Po rozwiązaniu pewnej "hodowli" w jego ręce trafiły cztery szczenięta, które miały być Beagle, ale przypominały bardziej Bassety. Matka zmarła przy porodzie i młode trzeba było odchować przy matce zastępczej, która akurat karmiła swoje szczenięta i zaakceptowała dodatkową czwórkę. Beaglo-Bassety były więc wychowywane przez Dalmatynkę i kotkę, która nadzorowała czy żadne z młodych nie zapuszcza się zbyt daleko od źródła mleka.
Kiedy maluchy podrosły, nadano im imiona na "B" (poczucie humoru właściciela psiej mamki, który stwierdził, że z miotu "B" szczeniaki co prawda nie pochodziły, ale skoro nie wiadomo jakiej dokładnie były rasy, to mogła to być jakaś rasa na "B").
Borys, Benia, Bryś i Basia zostali przetransportowani do domu tymczasowego i tam spędzili kilka kolejnych miesięcy, machając swoimi słodkimi, za dużymi na ich małe główki uszami. Szczeniaki były urocze, lecz z niewiadomych przyczyn nie przyciągały wielu chętnych, a Ci, którzy już pojawiali się na rozmowach, szybko z nich rezygnowali. Maluchy były niesforne i należało mieć je na oku przez całą dobę, inaczej niszczyły, demolowały i zjadały wszystko co znalazły na swojej drodze. Kilku kandydatów na właścicieli zostało odrzuconych, a kilku wycofało się samych.
Właściciel domu tymczasowego nie wiedział co robić. Reklamował szczeniaki najlepiej jak potrafił, ale psie rodzeństwo nie pomagało mu w tym trudnym zadaniu. Maluchy nie lubiły też być rozdzielane. Przestawały wtedy jeść i stawały się apatyczne, nawet kiedy znikał tylko jeden z braci. Jest bardzo mało osób, chcących zaadoptować na raz aż cztery psy, ale mężczyzna liczył na cud. Czekając na właściwego człowieka, starał się też utemperować trochę charakterek szczeniąt i ich destrukcyjne zapędy.
Kiedy wychodził z domu musiał zabierać pieski ze sobą, ponieważ wyrządzały w swoim otoczeniu niewyobrażalne szkody, oraz demoralizowały inne psy przebywające w tamtym czasie w domu tymczasowym.
Mijały miesiące i chociaż psiaki z dnia na dzień stawały się coraz grzeczniejsze, dalej nie było na nie chętnych.
Ich opiekun nadał im pseudonimy: "Zostaw", "Wypluj", "Chodź" i "Nie", ponieważ tych wyrazów używał najczęściej w odniesieniu do szczeniąt i z czasem zaczęły one zastępować poprzednio nadane im imiona.
Po kastracji całej czwórki, mężczyzna został postawiony przed decyzją - oddać pieski do schroniska, czy dalej próbować znaleźć im dom, w międzyczasie oferując swój własny. Zdecydował, że nie może pozbyć się sierotek i pełen nadziei, że ktoś w końcu się po nie zgłosi, zabrał je do domu.
Psy, jak większość podrzutków z pseudohodowli zaczęły przejawiać problemy zdrowotne.
"Nie", oraz "Chodź" miały problemy z nerkami, "Wypluj" miewał ciągłe problemy z przewodem słuchowym wewnętrznym, a u "Zostaw" wykryto dysplazję stawu łokciowego.
Podrostki zostały poddane leczeniu i rehabilitacji. Mężczyzna codziennie wnosił po schodach "Zostaw", kiedy przez zabieg kazano mu ograniczyć ruch, pilnował diety "Nie" i "Chodź", oraz wmasowywał w ucho "Wypluj" weterynaryjne specyfiki. Jeszcze nigdy nie miał u siebie tak wymagających drobiazgów, ale nie miał im tego za złe. Opiekun nie żalił się i nie skarżył, ponieważ wierzył, że pewnego dnia psy wyjdą na prostą i znajdą kochające domy.
Obecnie Beaglo-Bessety mają już cztery lata i zostały zaadoptowane przez swojego pierwotnego opiekuna. Ich dom tymczasowy stał się ich domem stałym. Mężczyźnie nie udało się znaleźć im nowych właścicieli, więc sam przejął tę funkcję i teraz nie wyobraża sobie życia bez wesołej gromadki z przerośniętymi uszami. Ich problemy zdrowotne nie zniknęły całkowicie, ale zostały opanowane i nie utrudniają psom życia.
Właściciel został przy nietypowych imionach by móc na spacerze, czy u weterynarza podziwiać zdezorientowanych ludzi, kiedy nawoływał wszystkie psy.
Za każdym razem brzmiało to tak, jakby miał rozdwojenie jaźni i zespół Tourette'a w jednym. Otoczenie miało go za wariata, lecz on sam się za niego uważał i nie próbował tego zmienić. W końcu kto normalny trzyma w domu taką ilość psów, wydając te zdrowe nowym właścicielom, a uszkodzone zostawiając sobie?
Imiona psów przypominały mu nie tylko o trudnej i wyboistej drodze jaką przeszły szczeniaki, ale i o progresie jaki zrobiły zwierzęta. To wszystko nie miałoby takiego finału, gdyby nie jego ciężka praca, wielkie serce i poświęcony czas. O przeszłości nie należało zapominać. Należało na nią spoglądać, analizować ją i doceniać to, co zrobiło się by przyszłość była od niej lepsza.
"Zostaw", "Wypluj", "Chodź" i "Nie" nie miały dobrego startu, ale ich historia dopiero się rozpoczynała, a ich właściciel robił wszystko, by została ona napisana jak najlepiej... odrobinę się przy tym bawiąc.
Z takimi imionami uszatki mogły być skazane już tylko na sukces.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz