Piąta rano. Miejski park. Mgła, że nie widać własnego psa, który krąży gdzieś w tym mleku i węszy po ośnieżonej trawie. Cisza. W tle niesie się czyjś cichy głos. Z każdym krokiem jest coraz głośniejszy.
- Bigos! - słyszę w oddali i robię się głodna.
- Bigooos! -
Jeśli ktoś tu rozstawił budkę z jedzeniem będę przeszczęśliwa. Podchodzę bliżej i między drzewami dostrzegam człowieka, opatulonego w kurtkę, szalik i czapkę tak samo jak ja. Niestety stoi bez jedzenia. Szkoda.
- Bigos! - krzyczy ponownie - Gdzie jesteś łajzo! -
Między drzewami pomyka coś białego, ledwo zauważalnego. Można by pomyśleć, że to duch, jednak stanowczo nie przypomina bigosu.
Mężczyzna w dłoni trzyma smycz. No tak, bigos to pies. A już mi narobił smaka.
Zza wzniesienia wyłania się cień. Nie ten sam co przemykał się między drzewami, ten jest dużo większy.
- Bigos? - pyta z nadzieją człowiek
- Nie - odpowiada drugi mężczyzna i zaczyna się śmiać - Pan też szuka psa? -
- Tak, pan też? -
- Pewnie się razem bawią gdzieś w tej mgle. Poważnie Bigos? -
- No bo widzi pan, początkowo to był Boguś, jednak młodsze dziecko miało jakiś dziwny problem i cały czas wołało Bigoś zamiast Boguś. No to już został Bigoś, który z czasem zmienił się w Bigos -
- Nieźle, o tam są, widzę ich. Rogal! Rogal do mnie -
Pierwszy z mężczyzn spogląda nieufnie na drugiego, myśląc że ten się z niego nabija. Po chwili orientuje się jednak że to zwykły zbieg okoliczności.
- Rogal? - pyta.
- Co pan chce, musi być pieczywko do bigosu. Dostał Rogal, bo jak był mały to się non stop szczerzył, czyli miał rogala nie? -
- No ma to sens -
Psy zauważają ludzi i decydują się jednak do nich podbiec.
- Zaraz, to nie jest Bigos - stwierdza mężczyzna macając puchaty ogon.
- To moje! - krzyczę i podchodzę bliżej
- Tak właśnie mi coś objętość nie pasowała - odpowiada właściciel Bigosu i oswobadza sukę, która jednak nie ma zamiaru nigdzie się ruszyć. Człowiek dotknął, więc człowiek musi pomiziać. Takie są zasady.
- Chyba mnie lubi -
- Ona ma taką przypadłość, że wszystkich lubi -
- Kto jest dobrym pieseczkiem? Posmyrać pieseczka? -
Księżniczce więcej nie trzeba, zaczyna wić się na śniegu tworząc coś na wzór aniołka ze zdeformowaną głową i popiskując radośnie. Przywołany niepokojącymi dźwiękami do właściciela wraca Bigos, cały w błocie. Pies patrzy z zazdrością na sukę i spogląda na swojego pana. Zdrada. A tylko na chwilę go zostawił.
- Bigos jak Ty wyglądasz! Gdzie Ty w tym śniegu znalazłeś kałużę? -
- Chyba się panu Bigos przypalił - śmieszkuje drugi z mężczyzn zapinając swojego Rogala - Niech pan ma nadzieję, że to błoto -
- Pan mi nawet nie mówi takich rzeczy, ja go dopiero trzy dni temu kąpałem -
Muszę już wracać. Głupio trochę teraz ją wołać. Pomyślą, że się nabijam. No trudno, inaczej nie przyjdzie.
- Chodź Morfina, idziemy już -
Mężczyźni zamierają i spoglądają na mnie zdezorientowani.
- Żona mi nie uwierzy - stwierdza jeden z nich, otrzepując Bigosa z grudek błota.
- Wie pan czego nam brakuje? Grzybka. Co to za Bigos bez Grzybka? -
- Znając moje szczęście zaraz przybiegnie pies, który się tak nazywa -
Grzybka chyba nie znaleźli, ale w stronę parku kierowała się właśnie właścicielka Muchy - małego Yorka. Chyba ciągnęła do zaprawionego Bigosu.
Nie chciałam psuć panom niespodzianki, ale odeszłam z nadzieją, że natkną się na kobietę i wymienią swoimi kulinarnymi spostrzeżeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz