Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 3 kwietnia 2019

Nocny alarm

Trzecia w nocy. Nie śpię. Właściwie zapominam już co to sen. Lista zadań nie ma końca i nieistotne jak bardzo staram się je wykonać co chwila dochodzą nowe paląc moje nadzieje, że kiedyś dotrę do mety.
Już wiem jak czuł się Herakles w stajni Augiasza, lub Syzyf taszczący na górę swój kamień.
W pokoju obok dzwoni dzwonek napędzany psią łapą. Czas więc na spacer.
Zarzucam kurtkę na piżamę i wychodzę z puchatą potworą na zewnątrz. Spacerujemy dłuższą chwilę, ale widząc bezowocność działań wracam do domu. Fałszywy alarm. Jestem w trakcie ściągania drugiego buta, kiedy dzwonek odzywa się ponownie.
Czyżby czerwony alarm
Pies nie wygląda jakby był w potrzebie, ale zakładam ponownie obuwie na wypadek gdyby jednak wezbrały fale i nieprzychylnie szumiały wody. Zwierz kołuje w pobliżu krzaków, zamiata ogonem i szczerzy się do gałęzi. Żadna materia nie opuszcza jej puchatego ciała, więc przerywam jej podrywanie buszu i wracamy ponownie na klatkę. Morświn wpada do domu i patrząc mi głęboko w oczy siada przy dzwonku.
- Ani mi się waż, nic Ci się nie chce - mówię, lecz córka anarchii już uderza z uśmiechem w narzędzie zagłady.
Sama jestem sobie winna, stworzyłam potwora.
*dzyń* *dzyń*
- Morfina byłaś dwa razy i dobrze wiem, że Ci się nie chce.
*dzyń*
- Kojarzysz tę bajkę o chłopcu, który wołał "wilk"? Wiesz jak to się skończyło?
*dzyń*
- Chłopaka w końcu zeżarło.
*dzyń* *dzyń*
- Dobra wyjdziemy, ale ostatni raz. Jeśli jeszcze raz zadzwonisz bez potrzeby odbiorę Ci przywilej dzwonka.
Ta bajka ma jeden mankament. Niezależnie od tego ile razy chłopiec bezzasadnie wołałby "wilk" matka i tak by przybiegła. Za dziesiątym razem, setnym i tysięcznym, bo chociaż dzieciak to kretyn, to jest to jej kretyn którego sama urodziła.
Tym razem spacerujemy dłużej. Piętnaście minut, pół godziny, czterdzieści minut. Może to co pobudza mechanizm łapa-dzwonek musi się trochę rozruszać.
Morświn ma jednak gdzieś zasady, Morświn tańcuje przy krzakach i usiłuje coś od nich wynegocjować. Przyglądam się roślinności i kiedy zbliżam się znacząco do buszyku psi ogon uderza energicznie na boki.
Sąsiedzi i tak mają mnie już za wariatkę, co mi szkodzi wymolestować krzaki o 4 nad ranem. Po przeszukaniu żywopłotu wyciągam z niego smoczek. Morfina piszczy i podskakuje. Dla świętego spokoju zabieram smoczek, by dołączyć go do dziwnej psiej kolekcji i kieruję się w stronę domu.
Pies buntuje się przy schodach i widać, że jeszcze nie skończył. Świnkowy nos kieruje się na trawnik po przeciwnej stronie ulicy. Człapię za psem w kurtce, czapce i piżamie i rozglądam się po zasłoniętych oknach. Ludzie jeszcze śpią, a ja szukam z psem skarbów o 4 nad ranem, mając do zrobienia jeszcze trzy projekty na dziesiątą. Co jest nie tak z moim życiem?
Psia łapa kopie w trawie i daje sygnały, że mam się łaskawie schylić i pomóc jej w tym co robi.
Znajduję drugi smoczek.
Puchaty radar nie wykrywa w okolicy więcej dziecięcych zgubisk, więc finalnie udaje mi się wprowadzić psa na schody, a następnie do domu i nie uruchomić systemu wczesnego ostrzegania pod postacią dzwonka.
Gdyby ktoś pytał Morfina traktuje swoje hobby bardzo poważnie.



1 komentarz: