Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 24 kwietnia 2019

Pewien psycholog zadał pytanie o życiu...

Kiedyś pewien psycholog zadał grupie ludzi pytanie jakie podejście do życia jest najlepsze.

  • Czy lepiej być pesymistą i ewentualnie dać się mile zaskoczyć,
  • Czy lepiej być optymistą i ewentualnie się rozczarować.
- Oczywiście - powiedział - Najlepiej być realistą i przyjąć, że życie ma zarówno jasne jak i ciemne strony. Że czasem jest gorzkie, a czasem słodkie. Ja jednak celowo nie daję Wam takiej opcji żebyście byli zmuszeni się określić, a nie uciekali na bok. Chcę wiedzieć ilu z Was skłania się ku optymizmowi, a ilu ku pesymizmowi. Nie będziecie za to oceniani, to tylko mały test żeby potwierdzić moją teorię.
Ludzie podzielili się więc na dwie grupy.
Sala okazała się być pełna pesymistów, co o dziwo nie zaskoczyło psychologa.
- Tak myślałem - odparł kiedy ujrzał, że przeważająca jest grupa która woli dać się mile zaskoczyć - Wiecie robię ten test już szósty raz i tylko raz wynik był inny niż oczekiwałem. Na sali znajdowały się wtedy dzieci i pytanie było sformułowane inaczej, ale tak żeby miało to samo znaczenie. Wiecie dlaczego tak jest? Poza faktem, że zmusiłem Was do wyboru i nie dałem niczego pośrodku. To dzieci są bardziej naiwne. My dorośli też jesteśmy, ale wydaje nam się, że nie. Twierdzimy, że jesteśmy bardziej dojrzali i nawet jeśli popełniamy błędy to jest ich dużo mniej. Myślimy, że mamy kontrolę. Przeraża nas pomysł, że mogłoby być inaczej. Dzieci wolą być szczęśliwe i myśleć pozytywnie, nawet jeśli skutkiem będzie rozczarowanie i płacz, bo ich największy problem przed jakim mogą być postawione i jaki mogą sobie wyobrazić tak naprawdę jest dla nas żadnym problemem. W tym właśnie tkwi naiwność. Wierzą, że widziały już wszystko i wybierają rozczarowania z puli którą znają. Mogą nie dostać tego czego pragnęły, albo dostać to później ale w większości ich czas mija na przyjemnych wspomnieniach. Z dorosłymi jest inaczej, no bo które dziecko zacznie się zastanawiać czy w przyszłości będzie miało co jeść, czy nie wybuchnie wojna, albo czy nie wyleci z pracy i będzie zmuszone zamieszkać na ulicy? Żadne. Te problemy dla nich jeszcze nie istnieją, nie zdają sobie z nich sprawy. My natomiast już tak. Wiecie, że opcja którą wybrała większość z Was ma specjalną nazwę? To cherofobia. A cóż to jest? Brzmi groźnie. Jest to lęk przed byciem szczęśliwym. Tak, istnieje coś takiego. W skrajnych przypadkach wymaga naszej - psychologów interwencji, ale tak naprawdę występuje w swojej lekkiej formie dość pospolicie. Cherofobia to taki mały kuzyn depresji. Ktoś kto ma cherofobię nie jest smutny cały czas, po prostu unika działań które mogą przynieść mu szczęście. Czasem nawet niecelowo. Dlaczego? Ponieważ myśli, że za szczęście płaci się wysoką cenę. Że jeśli zbyt długo wszystko idzie jak po maśle, to zaraz spadnie na głowę jakieś wielkie zło, dużo cięższe do udźwignięcia jeśli się je straci z oczu. Takie osoby czują, że to szczęście nie potrwa długo, więc lepiej się do niego nie przyzwyczajać i myśleć w ciemniejszych barwach. Jeśli zakłada się pesymistyczny scenariusz, to każde zaskoczenie czymś miłym będzie fajnym doświadczeniem. Dużo lepszym niż rozczarowanie kiedy się na coś pozytywnie nakręcimy. Niektórzy dobrze znoszą porażki i są one dla nich motywujące. Nakręcają ich do działania i sprawiają, że wracają silniejsi niż byli. Inni przy każdym potknięciu i błędzie stają się słabsi. Ciężko im się podnieść i tracą motywację do działania. Ja na przykład znajduję się w tej grupie. Chciałbym żeby było inaczej, ale niestety. Z każdym rozczarowaniem i porażką tracę siłę i wolę na robienie czegoś lepszego, na poprawienie siebie. Kopa dają mi natomiast sukcesy, nawet te małe. Żadna z opcji które wybraliście tak naprawdę nie jest zła czy gorsza od drugiej. To sposób w jaki patrzymy na świat. Wiele zależy od tego czy motywują nas porażki, czy sukcesy. Realizm zakłada istnienie obu. Fakt, że czasem coś nam wyjdzie, a czasem nie oraz, że następstwa tych działań nie muszą być ze sobą powiązane. Wolimy być troszkę bardziej pesymistami, bo upadek z małej wysokości boli mniej, a nasze oczekiwania i fantazje mogą sięgać bardzo wysoko, przez co są niebezpieczne. Nie powinniśmy nastawiać się z góry na porażkę, ale to robimy bo tak jest wygodniej, mniej boleśnie i demotywująco. Najgorsza w działaniach jest zazdrość i porównywanie się do innych. Uwaga, będzie historia z życia. Miałem kiedyś kota, nazywał się Albert. Alberta dostałem kiedy ten miał cztery lata w spadku. Był trochę przymulony i ociężały, bo poprzednia właścicielka niemiłosiernie go spasła. Podczas odwiedzin mojego kumpla z którym z niewyjaśnionych przyczyn uwielbiałem rywalizować dowiedziałem się, że on też ma kota od niedawna i jego kot jest bardzo pojętny. Nauczył go siad, dawać łapę i przybijać piątkę. Zwierzęta były w podobnym wieku i kiedy spojrzał na Alberta widziałem w jego spojrzeniu wyzwanie. Postanowiłem, że Albert będzie lepiej wyszkolonym kotem niż jego rywal. Koty nie miały o sobie pojęcia, nie wiedziały, że startują w jakiś zawodach. Albert jednak nie współpracował, był oporny na wszelką wiedzę i zasypiał podczas tresury. Kompletnie nie docierały do niego żadne polecenia. Myślicie, że się poddałem? A skąd, tu chodziło o honor. Mój kot nie mógł być gorszy. Po morderczej pracy i upływie kilku miesięcy nauczyłem go "siad". Kot kolegi w tym czasie nauczył się jeszcze "turlaj się" i "proś". Byłem bezradny bo wiedziałem, że w życiu go nie dogonię. Jakoś tak straciłem zapał i skończyliśmy trening na dawaniu łapy i obrocie. Albert był po prostu oporny na wiedzę. Pogodziłem się z przegraną i dałem kotu spokój. Co się jednak okazało, a czego nie wiedziałem wcześniej to fakt, że Albert był głuchy jak pień. Odkryłem to w sumie przypadkiem i weterynarz potwierdził diagnozę. Do tej pory myślałem, że jest po prostu tłusty i leniwy, ale on mnie zwyczajnie nie słyszał. Dotarło do mnie, że nauczyłem głuchego kota siadać, kręcić się i podawać łapkę bez niczyjej pomocy. Miałem utrudnienie, bo na pomysł sygnałów rękami wpadłem dopiero później. Nie czułem się już jakbym przegrał, żartujecie? Wyszkoliłem głuchego kota, oczywiście że wygrałem. Byłem z siebie strasznie dumny, chwaliłem się wszystkim i wróciłem do szkolenia Alberta i uczenia go nowych sztuczek. Nie patrzyłem już na postępy drugiego kota, mój i tak był zwycięzcą. Kot był ze mną kilka lat i niestety ciężko zachorował, ale okazało się że wiele zależy od podejścia. Największym błędem jaki możemy zrobić to porównywać się do innych. Konkurencja jest fajna dopóki jest zdrowa i nie wywołuje w nas zawiści. Gdybyśmy cieszyli się z cudzych wygranych i własnych małych sukcesów życie byłoby dla nas dużo bardziej kolorowe. Nie balibyśmy się tak upadku. Co chciałbym żebyście wynieśli z tej sali kiedy już z niej wyjdziecie to nie to, że macie być szczęśliwi za wszelką cenę i widzieć wszystko w jasnych barwach bo tak Wam powiedział jakiś fagasik w garniturku. Absolutnie nie, to nie tak działa. Nikt nie jest szczęśliwy cały czas. Chciałbym tylko żebyście się tego szczęścia nie bali kiedy już przypadkiem do Was zawita. Żebyście nie podejrzewali każdego sukcesu o jakiś podstęp. Czasem złe rzeczy zdarzają się po dobrych, ale jest to przypadek, a nie wynik Waszych wcześniejszych działań. Małe szczęścia nie niosą za sobą dużej kary. Wybierzmy drogę jaką uważamy za słuszną, ale nie bądźmy dla siebie zbyt surowi kiedy zdarzy nam się łamać własne zasady. Nawet jeśli to błąd, to każdy nas czegoś uczy. Może popełnimy go drugi raz, albo nawet trzeci, ale za każdym razem jest to dla nas nowa lekcja. To czy ją przyjmiemy czy nie zależy od nas, ale jednak ta lekcja tam jest. Czasem trzeba zaakceptować fakt, że nasz kot jest ślepy i jest najlepszym kotem na świecie bo nikt tak pięknie nie podaje łapy jak on, a inne koty to sobie mogą tańczyć walca. I tak mu nie dorównają, bo startują w innej kategorii. Wszyscy startujemy w swojej własnej kategorii. No, to życzę Wam wielu sukcesów i żeby Wasze głuche koty podawały łapkę tak świetnie jak Albert, bo mój Boże był tak samo tłusty jak zdolny.
~~~~~~~~
Wykład pochodzi ze spotkania z ekspertem i jest fragmentem dyskusji na tematy suicydologiczne. Przytoczyłam wypowiedź psychologa jak najlepiej pamiętałam i za pomocą tego co udało mi się zanotować.
Patrząc na naszą ankietę, w której udział brało 67 osób (włącznie ze mną), z czego 51 opowiedziało się za opcją pesymistyczną, a tylko 16 za optymistyczną pozwolę sobie wyciągnąć wnioski iż pan psycholog miał rację.
Teraz pozostaje nam tylko znaleźć jakiegoś głuchego kota...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz