Przechodząc z Morfiną obok ostatniej klatki naszego bloku widzę grupkę bawiących się dzieci o średniej wieku około pięć lat. Musiały przyjechać do kogoś na wakacje, bo nie widziałam ich tu wcześniej.
Widząc nas dzieci zamierają, podbiegają do swojego dziadka siedzącego z laseczką na ławce i jedno przez drugie wołają:
- A ten dziadku? A ten? A ten też?
- No jasne - odpowiada z uśmiechem mężczyzna. Nie widzicie jaki ma piękny ogon jak paw i takie gęsto futro dookoła szyi jak lew?
Pojęcia nie mam o co chodzi, ale podejrzewam, że jak to typowe dzieci zaraz przybiegną oblec psa ze wszystkich stron celem miziania. Nie mam nic przeciwko. Morfina tym bardziej, więc zbliżając się powoli w ich stronę, nastawiam się już na inwazję małych rączek.
Dzieci jednak nie biegną w naszą stronę, a zamiast tego odsuwają się na boki chodnika, ustępując psu miejsca i kiedy przechodzimy zaczynają mu się kłaniać. Dziewczynki dygają na kolano, chłopcy robią pełny skłon.
Jestem tak zdezorientowana, że przez chwilę myślę, że to bardzo realistyczny i dziwny sen.
Po ukłonach, dziewczynka w sukience (która przed zabawą na trawie na pewno była biała) podchodzi do mnie i pyta najcichszym głosikiem jaki kiedykolwiek słyszałam:
- Proszę pani, a czy można pogłaskać pieska? Czy piesek się zgodzi?
- Pewnie - odpowiadam, bo mała jest tak słodka w tej kiecuni, że można dostać cukrzycy. Dziewczynka daje znak reszcie i dzieci powoli podchodzą do psa. W życiu nie widziałam tak opanowanych kilkulatków.
- A piesek na pewno pozwoli się pogłaskać? - upewnia się dziewczynka - Czy on na pewno chce?
- Ten piesek zawsze chce się głaskać - odpowiadam i dzieci bardzo delikatnie zaczynają głaskać psa po bokach. Żadne nawet nie zbliża się do głowy, uszu, czy ogona. Morfinie obojętne jest miejsce dotyku ponieważ nauczona została, że każdy kontakt z ręką to dobry kontakt. Pracowała zarówno z dziećmi niepełnosprawnymi ruchowo, jak i umysłowo.
Ktoś jednak (bardzo słusznie zresztą) musiał uświadomić młodocianych, że obcego psa nie należy dotykać po głowie, a najbezpieczniejsze są boki i szyja.
Dzieciaki po chwili mizianek dziękują mi, ponownie kłaniają się psu i odchodzą do piaskownicy, zabierając ze sobą porzucone wcześniej na trawie grabki i łopatki.
Tak dobrze wychowane dzieci to rzadkość, ale zastanawiające dla mnie są te pokłony, więc podchodzę do starszego mężczyzny urzędującego na ławce i zagajam:
- Przepraszam? Jestem pełna podziwu dla zachowania dzieci, naprawdę mają świetne podejście do zwierząt, ale o co chodzi z tymi ukłonami?
Mężczyzna uśmiecha się i mówi:
- Oglądaliśmy ostatnio taki film dla dzieci. Animowany. Coś o Corgi i królowej.
- "Corgi, psiak Królowej"? - wtrącam, bo również słyszałam o tej bajce.
- Chyba tak. No i dzieciaki pytały mnie czy te pieski to tak naprawdę w zamku mieszkają razem z Królową i czy to są takie królewskie psy. No to im odpowiedziałem, że tak, że pieski tej rasy są trzymane przez Królową i że jest ich miłośniczką. No to mnie młodzi spytali czy w takim razie to są jakby takie książęta. Odpowiedziałem, że tak jakby, bo dzieciom ciężko niektóre rzeczy wytłumaczyć, zwłaszcza, że u nas rządy wyglądają inaczej. Wtedy spytali czy są jeszcze inne rasy królewskie. To im odpowiedziałem, że dawniej wielu królów hodowało swoje linie psów i trzymane one były na zamku. Dzieciaki zaczęły mnie pytać na spacerach o każdego jednego psa czy to królewski pies, czy nie. Taką zabawę sobie zrobiłem, bo to tak śmiesznie wygląda jak one się ustawiają w rządku i kłaniają przed losowymi psami, a nieświadomi ludzie nie wiedzą czy to do nich i o co właściwie chodzi. Ich miny są takie bezbłędne! - odpowiada mężczyzna - I tak to trwa już z trzy dni. Czasem im mówię - tak to pies królewski, a czasem - nie, ten jest zwykły. Nawet tych ras czasem nie znam, albo to może być zwykły kundelek, ale bardzo ładny. A one to wszystko łykają jak małe pelikanki. Gdzieś podpatrzyły w jakiejś bajce, albo filmie, że przed członkami rodziny królewskiej należy się kłaniać i tak się kłaniają każdemu psu o którym powiem, że jest królewski jak te Corgi z bajki. Pani ile ja mam śmiechu przy tym, to ja się nigdy tak dobrze z wnukami nie bawiłem, a swoje lata już mam - kończy dziadzio i również nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu, dziękuję mu za odpowiedź, życzę miłego dnia i odchodzę.
Tak oto mój pies stał się stworzeniem królewskim, chociaż sama Morfina chyba nie do końca zdaje sobie z tego sprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz