Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 19 grudnia 2018

Sami Pirenejczyk i problem ze smyczą

Mieszka u nas (a mówiąc "u nas" mam na myśli miasto w którym żyję) pewien pies, który zawsze wywołuje u mnie szczególny rodzaj sympatii. 
Nie zrozumcie mnie źle, wszystkie psy darzę sympatią. Każdy jeden pies na tej planecie sprawia, że moje usta układają się w rogala, a w mózgu czuję przyjemne mrowienie, o ile ten pies nie biegnie rozpędzony w moją stronę z zamiarem oderwania mi głowy od tułowia. Chociaż prawdopodobnie wtedy również  głaskałabym go w trakcie konsumpcji mojej nogi, bo mam emocjonalny problem jakim jest nieopanowana miłość do tych zwierząt.
Jednakowoż ten jeden, szczególny, wyjątkowy pies zawsze poprawia mi nastrój. W samym psie nie ma może nic wyjątkowego. Jest wielki, wspaniały, puchaty i jest Pirenejczykiem o imieniu Sami. To co mnie ujmuje i sprawia, że dostaję skurczów przepony to sposób w jaki ten pies wyprowadza swoich właścicieli na spacer. Miód na serce.
Pies mieszka w domu z ogródkiem, ale jako że właściciele niedawno go adoptowali i starają się zapewnić futrowi prawidłowy rozwój, zabierają go dwa razy dziennie na długi spacer. Tak właściwie, to on zabiera ich, ponieważ ze względu na swoją masę jest niepowstrzymany. Obroża, smycz, szelki, kantar? Nic to, kiedy wystarczy pociągnąć mocniej i problem znika. Słonik został prawdopodobnie przygarnięty z miejsca, w którym nigdy wcześniej nie był wyprowadzany poza teren. Przemawia za tym fakt, że psiaka ekscytuje dosłownie wszystko i musi sobie każdy obiekt obejrzeć z bliska.
Biedak zapewne sam nie czuje swojej siły, którą wkłada w sprawienie, by jego właściciel sunął za nim jak na nartach wodnych, pełen niemocy. Mężczyzna jakoś sobie jeszcze radzi z hipciem i po małym surfingu zazwyczaj udaje mu się namówić niedźwiadka do zatrzymania się czy skrętu, natomiast czasem z psem wychodzi drobna narzeczona. Był czas, kiedy nawet próbowała, ale kolos zachowywał się jakby na drugim końcu smyczy było tylko powietrze. Dziewczyna przybrała raz taktykę, która polegała na tym, by usiąść na ulicy i zatrzymać psa swoją masą i siłą tarcia. Ten jednak przetarł kobietą asfalt i wydawało się że nawet tego nie poczuł, bo po wszystkim rozejrzał się i widząc swoją rozłożoną właścicielkę podszedł do niej zaniepokojony, by polizać ją po twarzy.
Piekące pośladki i zdarta przednia część ciała zmotywowały dziewczynę do innej strategii, jaką było chodzenie za psem gdziekolwiek postanowi pójść. Tak było bezpieczniej.
Mężczyzna próbuje uczyć wielkoluda chodzenia przy nodze i reagowania na sygnały, ale póki co misiek nauczył się tylko, że jak ktoś głośno i histerycznie krzyczy "stój", to należy się zatrzymać, bo chcą mu wręczyć ciastko. Jak dla mnie, wygląda to na progres.
Pies sam w sobie jest nieszkodliwy. To łagodny olbrzym, który lubi wszystko wąchać, a kiedy coś go atakuje to patrzy z podziwem i spokojem statuy, analizując tą skomplikowaną zagwozdkę. Często również siada, patrzy na psa i jego właściciela, jakby chciał mu powiedzieć "Przepraszam, ten piesek się zepsuł, ale to nie ja. Ja go nawet nie dotykałem".
Ku mojej radości wczoraj ujrzałam go ponownie, jak przeciągał właścicielkę na drugą stronę chodnika, by obejrzeć sobie z bliska znak drogowy. Dziewczyna zaparła się tyłem, ze smyczą przewieszoną przez ramię, chcąc pociągnąć psa w drugą stronę, ale efekt był tylko taki, że robiła moonwalk bez poruszania nogami. Jackson byłby dumny. 
Pies podszedł do znaku i zaczął się w niego wpatrywać. Z bliska widocznie wyglądał inaczej, bo badał go dobre dziesięć minut, dopóki nie zauważył kolejnego znaku, do którego również musiał podejść, bo ten był nieco inny. Sami nie węszył, ani nie obchodził znaku. Po prostu przed nim stał i z uśmiechem się w niego wpatrywał. Byłam bardzo ciekawa co sobie teraz myśli. Do psa podbiegła mała dziewczynka i stając w bezpiecznej odległości spytała najsłodszym głosem jakim tylko mogła:
- A czy można pogłaskać pieska, nie gryzie? -
- Można, tylko musisz uważać, bo jest duży i może Ci niechcący zrobić krzywdę -
Dziewczynka podeszła i zaczęła głaskać olbrzyma, który wyczuwając dziecko usiadł jak zaczarowany i zaczął szalenie merdać ogonem. Podczas kiedy matka dziewczynki rozmawiała z właścicielką Pireneja, dziecko niepostrzeżenie wyciągnęło smycz z kobiecej ręki i zaczęło spacerować między krzakami. Kiedy kobiety zorientowały się co się stało ruszyły małej na pomoc, póki pies nie zdążył jeszcze przejechać jej twarzyczką po chodniku jak szmacianą lalką. Zatrzymały się jednak i zaczęły przyglądać, jak dziewczynka podchodzi do sopli, zbiera je, pokazuje Samiemu i podchodzi do następnych. Pies szedł za nią jak w hipnozie. Pilnując, by smycz była luźna stawiał ostrożnie kroki i podążał za dzieckiem jak dobrze wyszkolony polarny niedźwiadek.
Właścicielka psa nie dowierzała sytuacji do tego stopnia, że zaczęła zdarzenie nagrywać. Szczerze mówiąc, nawet ja zatrzymałam się z Morfiną żeby popatrzeć na to niecodzienne zjawisko. Kiedy dziecko przestało bawić się już w obrywanie sopli, wróciło do matki, oddało smycz zszokowanej kobiecie i zaczęła oglądać z zainteresowaniem łapy psa. Psi ogon w tym czasie nie przestawał się poruszać.
Na pytanie jak to zrobiła, wzruszyła tylko ramionami nie wiedząc kompletnie o czym mówią kobiety. Kiedy nowi znajomi rozdzielili się i Sami stracił dziecko z oczu, jego wzrok przykuła krzywa gałąź i postanowił podejść do niej mimo protestów i zapierania się właścicielki.
Pies najwidoczniej miał wcześniej kontakt z dziećmi i był nauczony wobec nich delikatności, jednak nie stosował tej zasady w stosunku do dorosłych, czego na pewno bardzo żałowała płynąca za Samim kobieta na drugim końcu smyczy.
Mam wrażenie, że dzieci sąsiadów będą wynajmowane do prowadzenia wielkoluda, podczas jego psich przechadzek. Oczywiście pod opieką dorosłych. Ta smycz musi być trzymana przez małego człowieka.
Tak najwidoczniej zadecydował Sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz