Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Zbyt realny sen


Miałam dzisiaj bardzo realistyczny sen.

Normalnie nie przykładam do tego uwagi i nawet jeśli pamiętam co mi się śniło, to z momentem przebudzenia przestaje mnie to obchodzić. Teraz jest jednak inaczej i mimo że mam mnóstwo pracy, nie potrafię się na niczym skupić, bo moje myśli analizują poszczególne sceny tego koszmaru wbrew mojej woli. 

Pomyślałam, że pozbędę się tego prześladowania, przelewając je na papier... taki wirtualny papier. Nigdy tak tego nie załatwiałam, ale nie mam nic do stracenia, a nie mogę zmarnować całego dnia przez skupianie się na chorych wyobrażeniach mojego zmęczonego mózgu.

Nie wiem czy projekcja była przypadkowa i mój umysł po prostu postanowił torturować mnie akurat dzisiaj, czy zadecydowało o tym to, że położyłam się spać o 4 rano z bólem brzucha. Myślę, że była to mieszanina wszystkiego po trochu.

Sen, jak już wspomniałam, był bardzo realistyczny i przedstawiał się w następujący sposób:


Jeśli ktoś nie jest pełnoletni lub źle znosi drastyczne sceny, proszony jest o opuszczenie wpisu.

Był wieczór. Ułożenie pomieszczeń, wielkość i umeblowanie mojego mieszkania znacząco różniły się od obecnego, ale wiedziałam, że znajduję się w swoim domu. Wiedziałam też, że moja mama umarła i z jakiegoś powodu mną i siostrą zajmowała się druga żona mojego ojca. 

Było to chyba ze wszystkiego najmniej realne, ponieważ jestem już od dawna pełnoletnia, więc w przypadku śmierci mojej mamy, to ja przejmuję opiekę nad niepełnosprawną siostrą i nie potrzebuję do tego pomocy osób trzecich. Zwłaszcza osób trzecich, których nie darzę zbyt dużą sympatią.

Nie wiem gdzie był mój ojciec, ale nie było go w mieszkaniu. Moja... macocha? Sprowadziła do mieszkania człowieka, który wyglądał jak lżejsza wersja Salety. Łysy, barczysty, wysoki, mówiący niskim głosem, z karkiem większym niż garb wielbłąda. Nie wiem czy uważałam, że to jej kochanek, czy tylko znajomy, ale niewiele mnie to obchodziło. Podałam siostrze leki, włączyłam jej telewizor i położyłam spać, przymykając drzwi do jej pokoju. Na jej pościeli leżała Morfina i jako że zasnęła z głową na brzuchu mojej młodszej wersji, zostawiłam ją tam gdzie była. 

Wyciągnęłam z szafki ręcznik i skierowałam się do łazienki. W korytarzu wyminęłam się z barczystym człowiekiem, którego imienia nie znałam, ale jego twarz była mi dziwnie znajoma i zauważyłam, że zmierzał on do pokoju mojej siostry. Jeśli obcy (poniekąd) mężczyzna kieruje się późnym wieczorem do pokoju nieletniego rodzeństwa, to powinien być to czerwony alarm. Z jakiegoś powodu mężczyzna pomimo swojej masy był bardzo szybki i zwinny, więc niemal natychmiast zniknął mi z oczu. Dystans między mną, a pokojem magicznie zwiększył się trzykrotnie i zanim dotarłam do miejsca docelowego, usłyszałam krzyk i skomlenie Morfiny. Nie wiem czy kiedykolwiek włożyłam więcej wysiłku w bieg przez sen, ale wszyscy wiemy jak to wygląda. Nogi poruszają się jakby były obciążone betonem i wysiłek włożony w bieg nie przekłada się na otrzymywaną prędkość. Kiedy w końcu dotarłam do drzwi, w pokoju panowała cisza, przerywana tylko cichymi łupnięciami - odgłosem, który wydaje z siebie łapka na muchy, uderzająca w miękką poduszkę. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam martwe ciało mojego psa, leżące na równie martwym ciele mojej siostry. W pozbawione życia zwłoki rytmicznie wbijał się wielki nóż, przechodząc w całości przez Morfinę i przebijając się do młodej, umieszczonej pod nią. Cały psi bok i klatka piersiowa były otworzone. Widziałam kości żeber pozbawione skóry i fragmenty mięsa, które spadały na prześcieradło, razem ze zmieszanym potokiem psiej i ludzkiej krwi, która kapała na podłogę. Ciała nie reagowały już na dźgnięcia, były jak gumowe manekiny. 

Mimo że wiedziałam, że w obu tych istotach nie ma już życia, stanęłam pomiędzy nimi, a mężczyzną i starałam się go odepchnąć. To była pierwsza reakcja. Gość był jak góra i chociaż użyłam (moim zdaniem) sporej siły, to nie przesunął się o milimetr i tylko patrzył na mnie pozbawionymi emocji oczami, dzierżąc w dłoni zakrwawiony nóż. Zostałam odepchnięta na szafę i przybita do niej nożem z nadludzką siłą. 

Mówią, że we śnie nie czuje się bólu, ale mogłabym przysiąc, że czułam go doskonale. 

Zaczęłam się osuwać, ale nóż zalegał głęboko w drzwiach szafy i moje przesunięcie spowodowało tylko powiększenie rany i zatrzymanie się ostrego narzędzia na żebrach. Z tyłu głowy siedziało mi, że nie wolno wyciągać obiektów wbitych w ciało, bo może to doprowadzić do krwotoku, ale nie miałam innej możliwości. Musiałam się jakoś wydostać. Mężczyzna w tym czasie wyszedł z pokoju, więc próbowałam wyciągnąć nóż. Moim celem było okno, które z jakiegoś powodu znajdowało się na poddaszu.

Poddasze na pierwszym piętrze, gdzie nad nami mieszkali jeszcze ludzie?

Przedmiot został jednak wbity z taką siłą, że nie miałam szans go z siebie wydobyć.

A słabym człowiekiem nie jestem.

Postanowiłam więc przedrzeć się przez jego rękojeść, zostawiając ostrze wbite w szafę. Musiałam się spieszyć, bo słyszałam zbliżające się rozmowy między żoną mojego ojca, a jej partnerem w zbrodni. Odepchnęłam się od szafy i poczułam jak tracę jakiś fragment mojego brzucha. Kiedy się obejrzałam, część mięsa spoczywała na rękojeści jak szaszłyk. Pozostawiając za sobą ślad z krwi, wspięłam się na okno i otworzyłam je akurat w momencie, kiedy dwójka wcześniej wspomnianych ludzi znalazła się w pokoju. Mężczyzna próbował mnie chwycić, ale złapał tylko za kawałek mięsa (wyglądało to jak fragment więzadła), które rozwinęło się jak serpentyna, kiedy spadłam na dół, lądując z pluskiem na chodniku. Nagle z tyłu głowy pojawiła się myśl, że gość ma broń i będzie teraz do mnie strzelał, więc zaczęłam uciekać slalomem, ponieważ wtedy ponoć ciężej trafić w cel. Kiedy znalazłam się już prawie za rogiem budynku, a kule trafiały pod moje nogi, ale nie we mnie, jak spod ziemi wyrósł ten sam oprawca i wbijając bagnet z pistoletu...

Pistolet z bagnetem. Ciekawa rzecz.

... w moją szyję, zagroził, że strzeli jeśli nie przestanę uciekać. Podnosząc pistolet, ze mną na jego końcu, jak szmacianą lalkę, wrócił do mieszkania. Zaczęłam wyrzucać z siebie fontannę krwi. Dusiłam się i widziałam coraz mniej wyraźnie. Nie wiem jaką różnicę zrobiłby mi postrzał w gardło, które właśnie zostało otwarte nożem, ale pomyślałam o tym dopiero, kiedy zostałam rzucona w róg pokoju, w którym stół zasłany był białym obrusem i przygotowany na kolację dwóch osób.

Nie mogłam się ruszyć i czułam, że się wykrwawiam. Powtarzałam do siebie szeptem, że nie mogę zasnąć, bo wtedy już się nie obudzę. Jakbym miała jakąkolwiek szansę przeżyć coś takiego. Nie wiem dlaczego nie zostałam dobita do końca, ale mężczyzna poinformował moją macochę, że musi umyć ręce, bo jej zabrudzi obrus i zostawiając zakrwawiony nóż na talerzu, przeszedł do łazienki. Po pokoju zaczęły krzątać się dwie kucharki w czepkach. Jedna z nich była młoda, druga nieco starsza i bardziej tęga. Kobiety znosiły potrawy na stół, podczas kiedy ja walczyłam o powietrze i utrzymanie świadomości w kącie pomieszczenia.

Młodsza z kucharek spoglądała na mnie z niepokojem i próbowałam jej przekazać w jakiś sposób, że ma wezwać policję i pogotowie. Stukałam palcem w podłogę, starając się Morsem wystukać jej wiadomość SOS. Robiłam do odwrotnie, bo zamiast "... _ _ _ ...", stukałam "_ _ _ ... _ _ _", ale kobieta i tak zorientowała się o co chodzi i poinformowała o tym swoją starszą koleżankę, która jakby się zastanowić, mogła być jej matką.

Jakby zakrwawiony nóż i dogorywająca w rogu osoba, zalana czerwoną posoką były niewystarczającymi sygnałami do wezwania pomocy.

Niestety kobiety były mało dyskretne i obie skończyły jako szaszłyki nadziane na krzesło, położone jedna na drugiej. Zastanawiające było jak zabiło je jedno dźgnięcie na wysokości przepony, podczas kiedy ja od dłuższego czasu utrzymywałam się przy życiu z otwartą jamą brzuszną i szyją. Miałam właśnie podzielić ich los, kiedy w kuchni wybuchł pożar i macocha ze swoim bodyguardem postanowili wyewakuować się z mieszkania. Ogień wdzierał się do pokoju, a ja zostałam odcięta od drogi ucieczki. Ponownie usłyszałam skomlenie psa, więc uznałam, że Morfinie udało się jednak przeżyć. Przeczołgałam się do korytarza, gdzie znalazłam mrugającą i piszczącą psią głowę, oddzieloną od reszty ciała, która znajdowała się poza zasięgiem mojego wzroku. Zabrałam głowę, która zaczynała już zajmować się ogniem i skuliłam się razem z nią gdzieś w kącie, modląc się o jakiś wybuch gazu, który szybko zakończyłby sprawę i uchroniłby mnie przed spaleniem się żywcem. 

Obudziłam się, ściskając poduszkę dokładnie w ten sam sposób, w jaki jeszcze przed chwilą ściskałam głowę Morfiny. Mokra twarz świadczyła o tym, że płakałam przez sen. Usiadłam na łóżku, sprawdziłam legowisko na którym smacznie chrapała Morfina i przeszłam do pokoju, w którym spały mama z siostrą. Wszystko było w porządku. Brzuch dalej mnie bolał i z jakiegoś powodu bolała mnie też szyja - prawdopodobnie przez skuloną pozycję, w jakiej spałam.

Od wybudzenia minęło już kilka godzin, a ja wciąż mam przed oczami ułożone na sobie zwłoki i skomlącą psią głowę, którą za wszelką cenę chciałam jakoś przyczepić do zaginionego ciała. Nawet nie macie pojęcia z jakim trudem zakładałam dzisiaj Morfinie obrożę na szyję. 

I tak, wiem, że to sen i nie ma większego znaczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że jakoś to za mną chodzi.

2 komentarze:

  1. Straszny sen, ale ponoć sny tłumaczy się odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z takich snów przyczepił się do mnie od ponad 20 lat i muszę się dokładnie skupić, żeby sobie uzmysłowic, że to był tylko sen a nie realne wspomnienie. Mam nadzieję, że szybko o nim zapomnisz.
    Grażyna R.

    OdpowiedzUsuń