Godzina czwarta, minut czterdzieści. Słońce się jeszcze nie pofatygowało na horyzont, a ja już zostałam brutalnie wyrwana z objęć snu. Coś dzwoni i nie chce przestać. Tym razem to nie Morfina, to domofon. Niemiłosiernie wysoki pisk rozrywa mi uszy. Komuś się musiał przykleić palec do przycisku, nie ma innej możliwości.
Zwlekam się z łóżka, po czym połączeniem przeplatanki i kroku odstawno-dostawnego, migruję do korytarza. Jestem zła i zdezorientowana, chociaż sama nie wiem które bardziej.
- Tak? - mówię zachrypniętym głosem i oczekuję czegoś w stylu: "Pali się budynek! Trzeba się ewakuować, bo zaraz wszyscy zginiemy!", czy czegokolwiek, co tłumaczyłoby pobudkę o tej godzinie.
Zamiast tego słyszę rozbujane:
- Marek? Mareczku, ja Cię strasznie przepraszam.
Analizuję. Nie. Ja jednak nie Marek.
- Przepraszam, ale chyba pomylił Pan guziczki - odpowiadam, chociaż nie przypominam sobie, żeby w naszej klatce mieszkał jakiś Marek.
- Maruś... Marucha... ja wiem, że Ty jesteś zły, ale wybacz mi -
- Proszę Pana, tu nie Marek.
- Ja wiem, że zawaliłem... - kontynuuje mężczyzna po drugiej stronie i zaczynam mieć wrażenie, że albo mnie nie słyszy, albo tak bardzo skupia się na funkcjonowaniu aparatu mowy, że zapomniał włączyć aparat słuchu - ...ale ja nie wiedziałem. Skąd ja miałem wiedzieć?
Wyszłabym na korytarz, ale jestem w piżamie. Nie będę w stroju w słoniki tłumaczyć facetowi, że pomylił lokale.
- Halo, przepraszam, słyszy mnie Pan? - mówię nieco głośniej do słuchawki.
- Ja Cię zawsze słyszę Maruś. Zawsze Cię słucham Mareczku - odpowiada mężczyzna.
Czyli jednak działa.
- ŹLE PAN NACISNĄŁ GUZIK - mówię bardzo powoli i wyraźnie - TU NIE MAREK.
- Mareczku, ale ja byłem przekonany, że on najbardziej lubi truskawki.
To pogadane. Połączenie ucho-mózg zostało zerwane.
- Zadzwonił Pan nie do tego mieszkania, dobranoc - odpowiadam i odkładam słuchawkę. Muszę mieć rano bardzo męski głos, skoro mężczyzna nie daje za wygraną. Dzwonek domofonu odzywa się ponownie po krótkiej chwili.
- Tak? - pytam, chociaż doskonale wiem kto to.
- Maruś Ty wiesz, że ja bym Ci świat cały, bo ja Cię tak bardzo szanuję.
- Pomylił Pan bloki.
- Ty wiesz, że ja bym Ci nigdy tego specjalnie nie zrobił.
Mam w planach mu po prostu wybaczyć, cokolwiek zrobił i mieć nadzieję, że odejdzie. Marek by mu wybaczył, jestem tego pewna.
- Halo? Mamy łączność?
- Marucha nie odcinaj się, Maruś. Nie zamieniaj serca w twardy głaz Maruś, Ty taki nie jesteś. Ja wiem, że Ty taki nie jesteś.
- Halo?
- Bo Ty dobrym człowiekiem jesteś Maruś i Ty się nie gniewasz długo Mareczku. I za to ja Cie szanuję. Za to, że takim człowiekiem jesteś. Nie innym.
Moim planem B jest po prostu puszczenie słuchawki. Niech sobie dynda, a gość niech nawija do kafelek. Ja mam zamiar wrócić jeszcze do łóżka.
- Maruś?
- Nie.
- Nie Maruś? - dociera w końcu do mężczyzny.
- Nie Maruś, zły numer.
- A to przepraszam - pada po drugiej stronie i odwieszam słuchawkę. Stoję przy niej chwilę, mając nadzieję, że nie zadzwoni. Kiedy z radością zmierzam do pokoju, dźwięk domofonu odzywa się u sąsiadów nade mną.
Samotnej matki z dwójką dzieci.
- Panie! - słyszę po chwili głos sąsiadki - Pan jest pijany czy nienormalny? Żaden Marek!
No cóż. Kiedyś Mareczek na pewno się odnajdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz