Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 13 września 2020

Co się stało z Muchą?

Bywały dni, że psy nie przychodziły do nas wcale. Odnajdywaliśmy je w lesie, ale nie podchodziły pod płot. Domyślaliśmy się, że były dokarmiane również przez innych przejezdnych i po prostu nie miały potrzeby pojawiania się na wyżerkę u nas.

Kiedy ich nieobecność trwała dłużej niż trzy dni, zaczynaliśmy się martwić. Potrafiły zjeść tyle, że właściwie pozbawiały nas posiłków innych niż ziemniaki z ogniska, ale nie mieliśmy im tego za złe. Dostawczaki z mięsem jeździły w okolicy regularnie, a nam dieta oparta głównie na bulwach nie sprawiała większego problemu.

Pewnego dnia stado wróciło po dłuższej nieobecności i zaczęło skomleć pod płotem, więc opróżniliśmy lodówkę i wytoczyliśmy na zewnątrz góry jedzenia. Wśród zgromadzonych były także psy pensjonatu, jednak brakowało tam Muchy. Suczka nie pojawiła się również następnego dnia i omijała poranne bieganie z Damianem, więc postanowiliśmy jej poszukać, w nadziei że po prostu przeniosła się bliżej rzeki i nic złego jej się nie stało. Niestety nasze poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Mucha zapadła się pod ziemię.

Któregoś poranka zobaczyliśmy mężczyznę, kręcącego się przy naszym ogrodzeniu. Miał aparycję typowego hipisa i nie ulegało wątpliwości, że należał do grupki, która przyjechała na "koncert ziemi" przy rzece.

- Możemy w czymś pomóc? - spytał Szyszek, widząc zaglądającego nam na podwórko człowieka.

- O, dzień dobry! Ja wiem, że to musi dziwnie wyglądać, że ja tak dookoła płotu skaczę, ale zauważyłem tego psa i ja go często widuję jak biega z innymi psami i takim wysokim chłopakiem - odparł mężczyzna, wskazując na śpiącą na trawie Morfinę - On tu mieszka?

- A o co chodzi?

- Bo chyba znalazłem jego pieska.

Dopiero wtedy zauważyliśmy Muchę, zaplątaną w zbyt luźną koszulę hipisa. Przybysz trzymał psa na rękach jak niemowlaka. Suczka wyglądała na zadowoloną.

- Mucha! Damian chodź tu, Mucha wróciła!

- Czyli to jednak wasze. Trochę domów obszedłem i miałem nadzieję, że coś znajomego zobaczę.

Zgromadziliśmy się przy ogrodzeniu, żeby wymiziać zgubę. Mucha merdała ogonem i lizała nas po rękach, popiskując cicho.

- Przyplątała się do naszych kamperów i podjadała kurczaka. Mam nadzieję, że jej nie zaszkodzi, ale nie mieliśmy nic dla psów, a ona tak ładnie prosiła. 

- Ona się żywi właściwie wszystkim - odparł Oli - Nic jej nie będzie po kurczaku.

- To dobrze. Miałem kiedyś dokładnie takiego samego psa. Jak ją zobaczyłem, to pomyślałem, że reinkarnacja Myszy normalnie. Tak samo się zachowuje, tak samo skomli i wciska się na kolana. Musiałem ją uśpić pół roku temu, bo męczyła się z rakiem, ale to był najukochańszy pies na świecie - rzekł mężczyzna - No to już nie zawracam głowy. Przyszedłem ją tylko oddać, bo pewnie się martwiliście gdzie jest.

- Tak właściwie to nie jest nasz pies - powiedział Damian - Nasz jest tylko ten, który leży na podwórku. To przybłędy, które ktoś porzucił w lesie, a my je tylko dokarmiamy i tak się złożyło, że się koło nas kręcą.

- To znaczy, że to nie są wasze psy?

- Nie, tak jak mówię, mamy jednego. Gdyby były nasze nie biegałyby samopas po lesie. Właściwie szukamy im domów, nie chcemy ich tu tak zostawiać, więc myśleliśmy żeby je podrzucić do jakiegoś wolnego domu tymczasowego u znajomych.

- Ją też?

- Całą czwórkę. Tyle zauważyliśmy w lesie. Dwa z nich są własnością pensjonatu, więc je musimy zostawić.

- Bo jeśli ona szuka domu... to ja mógłbym ją przygarnąć? Znam się na psach, miałem ich już kilka, mogę przejść jakąś weryfikację albo coś, ale bardzo chciałbym ją zabrać do domu. Ona też się chyba nie pogniewa. Byłaby szczęśliwa, naprawdę.

Zaprosiliśmy mężczyznę do środka i przeprowadziliśmy z nim godzinną rozmowę. Przez cały ten czas Mucha była przyklejona do kolan swojego ludzkiego towarzysza i domagała się od niego pieszczot. Można było wywnioskować, że człowiek miał pojęcie o opiece nad psem i naprawdę zależało mu na adopcji suczki, której warunki bytowe póki co sprowadzały się do żebrania po ludziach o jedzenie i sypiania na altanach opuszczonych domów. Mężczyzna opowiedział nam o swoim poprzednim psie i zapewnił, że otoczy Muchę opieką.

Już następnego dnia minęliśmy się na spacerze. Mucha maszerowała za nowym właścicielem w prowizorycznej obroży, która była połączeniem kilku plecionych bransoletek, na smyczy zrobionej z linki do mocowania bagażu. Suczka była wykąpana, bo już pierwszej nocy wcisnęła się człowiekowi do łóżka. Nie bała się zamkniętej przestrzeni kampera, nie przeszkadzała jej też plecionka na szyi i ograniczenie do prowizorycznej smyczy.

Tym szczęśliwym trafem nowy dom znalazł jeden z czterech psów, które zdecydowaliśmy się zabrać z lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz