Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Głowy ból i naked bulwa


Są takie dni, kiedy nie ma się ochoty na pogaduszki z przypadkowo spotkanymi na spacerze ludźmi. Nawet najbardziej ekstrawertyczna osoba może mieć takie chwile i należy je uszanować. Słuchawki w uszach i brak kontaktu wzrokowego powinny być wystarczająco dobitną, a jednocześnie grzeczną informacją dla otoczenia. Niestety nie zawsze są.

Spacer z Morfiną to jeden wielki festiwal głaskania i smalltalków z innymi właścicielami psów, których spotykam na swojej drodze i którzy niejednokrotnie są niemożliwi do wyminięcia. Zazwyczaj nie mam z tym żadnego problemu, ale  w momencie, w którym ból głowy rozsadza mi czaszkę i dzień właściwie nie może być gorszy, cenię sobie swoją osobistą strefę w przestrzeni publicznej.

Opakowana jak prezent, zawinięta w maskę, szalik i czapkę (ponieważ z dwudziestu stopni nagle robi się siedem), ze słuchawkami w uszach i psem na smyczy, maszeruję więc trawnikami, celem wyprowadzenia psa i tylko wyprowadzenia psa. W słuchawkach jest cisza, ponieważ najdrobniejszy dźwięk wywołuje w mojej czaszce łupanie porównywalne z rozkuwaniem młotem pneumatycznym pola minowego. Podczas kiedy ciśnienie morduje mnie od wewnątrz i staram się nie poruszać zbyt agresywnie, do Morfiny podbiega młoda bulwa. Łaciaty Buldog Francuski może mieć maksymalnie kilka miesięcy i jest całkowicie nagi. Żadnej obroży, żadnych szelek, a co najważniejsze, żadnego właściciela. Mam słabość do psów, zwłaszcza tak małych i pociesznych, ale obecnie moim priorytetem jest nie dopuścić do rozsadzenia mi czaszki. Nie jestem na tyle odważna, by schylić się do psiaka i go pogłaskać. Wiem jak to mogłoby się dla mnie skończyć. Rozglądam się delikatnie za jakimś człowiekiem i zauważam nastolatkę, stojącą w pewnej odległości.

- O Boże, jaki wielki pies. Jaki wielki pies - mówi do siebie, podczas kiedy jej szczeniak wspina się na ułożoną na boku Morfinę. Zastanawiam się dlaczego dziewczyna po prostu nie zabierze pupila, ale ona tylko rozgląda się niepewnie i coraz wyższym głosem piszczy:
- Pani weźmie tego psa, ja nie podejdę, pani go weźmie.
- W jaki sposób? - pytam, ponieważ nie wiem czego nastolatka właściwie oczekuje. 

Mam zarzucić sobie na plecy 30 kg psa, czy wystarczy jak ją przywiążę do drzewa i podam szczeniaka właścicielce do rąk własnych?

- Nie wiem, ale ja nie podejdę! - krzyczy dziewczyna i czuję jak jej głos pozbawia mnie resztek duszy, wwiercając się w moją skroń.
- Nic Ci nie zrobi. Odwrócę jej głowę i zabierzesz psa - mówię, ale właścicielka bulwy jest zbyt przerażona wielkością Morfiny, żeby wykonać krok do przodu. Rozumiem to. Nie każdy musi być przyzwyczajony do psów powyżej kostki, ale z drugiej strony, to mój potwór jest tutaj na smyczy. 
Zaczepiam sobie smycz o nadgarstek, schylam się (ku rozpaczy mojej głowy), podnoszę szczeniaka i maszeruję z nim do rozhisteryzowanej właścicielki.
- Może następnym razem jakaś smycz? - proponuję, ale dziewczyna tylko wyrywa psa i leci z piskiem do mężczyzny, czekającego na nią przy samochodzie, którego zauważam dopiero teraz.

Odchodzę na drugie okrążenie, walcząc z pulsującą falą, która tłucze się o moją czaszkę, kiedy podchodzi do mnie widziany wcześniej mężczyzna i zaczepia moje ramię.

- Może tak grzeczniej następnym razem do mojej córki, dobrze? To, że jest młodsza, nie znaczy że można nią pomiatać - mówi wyraźnie zirytowany człowiek.
- W którym miejscu byłam niemiła? Zaproponowałam pana córce smycz do szczeniaka, ponieważ pies jest jeszcze mały i może wpakować się komuś pod koła albo pod większego psa, który sobie tego nie życzy i zrobi sobie z niego przystawkę.
- To jest w Waszym obowiązku, żeby zapewnić bezpieczeństwo. Moja córka się boi dużych psów.
- To nie mój pies do niej podszedł.
- Kaganiec powinien mieć na pysku. Co jak kogoś pogryzie?

Co jak to ja pogryzę? To bardziej prawdopodobny scenariusz. Mam maskę, ale nie dawałabym sobie gwarancji...

- Proszę kupić smycz - mówię, ucinając rozmowę i odchodząc. 
Do wybuchu zostało mi kilkanaście sekund, więc nie mam co tracić czasu, kiedy wizja dojścia do domu staje się coraz bardziej odległa.

- Bezczelna! - rzuca za mną mężczyzna, ale jest mi tak bardzo wszystko jedno co ma mi do powiedzenia.

Konwersacja nie była przeprowadzona najlepiej, ale pomijając już mój stan, bulwie mogło grozić poważne niebezpieczeństwo. Darzenie szczeniaka zbyt dużym zaufaniem może się skończyć w bardzo szybki i nieprzyjemny dla oka sposób i mam nadzieję, że Ci ludzie się o tym nie przekonają.

1 komentarz:

  1. Czuję, że powinnam się wytłumaczyć. Zaznaczam zawsze "mega" - co nie oznacza, że fajnie, że np. boli Cię głowa, ale to, że uwielbiam sposób w jaki wszystko opisujesz. Mam nadzieję, że już przeszło.
    Grażyna R.

    OdpowiedzUsuń