Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 20 grudnia 2018

Ja zepsuję, a Ty napraw!

Morfina w swej uroczości przynosi mi czasem przedmioty do naprawy, jakbym była działem reklamacji. Piłki bez sznurka, pluszaki z oderwanym uchem, śrubki wykręcone ze stojaka na miski, wszystko co uszkodzone wędruje w psim pysku, żeby trafić w moje ręce.
Princessa uznała najwyraźniej, że przeciwstawne kciuki służą ludziom głównie do otwierania puszek, miziania za uchem i reperowania jej zniszczonych gratów.
Pewnego dnia, kiedy piszczenie w pokoju nagle ucichło i usłyszałam odgłos zbliżających się psich łapek, wiedziałam już że coś się stało. Psisko przyniosło piłkę piszczusię i z oburzeniem spojrzało na mnie, jakby chciało powiedzieć "Bezczelna, przestała nagle piszczeć!". Okazało się, że w piłce przesunął się wentylek z gwizdkiem i po wsunięciu go na właściwe miejsce pies dalej mógł maltretować moje biedne uszy wysokimi dźwiękami.
Tym razem sucz przyszła do mnie jednak z większym problemem. Młoda stanęła przede mną z winą wymalowaną na mordce i połową gumowej zabawki w pysku.
"Napraw!" wołały smutne oczy, "Samo odpadło, przysięgam, nie wiem jak to się stało. Poza tym niechcący i on zaczął pierwszy".
Takiego uszkodzenia nie dało się naprawić, guma była przepołowiona, a druga część zabawki zapewne walała się gdzieś na podłodze. Kiedy wyciągnęłam przedmiot z psiego pyska Morfina natychmiast udała się po resztę rozerwanego nieszczęścia. Najwyraźniej uznała, że dokonam cudu złączenia i potrzebna mi będzie też druga połowa.
Cudu dokonać się nie udało, ale przezorna właścicielka zawsze ma zapas kilku takich samych zabawek. Jestem twierdzenia, że nawet jeśli ich nie wykorzystam, to zawsze mogę je komuś podarować, więc jedna z moich szuflad zapchana jest kopiami sznurków i gumowych hamburgerów. Schowałam zepsutą zabawkę, wyciągnęłam nową, identyczną, tylko że w innym kolorze (co psu, który z kolorami ma ciężko nie przeszkadza to wcale) i wręczyłam Morfinie "naprawione" dzieło. 
Merdanie ogona i wzrok uznania zapewniło mnie, że Morświn jest mi wdzięczny i uznaje mnie za cudotwórcę, który naprawi dosłownie wszystko.
Wyobrażam sobie jednak rozczarowanie zwierza, który kiedyś, psując jakąś zabawkę której duplikatu nie posiadam odkryje smutną prawdę i nauczy się że nie wszystko w życiu da się naprawić, a niektóre błędy ciągną się za ogonem latami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz