomić ich matkę teraz, czy poczekać aż wróci z pracy.
Pierwsza z amoku cuci się dziewczynka. Bierze coś w dłoń i podbiega do mnie, omijając klockowe miny porozstawiane po całym pokoju.
- On zepsuł pana gniotka! Rozsypał go całego!
- Wcale, że nie. Sam pękł, był już stary - zaczyna bronić się chłopiec.
Ktoś pamięta jeszcze gniotki? Baloniki nafaszerowane mąką ziemniaczaną lub inną sypką substancją, z narysowanymi oczami i czuprynką z wełny w przystępnej cenie 4 zł. Pierwszy dziecięcy odstresowywacz tuż przed papierosami i alkoholem. Nie miałam pojęcia, że wciąż je gdzieś produkują.
Świetna zabawka do znęcania się i mniej niebezpieczna niż laleczka voodoo. Ten gniotek dni świetności ma już jednak za sobą. Do moich rąk trafia pęknięty balonik i wysypujące się z niego wnętrzności, które doprowadziły pokój do obecnego stanu.
- Da się go jeszcze naprawić? - pyta z nadzieją dziewczynka i zmuszona jestem złamać jej serce.
Tej zabawki nie da się już wyreanimować. Gniotek wygląda jakby przedawkował i popełnił harakiri.
- Nie, przykro mi - odpowiadam i zastanawiam się gdzie może być odkurzacz, potrzebny do usunięcia całego proszku z dywanu i mebli.
- To Twoja wina! - atakuje brata dziewczynka - Ty go rozprułeś -
- On się sam rozpruł, wybuchł normalnie.
Strasznie niebezpieczne robią teraz te zabawki. Gniotek-granat nie dość, że zrobił w pokoju bałagan, to jeszcze skłócił rodzeństwo.
- Możemy zrobić nowego. Nie będzie taki ładny, ale jak macie balonik to mogę Wam zrobić nawet kilka. Pod warunkiem, że doprowadzicie pokój do stanu używalności. Ja w tym czasie skończę lekcje z Waszym bratem, co Wy na to?
Dzieci węszą podstęp, ale zgadzają się zakopać póki co topór wojenny i oczyścić pole bitwy ze zwłok poległego gniotka. Karzełki sprzątają na tyle na ile potrafią, obrzucając się wyzwiskami tylko dwa razy i wędrujemy wszyscy do kuchni, gdzie powstaje monstrum godne doktora Frankensteina. Wygląda to paskudnie, ale spełnia swoją funkcję i każdy dostaje po jednym żeby uniknąć dalszych kłótni.
Kuchnia wygląda natomiast jak po zrzucie mącznej Car Bomby i tym razem ja będę musiała to posprzątać.
Niespotykane jak moje własne pomysły wkopują mnie w coś takiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz