Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Wujek Ryszard

Każdy ma w rodzinie kogoś takiego, że jak się go słucha to IQ spada o 50, ale mimo wszystko zapraszany jest na święta czy uroczystości bo jednak wypada. Trzeba się wtedy nastawić na długie godziny polemiki, albo słuchanie w ciszy wywodów na tematy, na które dana osoba nie ma tak właściwie pojęcia.
U mnie takim przypadkiem jest wujek Ryszard. Mam wrażenie, że nawet jego żona włączyła sobie słuchanie wybiórcze i odpowiada odruchowo wcale nie skupiając się na tym o czym mówi jej mąż. Nie mam jej tego za złe, to idealna taktyka przetrwania w takich sytuacjach.
Wujek Ryszard krótko mówiąc zna się na wszystkim, a po kilku głębszych to potrafiłby naprawić i rakietę kosmiczną. Jest też mistrzem tańca techniką piwnego brzuszka, a na parkiecie wychodzi z niego zwierzę. Często w swej doskonałości zapomina jednak, że tańczył z partnerką. Wiruje więc sam w kolejności brzuch-czoło-reszta ciała dopóki nie zorientuje się, że "Gdzieś się podziała jego Jadziunia."
Jakiś tydzień temu wujostwo ze strony mamy obchodziło 10 rocznicę ślubu. Urządzono więc huczną imprezę i zaproszono rodzinę mieszkającą bliżej (zaproszenie całej wiązałoby się z koniecznością zamówienia przynajmniej czterech takich sal). Zaproszenie otrzymał również wujek Ryszard.
Pomijając półgodzinne cmokanie w policzek i setne z kolei "Aleś Ty wyrosła, masz jakiegoś kawalera?" chociaż część z nich widziała mnie najdalej miesiąc temu przeszliśmy do części jadalnej i podany został rosołek. Siorbiąc wywar z kurzych zwłok wujo poczuł się w potrzebie by oświecić wszystkich tematem swojego stolca o dziwnej konsystencji i uraczeni zostaliśmy jego historią przeciekających bokserek i nocnych "mokropierdów". Mnie to nie rusza, ja jestem odporna. Jako technik weterynarii byłam w stanie opróżnić krowie jelita, umyć ręce i iść zjeść kanapkę, ale część rodziny miała większy problem żeby przełknąć zawartość talerza. Po drugim daniu temat uległ zmianie i dziwnym trafem zeszło na zwierzęta. Ktoś z rodziny palnął, że mam w tym temacie jakieś doświadczenie i nim się obejrzałam stałam się głównym partnerem do rozmów wujka Ryszarda. Miałam ochotę utopić w soku Judasza który mnie wydał. Było to oczywiste rzucenie ofiary, by reszta mogła odpocząć.
Oprócz takich oczywistości jak to, że sterylizując psa zrobiłam mu największą krzywdę, bo suka powinna przynajmniej raz mieć potomstwo dowiedziałam się również, że surowe mięso powoduje agresję, pies powinien jeść głównie kości i absolutnie nie spać w tym samym pokoju co ja, bo może w nocy zagryźć. Padło również tradycyjne "Szczury przenoszą choroby, takie jak dżumę" i wiele innych mądrości, ale wyłączyłam się gdzieś tak między "Szczeniaka trzeba trzymać w ciemności i przyzwyczajać tylko do jednej osoby", a "Agresywnego psa trzeba ugryźć w ucho". Całość wykładu można było określić krótkim "Jak z*ebać zwierzętom socjal i behawior w dwa dni".
Na początku jeszcze walczyłam. Wysuwałam naukowe argumenty przeciw tym bzdurom, ale jak można walczyć z "Tak robili nasi przodkowie i się sprawdzało, to jak mogli nie mieć racji"? Na odpowiedź, że przodkowie biegali z dzidami i sami łapali sobie jedzenie wujek nie porzucił jednak śledzia w śmietanie i nie przeszedł się nad jezioro by samemu złapać rybę. Widocznie takie przykazania działały tylko wybiórczo, jak słuch jego żony.
Kiedy ból głowy zaczynał uruchamiać we mnie żądze mordu przeprosiłam grzecznie rozmówcę i wymknęłam się do toalety, gdzie w kontemplacji spędziłam następne 15 minut patrząc w lustro i licząc kafelki. Kiedy wróciłam wujek rozmawiał już o wulkanach z innym członkiem rodziny, który również szukał wybawienia w najbliższym otoczeniu.
Cóż, na mnie nie miał co liczyć ja zaliczyłam swoją dzienną dawkę wiedzy ogólnej i powszechnie znanej. Z pomocą przyszła żona gaduły, która dolewając mu do kieliszka kolejne shoty uciszyła męża w trybie przyspieszonym i po kilku tańcach ogłuszonego niedźwiedzia wujcio zasnął na stole snem głębokim i niezmąconym, gdzie pewnie dalej prawił swe mądrości, ale już nie uprzykrzając nimi życia swym ludzkim braciom.
Rodziny się nie wybiera, ale podziwiam jego żonę bo ona wpisała się na ten wykład dobrowolnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz