Pogoda morduje wszystko co nie zdoła skryć się w cieniu, więc przemieszczam się ze Świniakiem pod koronami drzew. Pies wlecze się za mną w samej obroży. Futro nie pomaga jej w przetrwaniu. Robimy wiele przerw na pojenie i bardzo powoli przesuwamy się do przodu.
Na ławkach rozpuszczają się ludzie, dla których taka temperatura to terror w czystej postaci.
Mijamy małego psiaka, siedzącego obok swojego właściciela przy ławce. Zwierzę również nie ma na sobie smyczy. Morfina człapie obok mojej nogi, dysząc i nie zwracając uwagi na otoczenie. Zwierz szuka ławki i to jest teraz jej główny cel.
- Leya iaaa uaauueeje! - dobiega mnie głos z ławki i zastanawiam się czy zupełnie usmażyło mi już mózg, czy jakiś szaman w desperacji postanowił wezwać deszcz.
Spoglądam w dół i widzę małego psiaka, który podbiegł do Morfiny i rozpłaszczył się przed nią na chodniku. Duża i puchata nie pozostaje drobince dłużna i również układa swoje cielsko na ziemi. Teraz oba psy patrzą sobie w oczy i merdają do siebie z poziomu.
- Leya nie! - woła psa mężczyzna z ławki - To pies prawda? - dodaje i dochodzi do mnie, że to pytanie skierowane w moją stronę. Patrzę w dół i zastanawiam się nad odpowiedzią. Taka trochę wydra, ewentualnie śledź, ale w papierach ma, że pies.
- Czy suka? - dodaje z niepokojem właściciel psa i do mózgu dociera, że pytanie było o płeć, nie o gatunek.
- Suka - odpowiadam i widzę jak mężczyzna zrywa się z ławki.
- Leya Jezus Maria, Leya! - słyszę i zastanawiam się nad ilością imion tego psa. Z Hiszpanii czy jak?
- Pani bo to dwie suki, pani trzyma swoją, Boże drogi! - pokrzykuje właściciel, kołując nad rozwalonymi na chodniku futrami.
- Ale grzecznie leżą, nic się nie dzieje. Pana taka groźna?
- Nie, ale to przecież dwie suki, pani. Jezu nie będzie co zbierać.
- Wyglądają jakby się dogadywały - odpowiadam widząc, że mniejsza księżniczka wciska głowę pod pachę większej koleżance.
- To na pewno suka? - pada pytanie.
- Na pewno.
- Ale bo... Bo to dwie suki, bo moja to też suka. Jak tak?
Mężczyzna wygląda na skołowanego. Nie wiem czy to udar, czy szok, ale jego usta tworzą idealne kółeczko.
- Jaka ona jest cudna - mówi po chwili i schyla się do Świniaka - Mogę ją dotknąć?
- Proszę.
- Taka duża, a taka łagodna? Jaka rasa? Ona tak zawsze? - padają kolejne pytania i mężczyzna zachwyca się nowym odkryciem o nazwie "nie każda duża suka to maszyna do zabijania".
Po chwili przytulanek zbieramy się i odchodzimy, a zafascynowany właściciel mniejszej pociechy przygląda nam się z oddali.
Tego samego dnia wieczorem ponownie spotykamy mężczyznę z suczką i cała sytuacja powtarza się od nowa.
- Ona jest świetna, naprawdę. Ja pierwszy raz coś takiego widzę na oczy - mówi oczarowany śledziem właściciel.
Kilka dni później mijamy się na spacerze i tym razem mężczyzna jest ze swoją dziewczyną, a piesek wędruje na smyczy.
- O, czekaj! - mówi, widząc nas z oddali - To ten pies, jak Ci coś pokaże, to nie uwierzysz - dodaje i cała trójka podchodzi w naszą stronę.
Psy odwalają naleśniki, gość tłumaczy przerażonej dziewczynie, że to ten magiczny zwierz co nie pożera małych piesków i po chwili każdy odchodzi w swoją stronę.
- Ja Ci nie wierzyłam, ale to na poważnie - mówi do chłopaka dziewczyna.
- No mówiłem Ci, ja mało zawału nie dostałem za pierwszym razem.
- No ja też bym dostała. Gdzie dwie suki i to jedna taka wielka?
- Może ona nie wie, że jest wielka?
- Może nie wie, że jest suczką?
Dywaguje para, kiedy my powoli się oddalamy.
Jak to niewiele niektórym trzeba do szczęścia.
Morfinę to chyba jednak muszę uświadomić.
Tyle lat w niewiedzy to haniebne zaniedbanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz